Media publiczne 13.10.2006
Miłosz Marczuk dyrektor CMWP: Witam serdecznie szanownych państwa na debacie poświęconej radiu publicznemu. Jest to druga z cyklu debat o mediach publicznych. Pierwsza dotyczyła telewizji publicznej. Czas jest trochę gorący. Od kilku dni w mediach pojawiają się artykuły dotyczące zmian ramówki i krytykujące zmiany personalne. Proszę o zabranie głosu jako pierwszą panią prezes Krystynę Mokrosińską.
Krystyna Mokrosińska prezes SDP: Witam państwa w imieniu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Chciałam zabrać głos jako pierwsza, ponieważ zobowiązałam się publicznie do przeprowadzenia czegoś na kształt monitoringu rozgłośni Polskiego Radia w Polsce. Ten monitoring nie obejmował radia warszawskiego, ale mam nadzieję, że rozmowy nie skupią się tylko na radiu warszawskim. Krótki przegląd monitoringowy, który państwu za chwilę przedstawię może pomóc wyciągnąć wnioski ogólne. Jest z nami pan mecenas Jan Stefanowicz, przewodniczący Rady Konsultacyjnej naszego Centrum Monitoringu Wolności Prasy. Rada pracuje od wielu miesięcy nad projektem nowej ustawy medialnej. Może nie jej konkretnych zapisów, ale kierunku, w którym powinna pójść, aby nie było sytuacji zawłaszczania mediów, dzielenia łupów i tak dalej. Chciałam przypomnieć państwu kilka przypadków dotyczących radia lokalnego. Otóż z przeprowadzonego przeze mnie monitoringu wynika, że żadnych pretensji nie rości tylko Radio Gdańsk. W Radiu Koszalin, jak państwo wiecie, powołano przewodniczącego Rady Nadzorczej oraz panią prezes Radia z układu politycznego, czyli Samoobrony. Otrzymałam dość dramatyczny list, że w tej chwili jest to tuba Samoobrony. Pod listem podpisała się właściwie cała redakcja. Kiedy 23 września byłam na spotkaniu rocznicowym Video Studia Gdańsk, dowiedziałam się, że w momencie wypadnięcia z koalicji pana Andrzeja Leppera, Rada Nadzorcza odwołała przewodniczącego z Samoobrony. Niestety musi zostać już w Radzie Nadzorczej do końca kadencji. Podobna historia jest w Radiu Merkury. Protest przeciwko mianowaniu na stanowisko członka Zarządu bardzo młodego człowieka z LPR, który zajmował się jakimiś rzeczami związanymi z cukierkami, podpisały 73 osoby. Kiedy zapytano go, jak wyobraża sobie pracę powiedział, że przecież nie będzie się mieszał do programu, tylko będzie się zajmował administrowaniem. Kiedy rozpoczynałam przed laty pracę w telewizji publicznej po 3 latach asystentury na studium dziennikarstwa, to przeciągnięto mnie przez kilka lat przez wszystkie możliwe progi kompetencyjne, aż uznano, że się nauczyłam zawodu. Czy układ koalicyjny ma gwarantować człowiekowi, który powinien być młodszym referentem stanowisko wiceprezesa, na którym będzie umiał wykonywał być może tylko czynności młodszego referenta? Radio Olsztyn - w Zarządzie znalazła się ekonomistka z organizacji działających na rzecz rolnictwa. Radio Lublin - na prezesa powołano urzędnika, który prowadził biuro prezydenta Miasta Lublin. Jego zastępcą został urzędnik bankowy. Żeby było śmieszniej, jest zastępcą do spraw ekonomicznych i technicznych. Ja rozumiem, że urzędnik bankowy zna się na liczeniu, ale na technice to już powiedziałabym gorzej. W Radiu Kielce członek Samoobrony, przewodniczący struktur wojewódzkich tej partii, został w dwuosobowym Zarządzie członkiem Zarządu, czyli najważniejszą osobą po prezesie. Miałam przyjemność wysłuchać wywiadu, w którym powiedział, że Samoobronie to się należy. Po wstępnej analizie, w Bydgoszczy 80% stanowisk tak w Radzie Nadzorczej jak i we władzach Radia PIK zajęli ludzie, którzy wcześniej z mediami nie mieli nic wspólnego. I tu również wymieniony jest parytet partyjny. Jak powiedziałam, w części oddziałów jest w porządku. Jeśli nawet były jakieś parytety partyjne, to osoby nominowane są dziennikarzami z krwi i kości. Tyle, jeśli chodzi o materiał faktograficzny. Wnioski należą do państwa. Myślę, że debata dzisiejsza zaowocuje tym, że ustawa o mediach publicznych przybierze bardziej realne kształty. Dziękuję państwu.
Miłosz Marczuk: Dziękujemy. Panie mecenasie, może pan, jako pierwszy zarysuje koncepcję na ustawę medialną dotyczącą między innymi Radia. Proszę bardzo.
Mec. Jan Stefanowicz przewodniczący Rady Konsultacyjnej CMWP: Przede wszystkim nie mam jakiejś swojej, ani Centrum, ustawy medialnej poza stanowiskiem Rady Konsultacyjnej, że rzeczywiście powinna być odrębna ustawa dla mediów publicznych. Wypracowano założenia regulacji. Gotowego projektu po prostu nie ma. Ta dotychczasowa szczególna regulacja w innej regulacji ustawie o radio i telewizji, tak naprawdę nie jest przyzwoitą regulacją dla mediów publicznych. Druga kwestia, to trzeba powiedzieć wyraĽnie, że nie można mówić o separowaniu mediów. Osobno o jakiejś regulacji, obojętnie czy w tej czy jakiejś innej ustawie dla Radia, odrębnej dla Telewizji, a może multimediów czy innych. Powinna być jedna regulacja obejmująca to, co rozwój mediów także kultury materialno -technicznej przynosi ze sobą. A więc konwergencje, techniki multimedialne, przenikanie się różnych tych form. Tak z punktu widzenia form przekazu informacji, form wypowiedzi jak i form nośników. Całej tej techniki, która powoduje, że przy multipleksowaniu pasm w sygnale, możemy upakowywać różne usługi łącznie ze zwrotnymi i tak dalej. Więc z tego punktu widzenia nowoczesna regulacja dla mediów publicznych to jest regulacja kompleksowa. Regulacja, która musi uwzględniać przenikanie się tak technik, jak i różnych form wyrazu. I nie powinno być przeciwwskazań, aby to, co nazywamy pasmami, Programami, czy w inny sposób dzieląc dla potrzeb Programowych, dla potrzeb edycyjnych, przenikało się na poziomie emisji. Gdzie przechodzenie pomiędzy technikami emisji, wykorzystywanie nowych środków komunikacji powinno przebiegać w sposób naturalny, być ułatwione odpowiednią konstrukcją regulacji i tworzonych narzędzi będących w dyspozycji zawiadujących mediami publicznymi. A nie utrudniać. Nie dzielić. Więc tak się odniosę ogólnie do tego, czy może być osobna regulacja dla Radia. Potrzebna jest regulacja mediów. Potrzebna jest porządna regulacja mediów publicznych. We wszystkich warstwach. Tak instytucjonalnej finansowej, jak i Programowej. I oczywiście, co do istoty. Stanowienia naprawdę publicznych mediów, czyli uspołecznienia tych mediów. Żeby nie można było mówić, że media są rządowe, samorządowe czy z innymi przymiotnikami przypisującymi czy plasującymi po stronie jakichś to władz publicznych. Samorządowych, rządowych, władzy wykonawczej czy jakiejkolwiek innej. To uspołecznienie musi polegać z jednej strony na odcięciu od tej kontroli politycznej i procedur, narzędzi, którymi ona jest sprawowana. A więc po pierwsze kadry, po drugie kadry, po trzecie dysponowanie finansami i po czwarte, kto może prezesa zarządu od razu odwołać i powołać. Czy prezesa rady nadzorczej, co często na to samo wychodzi. Z tego punktu widzenia jest oczywiste, że te prace, spójne nad całym obszarem mediów publicznych, powinny koncentrować się na takich przesłankach, które zapewnią taki ustrój, takie ubranko, w którym przyszłe medialne dziecię nie będzie tak skrępowane, że będzie miało tylko strój do końskiej jazdy czy do pływania, lecz także do innych zabaw towarzyskich. A więc takie narzędzia wprowadzić w tej regulacji, aby rzeczywiście ci, którzy będą od strony Programowej zawiadywać tymi mediami, mogli wykorzystywać te narzędzia Programowe, proceduralne, techniczne, cały ten postęp kultury materialno - technicznej dla doskonalenia przekazu. Ale jednocześnie to, co na co dzień nowego w formach się rodzi mogli, dynamicznie rozwijać. Czyli formy wypowiedzi, współdziałanie różnych technik przekazu, komunikowaniem się zwrotnym w trakcie emisji, w trakcie nadawania, tymi szybkimi sondażami czy technikami z możliwością poznania punktu widzenia, preferencji widzów. Jak i niestety tych preferencji politycznych, bo takie narzędzia techniczne jeżeli powstają, to oczywiście dziennikarzom nie zabroni się ich używać. I będą po nie sięgali. Czyli jednocześnie rozpoznanie preferencyjne i opcji politycznych widzów czy słuchaczy. Rozpoznanie oglądalności będzie monitorowaniem preferencji politycznych i do tego też musimy się przyzwyczaić. Wobec tego tym bardziej rośnie znaczenie mediów, mówię to w tej chwili traktując media wspólnie, nie osobno telewizję czy radio, znaczenie będzie rosło, mediów jako czynnika oddziaływania na tyle istotnego, że cała ta sfera polityczna, klasa polityczna będzie zawsze mocno zainteresowana jakąkolwiek kontrolą i wpływem. Tu nie ma się co dziwić, bo to jest naturalne zjawisko. I to jest tło dla regulacji. Na bazie tego spostrzeżenia są trzy konkrety, o których chciałem państwu powiedzieć. Po pierwsze przywiązywanie zbyt dużego znaczenia do formalnych struktur. A czy ma być to jedna spółka, dwie