Prokuratura tropi "Gazetę Polską"
Piotr Lisiewicz

Prokuratura wszczęła postępowanie przygotowawcze w sprawie odmowy opublikowania sprostowania przez "Gazetę Polską". Zdaniem prawników i dziennikarskich stowarzyszeń ściganie przez prokuraturę gazety za brak sprostowania to absurd

Kto zadziera z panią kierownik

O prowadzonym postępowaniu przygotowawczym poinformowała nas w nadesłanym piśmie Komenda Rejonowa Policji Warszawa III. - Policja podjęła działania na moje polecenie - dowiedzieliśmy się od prokurator Katarzyny Szeskiej z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ochota. - Na tym etapie nie mogę udzielić państwu więcej informacji.

Jak usłyszeliśmy od prowadzącej postępowanie starszej posterunkowej Urszuli Makowskiej, decyzja o ewentualnym przesłuchaniu dziennikarzy "GP" podjęta zostanie po przesłuchaniu Barbary Świątek, kierowniczki Zakładu Medycyny Sądowej z Wrocławia, która złożyła doniesienie o przestępstwie, i po analizie udzielonej przez naszą redakcję odpowiedzi, w której odmówiliśmy opublikowania sprostowania. Barbara Świątek już w czasie zbierania przez mas materiałów do opublikowanego 11 czerwca 2003 tekstu "Wymiar mściwości" postraszyła nas, że jakoś tak się składa, że wszystkie osoby, które z nią zaczynają, kończą na ławie oskarżonych.

W artykule opisaliśmy zarówno przestępczą działalność pracowników kierowanego przez nią zakładu, polegającą na wyłudzaniu pieniędzy od krewnych ofiar wypadków, jak i absurdalne decyzje wrocławskiej prokuratury, która mało efektywnie ściga sprawców nadużyć w Zakładzie Medycyny Sądowej, natomiast oskarża pokrzywdzone kobiety i tropi dziennikarza, który wziął je w obronę.

W odpowiedzi otrzymaliśmy od Barbary Świątek trzystronnicowe pismo, będące według autorki sprostowaniem. Odmówiliśmy jego publikacji, gdyż nie spełniało ono kryteriów sprostowania określonych w prawie prasowym (zawierało głównie opinie i przypuszczenia). O fakcie, iż treść pisma Świątek nie tylko upoważnia, ale wręcz obliguje redaktora naczelnego "Gazety Polskiej" do odmowy jego opublikowania, poinformował samą zainteresowaną w specjalnym piśmie prawny pełnomocnik redakcji.

Na podstawie "przepisów Urbana"

Artykuł 46 prawa prasowego stwierdza, że "kto wbrew obowiązkowi wynikającemu z ustawy uchyla się od opublikowania sprostowania lub odpowiedzi (...) podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności". Jeżeli pokrzywdzonym jest osoba fizyczna, ściganie odbywa się z oskarżenia prywatnego. Barbara Świątek prokuraturę zawiadomiła jako kierownik zakładu i katedry.

Zdaniem prawników i dziennikarskich stowarzyszeń ściganie przez prokuraturę dziennikarzy za nieopublikowanie sprostowania jest absurdalne. - To nieszczęśliwy przepis prasowego z 1984 roku, który już dawno powinien zostać zniesiony jako absurdalny. Popularnie nazywany bywa przepisem Urbana, gdyż Jerzy Urban jako rządowy specjalista od propagandy miał wówczas duży wpływ na uregulowania dotyczące dziennikarstwa. Po 1989 r. nie był prawie stosowany, jednak w 2003 roku prokuratura nie przepadająca za dziennikarzami postanowiła do niego wrócić - mówi profesor Andrzej Rzepliński z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

- Prawo prasowe stworzone w 1984 roku faktycznie zawiera przepis umożliwiający prokuraturze zajmowanie się sprawą sprostowań. Jednak w warunkach wolności prasy jest to przepis kuriozalny. O tym, czy publikować sprostowanie, powinien decydować redaktor naczelny i jego zdrowy rozsądek. Dziś każdy może opublikować swoje zdanie w konkurencyjnej gazecie czy na stronie internetowej, a jeśli nie podoba mu się odmowa opublikowania sprostowania, dochodzić swoich praw na drodze postępowania cywilnego. Mieszanie się w to prokuratury wydaje się być absurdalne i rodzi obawy, że to działanie na polityczne zamówienie - uważa Andrzej Krajewski, szef Centrum Monitoringu Wolności Prasy.

"Gazeta Polska" to druga w ciągu ostatnich dwóch miesięcy redakcja, w stosunku do której prokuratura postanowiła odkurzyć stary przepis. - Z zaniepokojeniem obserwujemy zadziwający wzrost zainteresowania prokuratury publikacjami prasowymi. W ciągu poprzednich lat było to zjawisko nieznane, chociaż niektóre teksty, np. w tygodniku "Nie" mogły kwalifikować się do takiej interwencji - mówi Agnieszka Romaszewska ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

10 lipca tego roku Prokuratura Warszawa-Ochota postawiła zarzut nieopublikowania sprostowania Maciejowi Łukasiewiczowi, redaktorowi naczelnemu "Rzeczpospolitej". Na "Rzeczpospolitą" doniósł toruński sędzia Zbigniew Wielkanowski po tym, jak gazeta napisała o jego wieloletniej przyjaźni z szefem tamtejszej mafii Edwardem Śmigielskim.

