Wstrzymanie wykonania postanowienia o zakazie publikacji zdjęć Edyty Górniak przez ten sam warszawski sąd, który je wydał, to dobra wiadomość. Sędzia wzięła pod uwagę argumenty licznych krytyków tej decyzji.
Podstawowy z nich to ten, że chociaż w takich sprawach sądy odwoławcze często uchylają zarządzenia wydane przez sądy pierwszej instancji, nie zmienia to faktu, iż postanowienia te obowiązują przez długi czas. A już sama ich długotrwałość stanowi naruszenie Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Tym razem "cenzura sądowa" trwała pięć tygodni, co dla dziennika jest niemal wiecznością, ale dla polskich sądów - okamgnieniem.
Trzeba też przypomnieć, iż wszelkie publikacje prasowe oraz zdjęcia, a o nie tu przede wszystkim chodzi, są "dobrem zanikającym". Nawet krótkie opóźnienie publikacji może pozbawić je znaczenia i wartości. Dlatego wstrzymanie wykonania decyzji sądu dobrze służy nie tylko wolności słowa, ale i wolności gospodarowania.
Analiza orzecznictwa Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu wskazuje, że sądowy zakaz publikacji można zaakceptować jedynie wówczas, gdy służąc ochronie ważnego dobra jest on sformułowany wąsko i nie pozbawia możliwości zabierania głosu w sprawie, która ma lub rodzi publiczne zainteresowanie. Zakaz publikowania zdjęć Edyty Górniak i komentarzy na jej temat warunków tych w sposób oczywisty nie spełniał.
W jednym ze swoich wyroków amerykański Sąd Najwyższy użył porównania, iż groźba sankcji karnej lub cywilnej po ukazaniu się publikacji ją "schładza", natomiast uprzednie wstrzymanie ją "zamraża". A zatem ciesząc się z odmrożenia swobody przedstawiania osoby publicznej, jaką jest Edyta Górniak, dziennikarze powinni korzystać z niej nie nazbyt gorąco.