spółki, pięć spółek, fundacja. Proszę państwa, równie dobrze w ramach jednej spółki mediów publicznych mogę wydzielić samodzielne zakłady na pełnym wewnętrznym rozrachunku, z niezależnymi kadrami i zarządzaniem środkami finansowymi, które będą zapewniały dużo większą samodzielność jak aktualnie w osobnych formalnie spółkach akcyjnych. Przez nieporozumienie nazywanej spółką, bo oczywiście jednoosobowa spółka nie jest żadną spółką, tylko przypisaną formą, bo sięgnięto kiedyś do złych narzędzi. I z tego punktu widzenia przenoszenie dyskusji na płaszczyznę jedna czy pięć spółek, w ogóle jest dyskutowaniem o nieistniejącym problemie. Natomiast istota leży tam, gdzie systemowo się decyduje, a więc jakie ułożenie władz zarządzających, rad nadzorczych, by oddzielić to, co jest zarządzaniem finansami, techniką od zarządzania Programowego i aby rzeczywiście zapewnić na pewnym poziomie spójność systemu, to jest m.in. kwestia, na jakim poziomie następuje budżetowanie. Takie brzydkie słowo i niewątpliwie dla tych, którzy się Programami zajmują, niezbyt przyjemne. Bo zawsze słyszą, że coś w budżecie się nie mieści i tak dalej. Kto zatwierdza budżet, rozdysponowanie środków, dysponuje przesunięciami w ciągu roku, to jest tym kto decyduje o inwestycjach, kto decyduje o kadrach i warunkach wynagrodzenia. I to, co się często zapomina, kto zarządza tak zwanymi wartościami niematerialnymi i prawnymi. Inaczej mówiąc prawami własności intelektualnej. A jeszcze bliżej prawami autorskimi, licencjami, przepływami w tym zakresie, gospodaruje tym z punktu widzenia pól eksploatacji, jak i udostępniania na zewnątrz z punktu widzenia dochodów. To są rzeczy, które tak naprawdę powinny się znaleĽć w regulacji. To jest kwestia separacji pomiędzy Programowaniem i nadzorem tego, co nazywamy obszarem Programowym, od tego, co jest obszarem stricte zarządzania środkami. Finanse, technika, inwestycja, płace i tak dalej. I wreszcie podejście do tego zarządzania nie tak, jak często się słyszy, że każdy członek zarządu mediów to być musi rasowy dziennikarz. Tylko potem ten biedny Zarząd, nie wie jak wytłumaczyć, tu jest zapisane - w pasywach to tak, tu w aktywach, to nic nie rozumie. To średnia kadra zarządzająca potem panem prezesem i całym zarządem sama zarządza. Bo on podejmuje decyzje bez żadnego rozeznania, nie wiedząc, co rzeczywiście te aktywa w pozycjach wartości niematerialnych, prawnych czy środków trwałych zawierają, i nie jest w stanie tego wyczytać. Ten prezes, który zajmuje się sprawami Programowymi i ma, że tak powiem, tę linię i politykę redakcyjną danego medium kreować, nie musi się znać. Ale musi ktoś być w Zarządzie, kto potrafi ten bilans przeczytać. Który wie, co to jest budżetowanie. Bo inaczej ten Zarząd nie będzie po prostu zarządzał. Tak, więc zalecić trzeba ostrożne podejście i nie przesadzanie w zakresie, jak to muszą dziennikarze wszystko obsadzić. Bo dziennikarze, jeśli mają dobre mieć narzędzie, dobre medium, to medium musi być zarządzane na wszystkich płaszczyznach profesjonalnie. I trzeba dyskutować jak w regulacji zapewnić, aby rzeczywiście w obszarze nadzoru nie mieszać nadzoru Programowego z nadzorem takim, jaki wykonuje profesjonalna rada nadzorcza w każdej przyzwoitej, prywatnej spółce. Jest dobry prawnik, dobry finansista, dobrze weryfikują finanse, dobrze procesy inwestycyjne. I są w stanie kontrolować efektywne zarządzanie środkami. Bo gdzie pomiesza się w takiej radzie nadzór Programowy z tym nadzorem profesjonalnego funkcjonowania, bądĽ, co bądĽ przedsiębiorstwa non profit, to po prostu z tego ani dobrego Programu nie będzie, ani dobrego wykorzystania tych środków, które są powierzone. A więc środków publicznych. Z podatku czy abonamentu czy jak inaczej byśmy je pozyskiwali czy zwali. Dziękuję.
Miłosz Marczuk: Poproszę teraz pana prezesa Czabańskiego o zabranie głosu. Proszę o odniesienie się do tych kilku spraw, o których mówiła pani prezes Mokrosińska.
Głos z sali: Jedno pytanie - jaki jest temat zebrania? Bo trochę się pogubiliśmy.
?: Myśmy sądzili, że to będzie dyskusja nad zamierzeniami radia publicznego, warszawskiego Polskiego Radia. W tej chwili obie te wypowiedzi dotyczą zupełnie nie tego tematu. I nie bardzo wiem, o czym właściwie rozmawiamy. Ty się odniesiesz?
Miłosz Marczuk: To dobrze, pan Dłużyński (?) Przepraszam panie prezesie.
Witold Kołodziejski członek KRRiTV: Proszę państwa, rzeczywiście temat jest bardzo szeroki. Ciężko o wszystkim powiedzieć. Ja bym chciał odnieść się do tego, co powiedziała pani prezes Mokrosińska, mianowicie sytuacji w mediach publicznych, a jak rozumiem rozmawiamy teraz wyłącznie o radiu. Temat był znacznie szerszy, związany z protestami środowisk dziennikarskich. Pani prezes wymieniła kilka ośrodków. Ja konkretnie w tej chwili nie jestem w stanie odnieść się do każdego z tych protestów. Są adresowane do Krajowej Rady, ale najpierw trafiają do mediów, a część z nich do nas jeszcze nie dotarła. Trzeba będzie się do nich ustosunkować bardzo konkretnie, ale w póĽniejszym terminie. Chciałem powiedzieć o całej sytuacji. Mówimy o spółkach radiowych regionalnych. W ich Zarządach i Radach Nadzorczych jest kilkadziesiąt, a nawet kilkaset osób i ciężko rozpatrywać w tej chwili każdą kandydaturę i kompetencje każdego z kandydatów. Chciałem zaznaczyć tylko jedno. Wszystko to dotyczy funkcji, że tak powiem, podrzędnych w zarządzie. Nie dotyczy prezesów, tylko wiceprezesów albo członków Rad Nadzorczych. Oczywiście to, co pani mówiła o kwalifikacjach, to chodziło o kwalifikacje dziennikarskie. Ja mam nadzieję, że wszyscy prezesi spółek regionalnych radiowych mają dobre przygotowanie i kwalifikacje dziennikarskie. Musimy mieć dziennikarza, musimy mieć radiowca, ale musimy też mieć prawnika i tak dalej. Szczególnie to było istotne przy sporze dotyczącym wyłonienia Rad Nadzorczych. Stanęliśmy przed bardzo trudnym wyborem. Mieliśmy dużo dobrych kandydatur, właśnie tych dziennikarskich. Ale były to osoby, które nie miały potrzebnych kwalifikacji prawnych i ekonomicznych pozwalających na zasiadanie w radach nadzorczych spółek skarbu państwa Nie mówię, że w takiej sytuacji jak w Poznaniu czy w Kielcach te osoby są dobre. Tego nie jestem w stanie w tej chwili ocenić. Wiadomo było, że jakiś kompromis, również polityczny, trzeba osiągnąć. Powiem tylko tyle, że przed wyborami parlamentarnymi, kiedy jeszcze nie było wiadomo, jaki będzie ich wynik, już były bardzo konkretne propozycje, jeśli chodzi o obsadę stanowisk w mediach publicznych przez Platformę Obywatelską. Ja bym od pana mecenasa raczej oczekiwał podpowiedzi, jak to zrobić. To jest najważniejszy problem i w pełni się zgadzam, że musi to być dziennikarz. Wydaje mi się, że udało się to zrealizować. Proszę popatrzeć na dzisiejszych gości na Foksal. W zarządach mediów publicznych, tych ogólnopolskich, na stanowiskach prezesów mamy wybitnych dziennikarzy. Ale oni też muszą mieć do pomocy ekonomistów, prawników i tak dalej. Jeśli chodzi o poszczególne przypadki. Kielce - rzeczywiście jest tam dosyć trudna sytuacja. Tym trudniejsza, że jeśli już mówimy o upolitycznieniu mediów, to prezesem, z tego, co wiem, został tam były redaktor naczelny lokalnego wydania "Gazety Wyborczej". Połączenie "Gazety Wyborczej" z Samoobroną może być trudnym problemem do rozwiązania. Ale z tej strony trudno nam tutaj zarzucić jakieś intencje polityczne. Jeśli chodzi o Lublin, też dokładnie nie znam sprawy. Z tego, co wiem, ta osoba rzeczywiście pracowała w urzędzie prezydenta miasta, ale ma kilkunastoletni staż dziennikarski. W Poznaniu prezesem jest od lat ta sama osoba, jeśli chodzi o kierowanie radiem. Trudno jednoznacznie oceniać w tej chwili, tym bardziej, że często te rzeczy rozgrywają się na poziomie konfliktów lokalnych i tym trudniej w to wnikać. Dla mnie rzeczą najważniejszą jest to, że osobą, która decyduje o kształcie radia, o efekcie antenowym, jest prezes. Na koniec, jeśli chodzi o protesty dziennikarzy, które, nie wiem czy są uzasadnione, ale pożądane w demokratycznym państwie. W dyskusji o wolności mediów właśnie środowisko dziennikarskie ma prawo protestować. Większość protestów, w ostatnim dwudziestoleciu wypływała ze środowisk dziennikarskich mediów publicznych. To jest bardzo optymistyczne. W mediach komercyjnych te protesty się nie zdarzają. Pamiętam w tej historii tylko dwa protesty. Raz, ponad 10 lat temu w Radiu ZET, kiedy zwalniana była ponad połowa redakcji. Drugi raz protest przeciwko wyrzuceniu z "Rzeczpospolitej" Bronisława Wildsteina. To jedyne dwa protesty w mediach komercyjnych, o których wiem. Bronisław Wildstein jest teraz prezesem Telewizji Polskiej. Jak rozumiem będzie odpowiadał, dyskutował, polemizował z dziennikarzami. Przecież to, że oni mogą protestować w mediach publicznych, to chyba jest dobry sygnał. Dziękuję.
