PRAWO KARNE

Zniesławienie a granice wolności słowa

Nie można lekkomyślnie stawiać zarzutów ani osobom, ani instytucjom


artykuł zamieszczony w dzienniku "Rzeczpospolita" 7 kwietnia 2004 r.

WŁADYSŁAW MĄCIOR

Dziennikarze powinni mieć wynikającą z ustawy pewność, że jeśli będą działać w uzasadnionej dobrej wierze, to nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności karnej, nawet gdy ujawnione przez nich informacje okażą się nieprawdziwe.

Zniesławienie polega na pomawianiu osoby, grupy osób lub instytucji o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć je w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności.

Istotą tego przestępstwa jest możliwość poniżenia w opinii publicznej, nie musi więc być ono rzeczywiste. Wobec tego w postępowaniu dowodowym nie ma potrzeby wykazania, że niebezpieczeństwo poniżenia rzeczywiście istniało.

Kiedy jest przestępstwo, a kiedy go nie ma

Obowiązujący kodeks karny nie ujmuje oszczerstwa jako kwalifikowanego typu zniesławienia, jak to czynił k.k. z 1969 r. Decydujące znaczenie dla zniesławienia oszczerczego ma to, że sprawca świadomie podnosi lub rozgłasza nieprawdziwy zarzut zniesławiający tylko po to, aby poniżyć pokrzywdzonego w opinii publicznej lub narazić go na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności. Nie trzeba chyba dowodzić, że zniesławienie oszczercze bardzo źle świadczy o osobowości jego sprawcy. I właśnie dlatego za taki czyn uzasadniona jest surowsza odpowiedzialność karna. Jednak k.k. całą tę kwestię pomija.

Według art. 213 k.k.:

  • nie ma przestępstwa zniesławienia (art. 212 § 1), jeżeli zarzut uczyniony niepublicznie jest prawdziwy,
  • nie popełnia przestępstwa określonego w art. 212 § 1 lub § 2 (zniesławienie za pomocą środków masowego komunikowania), kto publicznie podnosi lub rozgłasza prawdziwy zarzut służący obronie społecznie uzasadnionego interesu. Jeśli jednak zarzut dotyczy życia prywatnego lub rodzinnego, dowód prawdy może być przeprowadzony tylko wtedy, gdy zarzut ma zapobiec niebezpieczeństwu dla życia lub zdrowia człowieka albo demoralizacji małoletniego.

    Niemożliwość przeprowadzenia dowodu prawdy albo brak takiego dowodu znaczy tyle co nieprawdziwość zarzutu, choćby nawet obiektywnie był on prawdziwy.

    Uderzające jest, że okolicznością wyłączającą przestępność czynu, a tym samym odpowiedzialność karną, jest tylko prawdziwość zarzutu, i to jedynie wtedy, gdy dowód prawdy może być przeprowadzony. Uderza również to, że uzasadniona dobra wiara, która powoduje brak winy, nie wyłącza przestępności czynu, mimo że wina należy do istoty każdego przestępstwa.

    Jeżeli zarzut postawiony publicznie albo niepublicznie jest nieprawdziwy, ale sprawca działa w przekonaniu opartym na uzasadnionych podstawach, że zarzut jest prawdziwy, to dlaczego ma odpowiadać karnie, skoro jego błąd jest usprawiedliwiony? Dopiero wtedy, gdy sprawca działa lekkomyślnie, czyli bez uzasadnionych podstaw dobrej wiary, powinien odpowiadać za przestępstwo zniesławienia.

    Ważne jest także to, że w razie braku przestępstwa określonego w art. 212 k.k. możliwa jest odpowiedzialność karna za zniewagę ze względu na formę postawionego zarzutu.

    O czym dziennikarz wiedzieć musi

    Omawiany tu problem ma nie tylko teoretyczne, ale także - a raczej przede wszystkim - praktyczne znaczenie. Publiczna krytyka różnych przejawów życia społecznego, wydobywanie na światło dzienne nieprawidłowości i nadużyć, a zwłaszcza popełnionych przestępstw, leży bez wątpienia w interesie społecznym.

    Szczególną rolę w ujawnianiu zła odgrywają od pewnego czasu śledztwa dziennikarskie. To właśnie dzięki nim opinia publiczna została poinformowana o wielu aferach, w których brali udział różni funkcjonariusze publiczni, także wysokiego szczebla. Wykrycie tych społecznie bardzo szkodliwych i gorszących afer to niewątpliwy sukces dziennikarskiego śledztwa.

    Dziennikarze powinni mieć wynikającą z ustawy pewność, że jeśli będą działać w uzasadnionej dobrej wierze, to nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności karnej, nawet gdy ujawnione przez nich informacje okażą się nieprawdziwe. Jednocześnie muszą być świadomi tego, że jeśli informacje podane przez nich do publicznej wiadomości okażą się nieprawdziwe, a zabraknie uzasadnionych podstaw dobrej wiary, to powinni stanąć przed sądem pod zarzutem popełnienia przestępstwa zniesławienia. Nie można bowiem lekkomyślnie stawiać zarzutów ani osobom, ani instytucjom, tym bardziej nie można tego czynić publicznie.

    Prawo karne jest - jak napisał profesor Władysław Wolter - prawem nieprzekraczalnych granic. Wolność słowa ma również swoje granice wyznaczone przez normy karne.

    Pożądane unormowanie

    Szkoda tylko, że k.k. źle wyznaczył te granice. Nie odpowiadają one funkcji, którą ma do spełnienia krytyka publiczna jako instrument kontroli życia społecznego w różnych jego przejawach. W szczególności zaś nie odpowiadają one zadaniu, które mają wykonać ludzie zajmujący się dziennikarskim śledztwem. Dlatego też potrzebna jest zmiana obowiązującego unormowania odpowiedzialności karnej za zniesławienie.

    Pożądana regulacja powinna opierać się na założeniu, że przestępność publicznego zniesławienia, a tym samym odpowiedzialność karną, wyłączają następujące okoliczności:
  • prawdziwość zarzutu albo uzasadniona dobra wiara w to, że jest on prawdziwy,
  • działanie w obronie społecznie uzasadnionego interesu albo w przekonaniu opartym na uzasadnionych podstawach, że broni się takiego interesu.

    Właśnie takie założenie legło u podstaw unormowania odpowiedzialności karnej za zniesławienie w k.k. z 1969 r. A było to dobre uregulowanie. Wyznaczało wolności słowa rozsądne granice i nie krępowało nadmiernie publicznej krytyki życia społecznego.




    Autor jest emerytowanym profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, ekspertem parlamentarnym w dziedzinie prawa karnego