Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich


Spisane były czyny i rozmowy!







Spisane były czyny i rozmowy!


Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich wraz z Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP wyraża poważne zaniepokojenie niedawnym wyrokiem Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie w sprawie dostępu do akt Instytutu Pamięci Narodowej córce opozycjonistki czasów PRL. Doktorantka ta wnioskowała o możliwość zapoznania się z teczką matki. Przygotowuje ona do druku jej wspomnienia oraz pisze doktorat na temat działalności „Solidarności” w latach 1980 -1989. Twierdzenie sądu i Prezesa IPN, iż praca doktorska dotyczy lat 1980 -1989, a dokumentacja na temat matki doktorantki kończy się na 1980 roku, jest absurdalne. Historyk zajmujący się danym problemem, nie może być pozbawiony szerszego spojrzenia na całokształt czasów jakie bada. Postępowanie Prezesa IPN, następnie potwierdzone przez WSA, można porównać do sytuacji, w której badaczowi historii III Rzeszy, który skupił się na postaci Rudolfa Hessa, odmawia się akt hitlerowskiego państwa po roku 1941, argumentując, iż Hess wówczas znajdował się już w Wielkiej Brytanii. A przecież praca historyka jest pracą ciągłą – zbierany matariał często wykorzystuje się do następnych prac naukowych, wywołuje on też nowe spojrzenie na przeszłość. Zresztą sam sąd przyznał, że doktorantka zajmuje się problematyką opozycji politycznej w PRL i jest to działalność publicystyczna i dydaktyczna. Wyczerpuje więc wymogi artykułu 36. ustawy o IPN.

Nasza debata

Wyrok wpisuje się w tendencję zamykania akt IPN. Nasz niepokój budzi fakt, iż w grupie niechętnie widzianej w Instytucie znaleźli się również dziennikarze. Nasze środowisko przeprowadziło w ubiegłym miesiącu poważną debatę na temat dostępu dziennikarzy do akt IPN. Wzięli w niej udział przedstawiciele naszego zawodu, kolegium IPN, Biura Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Transparency International. W dyskusji wykazane zostało, że nie było w Polsce przypadku aby dziennikarz, który w IPN za jego zgodą prowadził kwerendę, był źródłem jakichś szkód dla życia publicznego. Co więcej, wszystkie kłopoty z lustracją, jakie mieliśmy w Polsce w ostatnich latach, były konsekwencją wycieków czy inspiracji byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa (przypadek Przewoźnika). To w nimbie tajemniczości i chowania akt pod stół wybuchały kolejne afery teczkowe. A właśnie dziennikarze sprawdzali później wiarygodność tego typu enuncjacji po to by przekazać społeczeństwu właściwe i rzetelne informacje. I zawsze wykazywali się dużym stonowaniem. Wydawać by się mogło, że tego typu argumentacja powinna przemówić do przedstawicieli IPN. Niestety ostatnie decyzje temu przeczą. Całość dyskusji znajduje się na stronach internetowych: http://www.sdp.pl/130705_konferencja.php

Doświadczenia sąsiadów

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich oraz Centrum Monitoringu Wolności Prasy wskazują ponad to, iż kraje, które rozwiązały kwestie rzetelnego rozliczenia się z komunistyczną przeszłością, posiadają dziś znacznie lepszą kondycję społeczną niż Polska. Pierwszym państwem byłego bloku wschodniego, które otworzyło archiwa służby bezpieczeństwa, była NRD. Już pod koniec 1990 roku powstał Federalny Urząd ds. Materiałów Służby Bezpieczeństwa Państwowego NRD. Dostęp do akt Stasi mają wszyscy obywatele, a także firmy, urzędy, partie polityczne, związki i stowarzyszenia. Archiwa urzędu otwarto na początku 1992 roku. Do tej pory skorzystało z nich prawie 2 miliony ludzi. Na wniosek instytucji sprawdzono 1,6 miliona osób. Specjalną kategorią figurującą w archiwach są znane postaci z życia publicznego, jak politycy, artyści czy dziennikarze. Wgląd do zgromadzonych na ich temat materiałów mają historycy oraz przedstawiciele wszystkich mediów. Ustaliła się praktyka, że w byłym NRD w zawodach publicznych prawie nikt nie jest zatrudniany bez sprawdzenia jego przeszłości w Instytucie Gaucka, bez względu na to czy chodzi o nauczycielkę czy wysokiego funkcjonarisza policji. W Czechach obowiązuje ustawa zatwierdzona jeszcze w Czechosłowacji w 1991 roku. W 1996 parlament przyjął ustawę dającą każdemu obywatelowi możliwość sprawdzenia, czy służby bezpieczeństwa założyły mu teczkę. Wystarczyło pisemnie zwrócić się do specjalnej sekcji MSW, aby przestudiować teczkę na miejscu lub w ciągu 90 dni otrzymać pisemną odpowiedź. Od września 1997 z możliwości tej skorzystały ponad 4 tysiące osób.W roku 2002 parlament podjął decyzję o umieszczeniu teczek w Internecie. Wystarczy wpisać adres: www.mvcr.cz, aby sprawdzić siebie, rodzinę czy znajomych. Stronę odwiedziło już ponad 1,8 miliona osób.

Otwarcie akt przez naszych sąsiadów sprawiło, że nie wybuchają tam „afery teczkowe”. Nikt też nie próbuje kwestionować dziennikarzom dostępu do akt byłych komunistycznych służb bezpieczeństwa. Jeszcze pół roku temu wydawało się, że w Polsce też przełamaliśmy pewną barierę zakłamania. Niestety ostatnie wydarzenia mogą budzić niepokój.

Krystyna Mokrosińska – Prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich
Miłosz Marczuk – dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP

powrót