Miłosz Marczuk: Dziękuję bardzo. To rzeczywiście odbiegało trochę od programu, który panowie dostaliście, ale mam nadzieję, że było pożyteczne. Proszę bardzo panie prezesie.
Krzysztof Czabański prezes Polskiego Radia: Jeżeli można, to nie będę się odnosił do kwestii ogólnych. Oczywiście warto przypomnieć, że ten mechanizm polityczny, który rządzi mediami publicznymi został sformułowany w Parlamencie przez partie, które nie są teraz w obozie władzy a niektóre już znikły w ogóle. I poprzedni obóz władzy i obecny korzystają z narzędzi stworzonych przez tamten Parlament. Myślę, że w praktyce nigdy w gruncie rzeczy nie uwolnimy się od wpływu władzy publicznej na media publiczne. Jest tylko kwestia zasięgu, pewnych zapór i tego, co władza publiczna chce mediom narzucić. Również w sensie rozstrzygnięć personalnych. Warto rozmawiać o konkretnych działaniach, nie ogólnie o mechanizmie, który zawsze będzie mechanizmem politycznym, niezależnie od form instytucjonalnych, jakie przybierze. Przechodząc do samego Polskiego Radia, a jednocześnie jeszcze troszeczkę nawiązując do dyskusji. Mogę z własnego doświadczenia powiedzieć, że podobnie jak wszystkie władze mediów publicznych od czasu obowiązywania Ustawy, również władze Polskiego Radia obecne, zostały powołane w trybie politycznym. I Rada Nadzorcza i Zarząd. Problemem dla instytucji medialnych jest to, czy ta polityka póĽniej schodzi niżej. Z mojego doświadczenia wynika, że nie. Zresztą państwo widzicie chociażby dyrektorów Programów. Nie są rekomendowani przez żadne partie polityczne. Decyzje podejmował Zarząd Polskiego Radia. Nie ma tutaj pana Krzysztofa Skowrońskiego, jest pan Szymon Sławiński jego zastępca, który opowie o zmianach w Programie 3.. Sądzę, że nie ma nic wspólnego z żadnymi partiami, choć nigdy na ten temat nie rozmawialiśmy. Najistotniejsze jest, żeby instytucja póĽniej działała według kryteriów merytorycznych a nie partyjnych. Nie chcę mówić ogólnie, zapewniać państwa o tym, że się staramy. Jakąś gwarancją dla opinii publicznej być może jest nasz indywidualny dziennikarski dorobek, ocena tego dorobku przez opinię publiczną. W tym przypadku chodzi o nominacje dyrektorów poszczególnych Programów Polskiego Radia. Bo to są ewidentnie nominacje merytoryczne. Ja bym poprosił po prostu panów dyrektorów, panią dyrektor, o przedstawienie tego, co Programy robią. Jak się zmieniły, czy co kontynuują w wypadku Programu 2 Polskiego Radia. Nie mamy, jako instytucja nic do ukrycia. Nie gramy niczego, co by było sprzeczne z interesem ogólnym. Po prostu opowiedzmy o tym, co robimy, jaka będzie przyszłość programowa. To jest, jak myślę istota Polskiego Radia.
Miłosz Marczuk: Może Programy po kolei, 1,2, 3?
Marcin Wolski Dyrektor Programu 1: Zaczynamy od wielkiego porządkowania. Ponieważ w momencie, w którym przyszliśmy na swoje stanowiska, tych Programów de facto nie było. System producencki zdewastował Radio, pogubił pieniądze, wprowadził nieczytelną strukturę. Praktycznie umożliwił robienie różnych dziwnych interesów i absolutnie rozmył kompetencje..
Krzysztof Czabański: Przepraszam bardzo, jeszcze coś dodam. Zobaczyłem Julię Piterę i uświadomiłem sobie, że o jednej rzeczy zapomniałem powiedzieć. Wybacz mi Julio, że tak się do ciebie zwracam bezpośrednio, jako pretekstu do wypowiedzi. Chcę wprost powiedzieć w związku z zarzutami, które padają, że jako prezes Polskiego Radia nie byłem poddany żadnej presji politycznej, partyjnej. Na żadną z moich decyzji personalnych, czy ona się komuś podobała czy nie, nie było nacisków politycznych. Wszystko, co robię w Polskim Radiu, w sensie programowym i personalnym, jest moją decyzją. W pełni za to odpowiadam. Niezależnie od tego, czy to jest decyzja dobra czy zła w konsekwencji. To wszystko tylko i wyłącznie wynika z mojego dobrego lub złego rozpoznania sytuacji. Zarzut upartyjniania Polskiego Radia w wykonaniu Platformy Obywatelskiej jest zarzutem czysto propagandowym. A jeśli chodzi o zarzuty w wykonaniu SLD, to ono się samo kompromituje, więc nie warto o tym nic mówić. Dziękuję.
Marcin Wolski: Nawiążę do tego, co powiedział prezes, jeżeli mowa o zarzucie upartyjniania, to jak nazwać deklaracje pewnych posłów, pewnych partii, że nie będą się spotykać z pewnymi dziennikarzami na naszej antenie? Bo to jest właśnie sytuacja, kiedy politycy usiłują wpływać na nasze decyzje kadrowe. Chciałbym na moment odejść od polityki, ponieważ przyjmując to zaszczytne zlecenie, jakim jest prowadzenie Programu, nie myśleliśmy w pierwszym rzędzie o polityce. Może w drugim, albo trzecim. Chodziło po pierwsze o uporządkowanie struktury, bo program jest najważniejszy. Ponieważ bardzo dużo mówimy o. było w wystąpieniu pana mecenasa o układach, strukturach. Nie, proszę pana, najważniejsze jest to, co słychać z głośnika. Reszta jest nieważna. Reszta ma służyć temu jednemu celowi. Rozmowie nadawcy ze społeczeństwem. W drugą stronę tak samo. A reszta ma być temu podporządkowana. I naprawdę nas to nie interesuje jak to będzie zrobione. W Ustawie radiowo-telewizyjnej jedna rzecz ma być załatwiona. Jak Radio i Telewizja Publiczna będą zasilane? W jaki sposób mają otrzymywać fundusze i jak zapewnić, żeby te fundusze wpływały? Resztę należy pozostawić ludziom, którzy się na tym znają. Ponieważ żadna regulacja nie zabezpieczy przed złymi rozwiązaniami. Możemy liczyć parytety, możemy liczyć procenty, wymierzać, przymierzać. Ludzie dzielą się na mądrych i głupich, dobrych i złych. I tego żadna regulacja a nawet Dekalog nie do końca jest w stanie załatwić. Tyle może preambuły, natomiast chciałem przejść do naszych konkretnych zamierzeń. Pierwsza sprawa, to sprawa zewnętrzna. Program 1 a w ogóle programy w radiu zostały moim zdaniem niesłusznie poetykietowane. To jest program dla dzieci, to dla młodzieży, to dla emerytów, to dla inteligentów (kłaniam się pani dyrektor). Programy muszą ze sobą łagodnie konkurować, uzupełniając się wzajemnie. W pierwszej swojej spontanicznej wypowiedzi powiedziałem, że to ma być Program, którego będzie słuchał dziadek, ale i wnuczek nim nie pogardzi. Musimy zwiększać nasze audytorium proponując odbiorcy produkt doskonały, na różnym poziomie przystępności, o różnych porach. I jeśli w godzinach porannych w "Sygnałach Dnia" chcemy się ścigać nie pod względem ilości, a pod względem jakości z TOK FM, to o tyle wieczorem już niebezpiecznie blisko zbliżamy się do Programu 2, ponieważ chcemy proponować dobrą literaturę, dobrą kulturę. Może odrobinę bardziej popularną. I dlatego w pasmach teatralnych, które uruchomiłem wieczorową porą w Programie 1 będą słuchowiska kryminalne, sensacyjne, fantastyczne. Ale również poetyckie i dzieła z pierwszej półki kanonu literatury. W związku z tym jest to program dla wszystkich o różnych porach. Rano najbardziej masowy, w południe i wczesnym popołudniem przeznaczony dla tego może najbardziej tradycyjnego słuchacza pierwszego Programu, pod wieczór stający się coraz bardziej elitarny. Nocą służący do rozmowy o interesujących sprawach między nami a słuchaczami. A nawet między słuchaczami między sobą. Niektóre z naszych posunięć wywołały kontrowersje a nawet protesty. I muszę powiedzieć, że w najbardziej dziwnych miejscach. Ponieważ protesty pojawiły się tam, gdzie niczego nie ujmując, chcieliśmy dodać. Na przykład "Sygnały Dnia", w których zachowaliśmy dawnych prowadzących, dawnych wydawców, a