Mecenas Jerzy Naumann, specjalista od spraw związanych z funkcjonowaniem mediów, wskazał wówczas, że "Prokuratura nie powinna się włączać w sprawy z oskarżenia prywatnego. Prokurator przed podjęciem takiej decyzji powinien się zastanowić piętnaście razy. Musi mieć świadomość, że ta sprawa wiąże się z szerokim interesem społecznym. Jeżeli decyduje się w nią włączyć, to musi wytłumaczyć, z jakiego powodu to robi. Jeżeli nie ma czytelnego interesu, dla którego prokurator angażuje się w sprawę między gazetą a bohaterami jej tekstów, to jest to działanie przynoszące szkodę wymiarowi sprawiedliwości. Znam przykłady z życia, gdzie w takich właśnie sprawach uprawnienia prokuratorskie zostały w sposób ewidentny nadużyte wyłącznie w partykularnym interesie, dla ochrony osób z koneksjami".

Długa lista znieważających Barbarę Świątek

Jak ustaliliśmy, twierdzenie kierownik Barbary Świątek, że kto z nią zadziera wcześniej czy później trafia na ławę oskarżonych, odpowiada prawdzie. Nie tylko "Gazeta Polska" tropiona jest obecnie przez prokuraturę w wyniku jej doniesień. Do wrocławskich sądów wpłynęły trzy niezależne akty oskarżenia: przeciwko kobietom poszkodowanym przez kierowany przez nią Zakład Medycyny Sądowej, przeciwko dr hab. Zofii Szychowskiej - autorce krytycznego wobec pani kierownik artykułu w piśmie "Forum Akademickie" i przeciwko Jackowi Bąbce - redaktorowi naczelnemu pisma "Studentka". Zdaniem prokuratury wszyscy oni znieważyli bądź pomówili Barbarę Świątek i Zakład Medycyny Sądowej.

A gdy w "Gazecie Polskiej" działania prokuratury w stosunku do redaktora Bąbki potępił profesor Andrzej Rzepliński z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Świątek złożyła... skargę na profesora Rzeplińskiego do szefa fundacji, profesora Marka Nowickiego.

Imieniny i społeczna pomoc

Osoby ścigane przez Barbarę Świątek zgodnie twierdzą, że szefowa Zakładu Medycyny Sądowej, w której ekspertyzy zamawia prokuratura, cieszy się znakomitymi układami w wymiarze sprawiedliwości. Poszliśmy tym tropem.

Jak ustaliliśmy, Barbara Świątek jest bliską znajomą prokuratora Prokuratury Krajowej Andrzeja Kaucza. - Miałem okazję być na imieninach na których był też prokurator Kaucz i pani profesor Świątek. Są na ty, przyjaźnią się ze sobą - mówi jeden z profesorów Akademii Medycznej. Informację o zażyłości pomiędzy Barbarą Świątek i Kauczem potwierdzają dwa inne źródła na tej samej uczelni. - To fakt ogólnie znany, tajemnica poliszynela - mówią nasi rozmówcy.

Prokuratora łączy wiele z uczelnią, której zakład według Świątek jest notorycznie obrażany. Kaucz jest mianowanym przez rektora AM wiceszefem Rady Społecznej uczelnianego Szpitala Klinicznego nr 1. Na czele tej rady stoi sekretarz generalny SLD poseł Marek Dyduch.

W dziale wydawnictw Akademii Medycznej zatrudniona jest żona Andrzeja Kaucza, Małgorzata Kuniewska-Kaucz. Z kolei w Klinice Dermatologii, Wenerologii i Alergologii Akademii Medycznej pracuje szwagierka prokuratora, Barbara Kuniewska.

Przypomnijmy, że prokurator Andrzej Kaucz oskarżał w procesach politycznych z lat 80., m.in. w procesie Barbary Labudy i Władysława Frasyniuka, wykazując się szczególną gorliwością w zwalczaniu opozycji demokratycznej.

5 czerwca ubiegłego roku "GP" opublikowała artykuł "Prokurator krajowy na sponsorowanym", w którym opisaliśmy, jak Kaucz pozyskuje sponsorów dla Stowarzyszenia Promocji Tenisa, które wykładają spółki, którymi zainteresowana jest prokuratura - m. in. KGHM Polska Miedź.

W Prokuraturze Krajowej poinformowano nas, że do drugiej połowy września prokurator Kaucz przebywa na urlopie. Barbara Świątek nie chciała rozmawiać z nami na temat swojej znajomości z prokuratorem Andrzejem Kauczem, uznając to za ingerencję w jej prywatne sprawy. Stwierdziła też, że jej znajomości w wymiarze sprawiedliwości wynikają z faktu, że w jej zakładzie zamawiane są ekspertyzy.

Polityczne szpitale rektora Paradowskiego

Zwierzchnik Barbary Świątek, rektor Akademii Medycznej we Wrocławiu Leszek Paradowski, w 2000 roku zasiadał w komitecie honorowym kandydata na prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. W 2002 roku rektor wszedł do komitetu honorowego kandydatki SLD na prezydenta Wrocławia Lidii Geringer d'Oedenberg. Angażował się też w kampanię innych lokalnych działaczy SLD.

Z nadania rektora stanowiska czterech szefów rad społecznych szpitali należących do uczelni piastują posłowie SLD - Marek Dyduch, sekretarz generalny SLD w szpitalu nr 1, w szpitalu nr 3 Janusz Krasoń - szef dolnośląskiej organizacji partyjnej SLD, w szpitalu nr 5 poseł Jan Chaładaj, ostatnio usunięty z klubu SLD za podwójne głosowanie, wreszcie w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym posłanka SLD Teresa Jasztal, lokalna szefowa ZNP.


Warszawa, 8 sierpnia 2003 r.