dodaliśmy im jedynie ludzi z zewnątrz, ludzi z telewizji, ludzi z prasy. Z dwóch powodów. Po pierwsze, żeby zdynamizować i wywołać zdrową konkurencję. Po drugie, ludzie z zewnątrz więcej mogą. Właśnie, żeby nie ulegać ewentualnym naciskom. Słowem chcieliśmy, żeby jak we wspomnianym TOK FM mogły to być bardziej autorskie poranki. I sprawa ta, mimo że nikt nie został zwolniony, została oprotestowana, co najmniej tak, jakbyśmy urządzili z prezesem drugi 13 grudnia. Chcemy skoncentrować się na dobrej informacji, dobrym komentarzu. Przy czym, żeby było jasne, chcemy wypełniać naszą misję wobec polityki. To znaczy zachowywać parytety ustalone przez Krajową Radę, żeby byli politycy koalicji, opozycji, środka, mieszani. To prawda. I tu będziemy wierni procentom. Materiały z wyliczeniami, konkretne nazwiska ma prezes w ręku. To jest jedna sprawa. Powiem szczerze moją prywatną opinię, chcemy dawać tych polityków tyle, ile musimy, nie przesadzać. Osobiście uważam, że są dwa spojrzenia na media. Jedno to szukanie sensacji, draki, szukanie w ten sposób oglądalności, czy też słuchalności. Idealna sytuacja, że wpuszczamy dwóch polityków pod dywan, potem ten dywan podrywamy i jeżeli się zagryzą to jest dobra audycja. Tyle, że sprawcy tych wspaniałych widowisk, słuchowisk, zapominają o jednym. Co wyciągnie z tego statystyczny odbiorca? Przeświadczenie, że polityka jest brudna, że politycy są kłótliwi. To, o czym dyskutowali, na jaki temat był spór - absolutnie uchodzi. My uważamy, ze mniej tej czynnej polityki, więcej komentarza. Radio musi w sposób pluralistyczny, spokojnie przekazywać opinie, w sposób, który do ludzi trafi bez antagonizowania ich. Skłoni ich do samodzielnego podejmowania życiowych decyzji w czasie całego trwania kadencji danego układu, lub w czasie wyborów. I teraz mowa o listach. Jeżeli mówimy o słynnej liście Szibisa (?), to nie wiem, czy ktokolwiek tę listę oglądał. To nie była lista zakazów. To była ustalona przez wielu ludzi z redakcji. nawet nie lista. Propozycje ludzi, którzy do tej pory w mediach publicznych się nie pojawiali. Jeśli państwo sobie życzą, możemy sporządzić taki wyciąg z listy ludzi, którzy pojawiali się w ostatnich latach w radiu. Mogłoby się okazać, odcinając błąd statystyczny, że są to ludzie z jednego tygodnika i jednej gazety. Nie będziemy robić reklamy wymieniając te media. Nasz wysiłek i nasza, można powiedzieć, zbiorowa praca, to poszukiwanie ciekawych, interesujących, dobrze mówiących, mających coś do powiedzenia ludzi z różnych mediów. Nasze sięgnięcie po postacie telewizyjne było próbą wyjścia z pewnego zaczarowanego kręgu. Analogicznie rzecz się miała z audycjami kulturalnymi i socjologicznymi. Nie może być tak, że na temat filmu, literatury, mówi pięciu ludzi. Nawet szczególnie zacnych i szczególnie kompetentnych. Również na tym polega nasza misja, żeby znajdować interesujących ludzi w Rzeszowie, Kłodzku czy Wałbrzychu. Na uniwersytetach, niekoniecznie tylko jagiellońskim czy warszawskim. W akademiach ekonomicznych, które niekoniecznie muszą być Szkołą Główną Handlową. A więc nam przyświecała idea, że się odwołam do przewodniczącego Mao, niech rozkwita 1000 kwiatów. W odróżnieniu od Mao, nie zamierzamy po tej idei przeprowadzać rewolucji kulturalnej. Jest jeszcze mnóstwo spraw wewnętrznych, które być może leżą jako background pod konfliktami, które się pojawiają. System jest chory. Poza układem strukturalnym premiował do tej pory miernotę. To znaczy, że myszka, która przechodziła przed portierem rano do Radia i wychodziła po jego wyjściu, zarabiała 5 czy 10 razy więcej, niż mistrz tego Polskiego Radia. W Radiu, w odróżnieniu od pewnych gazet, które maja pensje, płaci się za wszystko. W związku z tym 50 złotych, 80, 100 złotych. Z tego się robią setki, tysiące, które w żadnym stopniu nie wiążą się z jakością pracy. Co najwyżej z pracowitością, z układnością i z dobrymi relacjami z szefem. Ja mam inną filozofię. Uważam, że należy stworzyć taki system, w którym za rzeczy świetne płaci się świetnie, za średnie płaci się średnio a marnych się po prostu nie kupuje. W naszym kraju, przywykłym do urawniłowki to się na pewno nie będzie podobać. Oczywiście ci, którzy są może najbardziej zaniepokojeni wcale nie protestują. Oni potrafią sprawić, że protestują właśnie ci lepsi. Nie wiem, dlaczego, ale tak jakoś się udaje, ponieważ ci lepsi bywają czasem szlachetni, bezinteresowni. Oni mówią, nie do końca uświadamiając sobie, w interesie tych słabszych. Zachowujemy spokój. Sytuacja jest normalna, Program idzie. I mam nadzieję, że z dnia na dzień będzie lepszy.
Miłosz Marczuk: Dziękuję bardzo. Pani dyrektor - Program 2.
Elżbieta Markowska Dyrektor Programu 2: Witam państwa serdecznie. Jestem tak zwanym starym dyrektorem. Program 2 w obecnej formule, jako program kulturalny, tak zwanej "kultury wysokiej" powstał w 1991 roku, jako pierwszy program tematyczny. Teraz się również mówi "kanał tematyczny", w polskich mediach. Zajmuje się muzyką poważną, informacją i publicystyką kulturalną, literaturą, debatą społeczno-kulturalną. Jeśli chodzi o profil muzyczny, nie mamy żadnych granic ani historycznych ani gatunkowych, dotyczących muzyki artystycznej. To znaczy od chorału gregoriańskiego do najnowszych kompozycji z elektroniką współczesną włącznie. Obok tego muzyka tradycyjna i folkowa, jazz i trochę polskiej piosenki literackiej. Po to, żeby w mediach publicznych utrzymać również ten gatunek. Jeśli chodzi o publicystykę, to przede wszystkim jest to publicystyka kulturalna, informacja na temat bieżących wydarzeń zarówno w kraju jak i na świecie. Oczywiście z preferencją wydarzeń w Polsce i poloników. Również dyskusja na temat polityki kulturalnej państwa, dyskusja na temat współczesnej cywilizacji. I oczywiście literatura. Też w bardzo obszernym wyborze. Wszystkie gatunki literackie i jak powiedziałam bez żadnych ograniczeń gatunkowych, czy historycznych. Program 2 inicjuje również własne wydarzenia kulturalne. Co roku od 9 lat organizuje Festiwal Muzyczny Polskiego Radia z udziałem radiowych orkiestr i chóru. Również artystów i innych zaproszonych z zewnątrz, zespołów. Organizujemy co roku festiwale twórczości wybitnych pisarzy, produkując audycje premierowe, nowe realizacje dramatyczne słuchowisk. Również korzystając z realizacji archiwalnych. Myślę, że ważną dziedziną działalności naszego Programu jest również współpraca z Europejską Unią Radiową, co nam pozwala na przedstawianie bardzo otwartej oferty muzycznej z radiofonii europejskich. Zarówno koncertów jak i transmisji operowych. A z drugiej strony pozwala nam również na bardzo skuteczna promocję polskiej kultury muzycznej w Europie i na świecie. Program 2 również opiekuje się merytoryczną działalnością i produkcją orkiestr radiowych i chóru, planując zarówno repertuar do nagrań, jak i do koncertów, z preferencją muzyki polskiej. Myślę, że w takim już naprawdę dosłownym sensie Program 2 realizuje nasze najważniejsze obowiązki ustawowe, czyli udostępnianie obywatelom równego dostępu do dóbr kultury. Dla słuchaczy jest to sposób najłatwiejszy i najtańszy. Włączyć Program 2 i wysłuchać opery z Paryża, koncertu z Wrocławia lub Krakowa, czy słuchowiska najwybitniejszego polskiego pisarza. Gdyby mieli państwo pytania, to bardzo chętnie odpowiem. Dziękuję bardzo.
Miłosz Marczuk: Dziękuję bardzo. Zastępca dyrektora Programu 3, proszę bardzo.
Szymon Sławiński zastępca dyrektora Programu 3: Na wstępie chciałbym powiedzieć, że my zastaliśmy w Programie 3 bardzo dobry zespół o ogromnym potencjale. I radio i antenę w dobrej kondycji. Startowaliśmy z wielkim potencjałem, i cały czas te skarby, które tam są w Programie 3, odkrywamy. Zmiany, jakich dokonaliśmy i chcemy dalej je przeprowadzać, dotyczą dwóch sfer. Słowa i muzyki. Program 3 też jest tak formatowany jako radio słowno-muzyczne. Ale przede wszystkim w muzyce odeszliśmy od ścisłego sformatowania. Odchodzimy od play listy i wracamy do dawnej tradycji Programu autorskiego. I niektórzy zaproszeni autorzy wrócili na antenę po latach. Oni będą nadawać ton Trójce. Ja zajmuję się głównie publicystyką i informacją. Chciałbym zwrócić państwa uwagę na nasze poranki, które możemy traktować jako przykład modelowy, w jakim kierunku te zmiany idą. To jest poranne "Zapraszamy do Trójki". Wzmacniamy publicystykę, wzmacniamy serwisy informacyjne. Wprowadziliśmy wiadomości ekonomiczne. Są czołowi komentatorzy polscy, którzy codziennie komentują wydarzenia polityczne. Naszą wizytówką w dalszym ciągu jest "Salon Polityczny Trójki". Tu zaprosiliśmy do współpracy Michała Karnowskiego, obecnie dziennikarza "Dziennika". Oprócz tego jest zupełnie nowa propozycja. To jest "¦niadanie w Trójce", 3 godzinne pasmo publicystyczne w soboty, które prowadzi pani Beata Michniewicz. Są komentarze dziennikarzy jak i spotkanie i debata polityków, jest też "Salon Myśli". Wzmocnienie publicystyki, serwisów informacyjnych i powrót do pasm autorskich muzycznych, to są te najważniejsze kierunki, jakie w tej chwili realizujemy w Programie 3. Mam nadzieję, że nasze doświadczenia, moje i Krzysztofa Skowrońskiego, w jakiś sposób wraz z doświadczeniem całej załogi Programu 3, razem dadzą dobry efekt. Wcześniej pracowałem w BBC i w stacji TVN24, w Radiu ZET i w Telewizji Polskiej. Staram się najlepsze warsztatowo elementy z tych stacji przenieść do Programu 3. Dziękuję bardzo.
Miłosz Marczuk: Dziękuję. Pan dyrektor Jacek Sobala, Radio BIS.
Jacek Sobala Radio BIS: Dzień dobry państwu. Powiem szczerze i to może być nieroztropne z mojej strony, ale trochę się przestraszyłem na początku tego spotkania, kiedy było tyle słów na temat upolitycznienia mediów. Przestraszyłem się, że będziemy rozmawiali na temat upolitycznienia mediów na przykładzie Polskiego Radia. Bo to jest taka bzdura, a ja mam co robić w radiu, że Pan prezes miałby poważny kłopot, żeby mnie tutaj zatrzymać. Z całym szacunkiem. Jeżeli można, to kilka słów na temat upolitycznienia. Poza tym, że się zajmuję Programem 4, jestem też prostym dziennikarzem. Prostym redaktorem, który rozmawia z politykami z każdej opcji. Nigdy się tak nie zdarzyło, żeby jakiś polityk odmówił przyjścia do Programu. A jeżeli na przykład pan minister, bo wtedy jeszcze był ministrem, Kalisz, pyta mnie, dlaczego pan, panie redaktorze nigdzie nie bywa, to ja odpowiadam zgodnie z prawdą, w przeciwieństwie do wielu różnych kolegów, ja traktuję państwa poważnie i chcę, żeby państwo mieli ten komfort przychodząc do mojego Programu, jeżeli chcecie ze mną rozmawiać o różnych sprawach, że nie wiecie, jakie ja mam poglądy. I tyle. Dziennikarz, również pracujący w publicznych mediach, to jest ktoś taki, kto ma prawo do własnych poglądów. Proszę zwrócić uwagę na to, że kilkanaście lat temu doprowadzono do takiej sytuacji, i to politycy narzucili to środowisku dziennikarskiemu, że dziennikarz, który ma poglądy zbliżone do Unii Wolności, to jest rozsądny człowiek. Dziennikarz, który ma poglądy lewicowe, to jest czerwony pająk i postkomunista, a dziennikarz, który ma poglądy bardziej konserwatywne, to jest w najlepszym przypadku oszołom albo faszysta. Bardzo uprzejmie państwa proszę, żeby nie dać sobą manipulować. Narzucać jakichś wizji, że w Polskim Radio jest miejsce na politykę, bo siedzący tu Tomasz Sakiewicz prowadzi "Sygnały Dnia". Ludzie, przecież to jest kompletny absurd. To jest chore. To znaczy, co? Gdyby było tak, że w środy Tomasz Sakiewicz a w poniedziałki Barański z "Trybuny", to wtedy jest równowaga? To w ogóle nie o to chodzi. Chodzi o to, a wspominał o tym pan dyrektor Marcin Wolski, żeby skończyć z taką estetyką prowadzenia sporu politycznego, że ludzie, którzy to oglądają, a w przypadku radia słuchają, nie wiedzą, o czym to jest. Natomiast bardzo ich interesują emocje. Tak być może będzie robiła komercja. Publiczne media mają zupełnie inne zadania. Na początku, kiedy przyjmowałem tę antenę, gdybym wiedział, w jakim ona jest stanie, to jeszcze raz z całym szacunkiem panie prezesie, powiedziałbym, że się nie podejmuję. W Radiu pracowałem od początku, kiedy nastała tak zwana "wolna Polska". Budowałem Radio Solidarność, które potem zmieniłem na Radio ESKA i tak dalej. Miałem taką przygodę intelektualną: jestem po raz pierwszy na kolegium w Radiu i słyszę, jakie będą propozycje Programowe na najbliższy weekend. Pojawia się Program pod tytułem "Masala" Maksymiliana Cegielskiego. Słyszę, że tam jest coś, ale dokładnie nie wiadomo, co. Więc proszę autora tego Programu, pana Cegielskiego o wyjaśnienie, co jest w środku. Okazuje się, że w założeniach tego Programu jest prezentowanie kulturowych zderzeń na przykładach muzyki, obyczajów i tak dalej, a ma być o tym, że w polskim rządzie zasiadają faszyści, którzy są odpowiedzialni za śmierć niewinnych ludzi. Taka jest teza końcowa tego Programu. To są te kulturowe zderzenia. Więc ja uprzejmie proszę pana Cegielskiego jako prosty redaktor, czy tam dyrektor w tym Radiu od wczorajszego dnia, żeby się zastanowił nad tym, czy ta teza jest jego zdaniem mądra. No i okazuje się, że tak. Mało tego, on idzie dalej. Że nie tylko w polskim Rządzie, ale również w Parlamencie zasiadają faszyści, którzy są odpowiedzialni za zbrodnie. Więc ja podejmuję decyzję o zdjęciu Programu, o czym powiadamiam pana prezesa. Opisuję tę sytuację, żeby państwo zrozumieli, dlaczego ja tak nerwowo i wysypką reaguję na twierdzenia, że jest jakieś upolitycznienie w Polskim Radio. Co się dzieje dalej? Burza medialna. "Gazeta Wyborcza" oskarża mnie o to, że zamykam usta, cenzuruję i tak dalej. A przecież na litość boską, nie o to chodziło.
Robi się taka medialna burza, że jest cenzura w Polskim Radio i tak dalej. A problem z tym akurat Programem kolegi Maksymiliana Cegielskiego polega moim zdaniem na tym, że ta teza nie jest ostra, tylko głupia i nieprawdziwa. I można stawiać, bo to jest wolny kraj, tezy głupie i nieprawdziwe, ale dlaczego to się ma odbywać w publicznych mediach? Dlaczego to się ma odbywać w Polskim Radio? Dlaczego to się ma odbywać za państwa pieniądze? Pracowałem w TOK FM normalnie przed mikrofonem. Stawiałem tam codziennie 15 tysięcy rozmaitych tez. Właśnie między innymi również i głupich, bo ja tam byłem nie dziennikarzem, tylko kimś, kto ma być bardzo kontrowersyjny. Ma sprowokować ludzi, którzy słuchają radia do tego, żeby, ze sobą dyskutowali, żeby rozmawiali. Więc ja wiem, co to znaczy stawianie kontrowersyjnych, nawet czasami głupich tez. Tylko, dlaczego na Boga ma się to odbywać w publicznych mediach, za publiczne pieniądze? Jak ktoś chce stawiać takie tezy, to niech to robi prywatnie. Dorobiono do tego taką właśnie ideologię jak państwu opisałem. Potem jest dyskusja na temat upolitycznienia mediów. Teraz będzie pan dyrektor Wolski przeżywał to z powodu redaktora Sakiewicza. Ja mówię o tym, co nastąpi. Jak to będzie rozgrywane dalej. Pokazuję na przykładzie pana Ciegielskiego, jak działa ten mechanizm. Oto przyszedł Sobala, szczwany lis z PiS i nie będzie pozwalał na wolność i demokrację. Będzie cenzurował. Mało tego, na polecenie Romana Giertycha. Paranoja. Ja nie mam czasu na tego rodzaju spory, mówię od razu. Kolega Maksymilian Cegielski jakby robił świetny Program, to robiłby ten Program wszędzie po tym, jak mu podziękowałem. Gdzie jest ta audycja? Gdzie jest ten Program? Gdzie są te tezy?
Głos z Sali: W TVP Kultura
Jacek Sobala: W TVP Kultura kolega Cegielski pracował jeszcze wcześniej. Proszę państwa, nie ma w Polskim Radio żadnej polityki. Nie jest wywierana żadna presja polityczna. To jest bardzo ważna antena dla Radia. Polskie Radio musi przyzwyczajać młodych ludzi do tego, że istnieje w radio coś takiego jak słowo. I że jest ważne. Jeżeli my nie nauczymy, nie przyzwyczaimy, to nie będzie miała słuchaczy Trójka, nie będzie miał słuchaczy Program 1. W tym 4 Programie koszt dotarcia do słuchacza był wyższy niż w Programie 2, który realizuje coś, co się nazywa wysoką kulturą, bez czego ten naród umrze. Przestanie oddychać, przestanie myśleć. I moim zadaniem jest doprowadzenie do takiej sytuacji, żeby przy maksymalnej słuchalności, jaka jest do osiągnięcia w tych warunkach technicznych, Program 4 zachowując swój charakter edukacyjno-poznawczy, zachował i rozszerzył tak zwany kontent multimedialny. To program dla młodych ludzi, którzy porozumiewają się trochę innym językiem. Ja się nie mogę obrażać, tylko muszę robić tak, żeby oni chcieli ze mną rozmawiać. Zachowując ten kontent, radio musi walczyć o młodego słuchacza i musi wychodzić do niego z taką,ofertą, jakiej nie znajdzie w komercji. Muszę to robić za pieniądze, których nie mam. Taka to jest miła i przyjemna, rozrywkowa praca. Dzień w dzień. Z drżeniem patrząc na efekty, jak będzie rosła słuchalność. Pan dyrektor Wolski, pan dyrektor Sławiński, Skowroński, to są ludzie, którzy mają bardzo wiele talentów, których ja nie posiadam. Ja opieram się wyłącznie na badaniach. Dla mnie to jest matematyka. Nie interesuje mnie intuicja, ja w to nie wierzę. Mnie interesuje słupek, badania, przyczyna, skutek. Nic poza tym. Robienie radia w ten sposób, przy założeniu, że mamy mało czasu, żeby pokazać, że można. To się jeszcze nikomu nie udało z tą anteną. Mówię o 4 Programie. Wyjść poza coś, co jest błędem statystycznym. Bo kiedy ja przychodziłem do tego Programu, to był na ostatnim miejscu we wszystkich rankingach. W trzech przypadkach na przedostatnim. Natomiast w grupie docelowej 12-20 wyprzedzało Program 2, Radio Maryja i właśnie miało wynik na poziomie błędu statystycznego. Brzmi śmiesznie, tak? Ale płacimy, z naszych podatków idą na to pieniądze. I tu się kończy zabawa. A wyniki tegorocznych matur.?Komu zostawić te dzieciaki, Giertychowi? I to jest upolitycznianie. Przepraszam bardzo. Dam pani Julii, jeśli można, mikrofon.
Miłosz Marczuk:. Panie dyrektorze dziękuję, że pan nie chcąc dyskutować o upolitycznieniu radia, 20 minut o tym mówił.
Julia Pitera: Nie mam pretensji do dziennikarzy generalnie. Przez wiele lat swojej działalności walczyłam o to, żeby była wolność słowa. I nawet, jeżeli mnie coś dotykało ze strony dziennikarzy, to nie odważyłabym się urządzić dziennikarzowi awantury. Nie odważyłabym się zadzwonić do zwierzchnika żadnego medium, żeby się czegoś domagać. Po prostu do głowy by mi nie przyszło. Mało tego. Traktowałabym to jako uwłaczanie swojej własnej godności. Jeżeli funkcjonuję w sferze publicznej mam wystarczająco dużo instrumentów obiektywnych, żeby pokazać, kim jestem. Jeżeli osoba publiczna zaczyna sięgać po tego typu rzeczy, to jest skandalem. Zawsze będę się złościła na polityków, którzy na media próbują wpływać. Tego nie będę akceptowała nigdy. Żałuję, że nie ma akurat pana Witolda Kołodziejskiego, ponieważ on dał znakomity przykład takiej sytuacji. Radny Rady Warszawy wybrany z listy partii rządzącej, który jest niezależnym członkiem Krajowej Rady Radiofonii, zaczyna swoją wypowiedĽ od ataku na Platformę Obywatelską. Powstaje pytanie, czy rzeczywiście mogę mieć wiarę w to, że członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji są apolityczni. Jeżeli członek Rady, na dokładkę będący w ścisłym prezydium tejże, w sytuacji publicznej nie jest w stanie zapanować, nad emocjami partyjnymi, to moja wiara jest w tym momencie lekko zachwiana. Będę zawsze walczyła o to, żeby w Radach Programowych mediów nie było polityków. Kiedy straciłam funkcję przewodniczącej Komisji Rewizyjnej Rady Warszawy za skontrolowanie parkowania płatnego, dziennikarka, która zrobiła reportaż w Trójce telewizyjnej o całej tej sytuacji, straciła pracę. Politycy w Radzie Programowej telewizyjnej Trójki w 2000 roku domagali się wyrzucenia jej z pracy. Sprawa, którą skontrolowałam była dokładnie związana z ich kręgiem towarzyskim. Uważam, że jest to skandal. Tak jak skandaliczne jest to, że we władzach jednej z Radiofonii jest człowiek, który jest magazynierem fabryki cukierków. Jest to niedopuszczalne. Ale temu są winni politycy a nie dziennikarze. Mam nadzieję, że jeżeli będą się zdarzały sytuacje, kiedy na dziennikarzy będą usiłowali wywierać wpływ politycy, czy będący w KRRiTV (bo nie oszukujmy się - są politykami) Jeżeli będą jakiekolwiek władze w mediach, które nie są złożone z dziennikarzy, tylko polityków, które będą próbowały wycisnąć jakiekolwiek decyzje polityczne, to mam nadzieję, że państwo będziecie o tym mówić głośno.
Głos z sali: Przepraszam, ja marzę o tym, żeby był ten nacisk polityczny.
Jacek Sobala: Droga Pani Poseł. Mieliśmy kilka dni temu pierwszą próbę brutalnego nacisku politycznego, ze strony polityków Pani partii. W tej sprawie i w sprawie SLD, trzej szefowie mediów publicznych, Wildstein, Kwieciński i ja wydaliśmy oświadczenie, że będziemy odpierać te próby. Niezależnie, od kogo by one szły. SLD rozumiem, bo się tak nauczyli i inaczej nie potrafią. Przykro mi, że Platforma weszła na tę samą drogę i mam nadzieję, że się z niej wycofa. Sądząc z tego, co Pani mówi, to są nadzieje, żeby się wycofała. To jest pierwszy publiczny przykład brutalnego nacisku politycznego. Ja mogę mówić za siebie, jeżeli chodzi o inne rodzaje nacisku. Na mnie takich nacisków nie było do tej pory. Boję się, że oświadczenie Platformy może otwierać drzwi do takich nacisków. Jeżeli Platforma nie życzy sobie spotkania z jakimś dziennikarzem, to za chwilę zadzwoni ktoś z Pis-u i powie, że on sobie też nie życzy z takim, tylko chce z innym. Skoro tak można i partie się nie wstydzą mówić tego publicznie, to może inne się zachęcą. Bardzo się tego boję. Szkoda, że przez Platformę zrobiony został taki fałszywy krok. Jeszcze jedna sprawa, już niewiążąca się z tą dyskusją polityczną, tylko jakby na podsumowanie prezentacji Programów.
Miłosz Marczuk: Jeszcze jest Radio dla Ciebie.
Jacek Sobala: Dobrze, ale Radio dla Ciebie jest radiem regionalnym i z Polskim Radiem S.A. nie ma nic wspólnego. Było jedną ze stacji lokalnych, teraz jest samodzielną spółką. Chciałem powiedzieć państwu jeszcze jedno. W mediach są wypowiedzi, jak to Wolski, Skowroński i Sobala psują Polskie Radio. Akurat są najświeższe badania słuchalności za wrzesień 2006 roku. W porównaniu do września 2005 roku wszystkie Programy Polskiego Radia idą w górę, jeżeli chodzi o słuchalność. Konkrety ma dyrektor Kępska, która tutaj siedzi na sali. Jeśli kogoś interesują te konkrety, to zachęcam. Wszystkie Programy podkreślam, łącznie z tym najtrudniejszym, jeżeli chodzi o słuchalność, czyli Programem 4 idą w górę. A Program 4 nawet bardzo wyraĽnie idzie w górę. Choć wszystko to oczywiście, jeżeli chodzi o Program 4, na niskim pułapie. Ale tendencje wszędzie są zwyżkowe. Takie są efekty "psucia" radia.
Krzysztof Czabański: Ja jeszcze chciałem jedno słówko. Rzeczywiście pojawił się u nas konflikt w "Sygnałach Dnia". Ale chciałem zauważyć jedną sprawę. Tu były przytaczane przez panią Piterę przykłady wywalenia ludzi za audycję, za konkretne posunięcia. Jak do tej pory nie słyszałem, żeby w którymkolwiek z mediów publicznych ktoś wyleciał za poglądy lub za to, że ma inne widzenie sprawy niż szefowie. Przeciwnie, kiedy powstał konflikt w "Sygnałach Dnia", udostępniliśmy antenę. Prezesi i to jeszcze w dodatku publicznych telewizji, dopuścili głosy ludzi, którzy mieli inne zdanie. Czy państwo wyobrażacie sobie, że Telewizja TVN robi dyskusję i dopuszcza do dialogu ludzi z tych stacji, którzy mają odrobinę inne zdanie niż Sekielski i Morozowski? Osobiście byłbym niesłychanie zdziwiony, gdybym coś takiego zobaczył. Dziękuję.
Miłosz Marczuk: Proszę bardzo, pan Mirosław Kasprzak Radio dla Ciebie.
Mirosław Kasprzak Radio dla Ciebie: Proszę państwa, po tej dyskusji odnoszę wrażenie, że tak naprawdę czas napisać nową ustawę o mediach publicznych. To nie jest tak, że mamy do czynienia z dwoma systemami radiofonii publicznej. Polskie Radio S.A. i wszystkie 17 rozgłośni regionalnych Polskiego Radia to jest jeden system radia publicznego. To jest jedna misja radiofonii publicznej. Działamy pod rządami tej samej ustawy, działamy pod rządami tego samego prawa. Nasza siła oddziaływania jest oczywiście w różnych segmentach zupełnie inna. Nie jest tak, że media regionalne są mediami gorszymi, drugiej kategorii. Ja myślę, że z tym powinniśmy skończyć. I ja tej tezy będę bronił. Tak naprawdę to my mamy wpływ na nasze lokalne otoczenie. To my mamy wpływ na nasz region. Nieraz większy, niż media ogólnopolskie. Ale pewne zagrożenia, które mają media regionalne są zupełnie inne, niż media ogólnopolskie. To są media bardziej wraliwe na wpływy zewnętrzne. Ale również lepiej niż duże Radia, że tak powiem w skrócie, potrafimy się bronić przed wpływem polityki. Tylko, że nasz program dotyka otoczenia życia codziennego. Tego, co widzimy po drugiej stronie ulicy, a nie wielkiej polityki. Ja myślę, że na przykładzie mediów regionalnych, jak sądzę, należy zadbać o jedną rzecz. I to pewnie się przyda Polskiemu Radiu S.A. Żeby oddzielić cały system zarządzania spółką pod rządami kodeksu spółek handlowych od systemu produkcji programu. Systemy zarządzania spółką, myślę, że mamy uregulowane prawnie w sposób znakomity. Dba o to kodeks handlowy. System zarządzania programem, czy kontroli tego programu, wymaga pewnej modernizacji naszej misji. Po to, żeby wprowadzić mechanizmy chroniące już nawet nie tyle od polityki, ale od wpływów ekonomicznych. Bo często jest tak, że wpływy ekonomiczne są większe niż wpływy polityczne. Dlatego ja jeszcze raz apeluję o to, co pan mecenas na początku tego spotkania powiedział. Zacznijmy pracę i stwórzmy spójną, nową ustawę o mediach publicznych. Taką, która nam pozwoli w roku 2013, kiedy uwolnimy widma radiowe, gdy wprowadzimy cyfrę, budować nowe rozgłośnie, nowe cyfrowe radio. Nie tylko na poziomie ogólnopolskim, na poziomie regionalnym, na poziomie lokalnym, miejskim. Bo takie możliwości w roku 2013 będą. Takie są dyrektywy i zapewnienia Unii Europejskiej. Chciałbym, żebyśmy o tym pamiętali. Dziękuję bardzo.
Miłosz Marczuk: Dziękuję bardzo. Proszę, teraz państwo macie głos. Nie wiem tylko, od kogo zacząć, bo rzeczywiście zaczepiony był. pan Kołodziejski. Proszę bardzo.
Janina Jankowska: Przepraszam bardzo, ale ja po prostu wyjeżdżam za granicę za parę godzin. Bardzo przepraszam, ale chciałam dwa słowa powiedzieć. A wydaje mi się, że nasza dyskusja troszeczkę idzie w bok. Patrząc na to, kto przybył pomyślałam sobie, że jesteśmy tutaj, a nie ma telewizji. Widzę kolegę z TVN.
Głos z Sali: To nie jest szef TVN. On jest podobny.
Janina Jankowska: Ja myślałam, że to jest Miszczak. No proszę. Boże, przepraszam bardzo. A miałam nadzieję, że pojawił się jednak ktoś z TVN. To miało być spotkanie, na którym zderzą się dwa punkty widzenia. Media publiczne w ostatnich tygodniach zostały w nieprawdopodobnie zmasowany sposób zaatakowane przez polityków przede wszystkim i przez media komercyjne. Dlaczego nie możemy w sposób spokojny wyartykułować zarzutów, które zazwyczaj już są w mediach, publicznie, i budują atmosferę napięcia społecznego? Dlaczego tu nie ma ludzi, którzy mogliby z szefami tych mediów dyskutować? Chciałam bardzo podziękować Pani Poseł, że przybyła do nas. Niestety uważam, że Ľródłem tego zjawiska, z którym mamy w tej chwili do czynienia jest świat polityczny. Także ta konkretna ustawa i także ten sposób powoływania KRRiTV, który jest właściwie dominantą polityków. Kiedy ta Rada powstała, jeszcze przy okrągłym stole, mówiło się, żeby oddzielić świat mediów od spraw rządu i polityki. Okazało się, że w trakcie tych 16. lat zaczęto to traktować jako pewne łupy. Te łupy były od początku do dnia dzisiejszego. I jesteśmy w tej chwili świadkami kilku takich procesów. Z jednej strony w wyniku tych łupów zostali rzeczywiście nominowani w sposób zupełnie horrendalny ludzie, którzy do mediów nie są kompletnie przygotowani. Chodzi mi o władze, zwłaszcza regionalne. I to jest naturalnie pretekst, żeby potraktować an globe całe media, jako podporządkowane jednej partii rządzącej. Konflikt, którego jesteśmy w tej chwili świadkiem, walka na śmierć i życie między Pis-em a PO, w którym ani jedna, ani druga strona nie myśli o Polsce tak naprawdę, prowadzi do tego, że również dzielą się media. Polityka rozbija także niezależność mediów. Wchodzi nam na ekrany, wchodzi w taki sposób, że każde słowo wypowiedziane zupełnie niezależnie nabiera kontekstu politycznego. Kiedy wypowiadałam się na łamach "Rzeczpospolitej" naprawdę mając na myśli standardy dziennikarskie, zostałam posądzona o to, że prezentuję interesy polityczno-partyjne i następnego dnia właśnie zostało to napisane przez szefa TVN. Właściwie zaczynamy żyć w takim świecie, w którym już nie można powiedzieć niczego w sposób merytoryczny, dlatego, że zostaje się wrzuconym albo do jednego, albo do drugiego obozu. I teraz ostatnie wystąpienia Platformy Obywatelskiej.. pani Julio, jak panią lubię.. ale to jest wstyd naprawdę, żeby tak próbować manipulować mediami publicznymi. Tak samo, ręka w rękę z SLD, które obraża dziennikarzy pracujących w telewizji używając słów "spluwaczki". Obrażani są też w istocie rzeczy dziennikarze radia. W jakimś felietonie było powiedziane, że siedzą w ubikacji, że tak powiem, czekając na partyjnych dostojników. To są rzeczy, które naprawdę niegodne są tego, żeby dyskurs publiczny toczył się na tym poziomie. Ale z drugiej strony, panowie będący tutaj szefami Polskiego Radia, też zadajcie sobie pytanie - skąd się wziął ten konflikt i dlaczego są takie pretensje? Kiedy jestem atakowana zawsze sobie zadaję pytanie, czy dałam pretekst do tego ataku? Co zrobiłam może niezgodnie ze swoimi intencjami, co zostało odczytane w taki, a nie inny sposób? Akurat, jeśli chodzi o ludzi, którzy się buntowali w "Sygnałach", ja znam dobrze Głuskiego, którego tu też nie ma i nikogo nie ma z "Sygnałów". Bardzo żałuję. Ale chciałam powiedzieć, że Głuski jest naprawdę chory. Zasłabł. A też może to być poczytane, że robi w tej chwili jakąś manifestację. On naprawdę nie mógł przyjść. Trudno znaleĽć w tym dyskursie miejsce dla kogoś, kto nie jest ani po tej stronie, ani po tej stronie. Mówię do pana Sakiewicza, ja byłam też przeciwna, żeby pan prowadził "Sygnały Dnia", bo uważałam, że pan jest tak wyrazisty, ma pan poglądy. Mając pełen szacunek dla pana twórczości, dyskutując z pana niektórymi argumentami, artykułami i tak dalej, ale jest pan niewątpliwie człowiekiem odważnym, wyrazistym. I chciałabym, żeby pan jak najbardziej był na antenie Polskiego Radia, ale nie w roli gospodarza. A jeśli już pan ma być gospodarzem, to niech obok gospodarzem będzie młody człowiek z "Krytyki politycznej". Moim zdaniem tak naprawdę dziennikarz informacyjny Polskiego Radia powinien być przezroczysty. Powinien być moderatorem, powinien tylko dawać szansę na wchodzenie, na prezentowanie różnorakich poglądów. Dziennikarz powinien mieć poglądy, ale w odpowiednim miejscu. Tam gdzie jest, publicystą, gdzie jest konfrontacja różnych poglądów publicystycznych. Taki Program jest w Polskim Radiu, po godzinie 12.00 w soboty czy w niedziele. I bardzo dobrze, i niech pan będzie ciągle i co tydzień, chcemy pana słyszeć. Odradzałam kierownictwu, bo wiedziałam, że nastąpi atak na radio publiczne, że zostanie wciągnięte w jakiś dziejący się niezależnie od naszego udziału, proces polityczny. My jesteśmy wciągani, a najważniejsi są słuchacze. Jak oni to odbierają, jak mamy im to tłumaczyć.? Dlatego myślę, że warto dla dobra radia publicznego czasem też uderzyć się w pierś, bo coś się zrobiło nie tak, albo o czymś zapomniało. Nie stać twardo na swoim stanowisku, że robimy tylko same słuszne sprawy. Dziękuję.
Marcin Wolski: Zaraz Sakiewiczowi oddam, ale chciałem tylko powiedzieć, że my się czasami bijemy w piersi. Czasami nawet doprowadzamy do kompromisu. Może państwa zainteresuje, że długie negocjacje z redaktorem Zaleskim od ECO Radia przyniosły sukces. Redaktor Zaleski będzie się dwukrotnie pojawiał. Nie tam, gdzie najbardziej chciał, czyli w centralnej części "Sygnałów Dnia", ale bladym świtem o godzinie 6.00 i o godzinie 12.00 będzie miał swoje gawędy.
Kierownictwo Radia doszło do wniosku, że należy dać mu szansę, ale nie odstępować od podjętej decyzji.
Tomasz Sakiewicz: Bardzo dziękuję za ten wstęp. Chciałbym się przede wszystkim odnieść do tego, co powiedziała pani Julia Pitera. Że będziecie protestować za każdym razem, gdy politycy wpływają na media. Ja nie znam bardziej.
Głos z Sali: Nie, nie. żeby dyrektorzy protestowali.
Tomasz Sakiewicz: Dobrze, to, co powiedziała Julia Pitera, którą niezwykle szanuję i z której udziału w Parlamencie byłem niezwykle zadowolony, bo uważam, że to jest duży pożytek dla naszego życia publicznego, że taka osoba się znalazła. Natomiast ja bardziej brutalnego ataku na media, tudzież próby pozbycia się kogoś z dziennikarzy, jak na moim przykładzie, w ostatnich czasach nie widziałem. Co się dzieje, kiedy wchodzę na antenę Polskiego Radia? SLD i PO zwołują konferencję prasową. SLD sugeruje, żeby nie płacić abonamentu w związku z tym, że ja się pojawiłem na antenie. Próbuje się już niezależnie od tego zaszczuć nas prokuraturą. Doniesień prokuratorskich za ostatnią publikację było co najmniej kilka, jeżeli nie kilkanaście. Nie wyobrażam sobie, gdyby to nastąpiło wobec jakiegokolwiek innego dziennikarza, który byłby z "Gazety Wyborczej", z "Trybuny", czy choćby z "Nie" Urbana, żeby nie wzbudziło to protestów organizacji strzegących wolności słowa. Otóż można w przypadku "Gazety Polskiej" takich metod używać. Ostatnio w kilku dużych dziennikach ukazały się teksty o mnie, gdzie była cała masa bzdur. No rzeczy już kompletnie takich. można by równie dobrze napisać, że jestem kosmitą. Błędy wynikały tylko z jednego. Otóż żaden z dziennikarzy nie zadzwonił do mnie, żeby sprawdzić te informacje. Już nie o to chodzi, żeby dać mi prawo do głosu, ale sprawdzić te informacje. Gdyby mój dziennikarz napisał tekst, przy którym nie podjąłby próby skontaktowania się z osoba atakowaną, to wyleciałby z roboty. To jest standard. Więc ten wątek, który tu podjęła pani Jankowska, że ja jestem jakiś inny, kontrowersyjny, rzeczywiście jest prawdziwy. Otóż my jesteśmy inni. A z jakiego powodu? Otóż kilka lat temu, gdy Julia Pitera była traktowana trochę podobnie jak my, kiedy mówiła, że jest jakiś układ warszawski, że są w Warszawie przekręty, to jedna z niewielu chyba "Gazeta Polska" dawała jej głos i możliwość publikowania, byliśmy inni. Teraz się zmieniło, już można atakować układ warszawski, ten standard już zaczął obowiązywać. My jesteśmy inni, bo zauważyliśmy, że gdzieś w tyle mediów publicznych działają ludzie powiązani z WSI. Tu nie o to chodzi, że nam się zarzuca, że napisaliśmy prawdę czy nieprawdę. W ogóle dotknęliśmy tematu. Przecież o Milanie Suboticu wiedziało co najmniej kilkadziesiąt osób lepiej od nas. Część z nich wiedziała od niego. Pokażemy to w sądzie. Ten człowiek nieopatrznie potrafił się przyznać do swojej współpracy wobec swoich kolegów. Okazuje się, że nie można było ruszyć tego tematu. My jesteśmy inni, u nas można. Przyjęliśmy standard dziennikarstwa amerykańskiego. Nie ma tematów tabu. I tego się boją politycy Platformy. Tego się boją politycy SLD. Jaka jest rola dziennikarza, który zaprasza polityka? No, żeby go dociskać. Przecież lepiej, żeby dziennikarz, który zaprasza polityka, generalnie rzecz biorąc był sceptyczny wobec tego polityka. Lepiej, jeżeli taką rolę przyjmuje. I właśnie oni się tej roli boją. Są przyzwyczajeni do innych dziennikarzy, ponieważ polityków Platformy media rozpieściły, polityków SLD media rozpieściły. Ich nie wolno było atakować. Standard rozmowy Kurski, a potem Komorowski, który był w Programie "Teraz my" to jest normalny standard. Zaprotestowano, bo wszyscy to oglądali. To jest normalny standard, że jednych polityków traktuje się lepiej, a drugich gorzej. Są potrzebni dziennikarze, którzy będą znali swoje miejsce. Dla nas Julia Pitera jest taka sama. Walczyła i walczy o to samo, co kiedyś. Ma prawo do głosu w "Gazecie Polskiej". Natomiast dla polityków Sakiewicz się różni. Różni się i to znacząco. Dlatego, że będę ich wszystkich tak samo dociskał. Czy ktoś słuchał wywiadu z Markiem Jurkiem? Czy ktoś widział jakąkolwiek różnicę w potraktowania go i któregoś polityka Platformy? Nie. Ale tak będzie, ponieważ polityk Platformy będzie się Ľle czuł dociskany. To tyle refleksji na bazie tego, co się wydarzyło. Dziękuję bardzo.
Miłosz Marczuk: Pan Kołodziejski odpowie.
Kołodziejski: Ponieważ zostałem wywołany do tej wypowiedzi.. przepraszam, będę mówił bardzo krótko. Ja słyszałem, co pani poseł Pitera mówiła, byłem na kawie. Przepraszam bardzo, że nie byłem tu na sali. Więc ja już nie chcę się tłumaczyć z mojej obecności w Krajowej Radzie i w Radzie Warszawy, bo to już mówiłem wielokrotnie. Jest to moja pierwsza kadencja jako radnego. Od 16. ponad lat jestem dziennikarzem i dlatego zostałem wybrany do Krajowej Rady. Powiem na koniec, że jestem kandydatem Senatu, głosowała na mnie między innymi część posłów Platformy Obywatelskiej. Jeśli chodzi o wyznaczanie, mianowanie prezesów mediów publicznych, to rzeczywiście jest to problem trudny do rozwiązania. I nie wyobrażam sobie, jak w tej chwili można go w Polsce rozwiązać. Może przyjmiemy bardzo prosty i czytelny układ, taki jak chociażby w Anglii, że prezesa mianuje premier. I to by było najczytelniejsze rozwiązanie. Dziękuję.
Miłosz Marczuk: Proszę państwa, chyba kończymy, prawda? Ktoś z państwa chce jeszcze zabrać głos? Proszę bardzo.
Barbara Rogalska prezes oddziału warszawskiego SDP: Chciałam powiedzieć kilka słów, jako prosty radiosłuchacz. Bardzo lubię radio, mimo, że pracuję w telewizji od wielu lat. Radio towarzyszy mi od dzieciństwa i bardzo się z tego cieszę. Przede wszystkim Trójka. I z wielką satysfakcją odnotowuję, że Trójka naprawdę zmierza we właściwym kierunku. Tylko są jeszcze jakieś drobne, takie warsztatowe niedoróbki. Ja na przykład nie znoszę podgrywania muzyki pod wiadomościami. Dlaczego na litość boską Polskie Radio robi to, co rozgłośnie komercyjne? To jest nie do wytrzymania, kiedy jest mowa o tym, że spadł samolot i zginęło 150 osób a pod spodem jakaś muzyczka leci.
Jacek Sobala: Percepcja się zmieniła odbiorcy.
Barbara Rogalska: Cóż to znaczy Jacku, percepcja? Ale czy ja mogę powiedzieć, że mnie to drażni? I czy to musi być w publicznym radiu koniecznie? Druga sprawa, szkoda, że. a nie, jest dyrektor Marcin Wolski. Proszę państwa, ja widzę, że tu następuje nieporozumienie, o którym Janka mówiła. Myli się role, moderatorzy stają się komentatorami. W jednych audycjach dziennikarze występują jako komentatorzy, w drugich jako moderatorzy. Tak nie powinno być, bo jeśli ktoś jest moderatorem, to nie powinien lecieć do innego radia czy do telewizji i komentować. To jest jeden z kanonów.
Głos z sali: Ad vocem. Przepraszam, a w jakiej roli występuje Żakowski?
Barbara Rogalska: A czy ja mówię, że to jest dobrze? Ja mówię w ogóle. Dlaczego ty od razu bierzesz to do siebie? To jest w tej chwili nagminne, to mylenie ról. Jak to w ogóle może być, że dziennikarz w jednej stacji przepytuje polityka a w drugiej komentuje tego samego polityka i jego zachowania. Naprawdę, zastanówmy się nad tym jako dziennikarze. Druga sprawa, która też mnie troszeczkę jako radiosłuchacza razi, że w tej chwili jest grupa dziennikarzy, którzy są wszędzie. W publicznym radiu prowadzą wiadomości, programy publicystyczne, za chwilę w telewizji publicznej prowadzą programy, za chwilę jeszcze coś. Ja wiem, że dobrych ludzi jest mało na rynku, ale jednak są. Radiosłuchacz czy telewidz odnosi wrażenie, że ten człowiek nie jest w stanie przygotować się do niczego, skoro on od rana do nocy prowadzi programy w radiach telewizjach i tak dalej. Wydaje mi się, że warto się nad tym zastanowić. Troszeczkę się traci wiarygodność. Ale ogólnie rzecz biorąc ja uważam, ja nie słucham Radia BIS, za co przepraszam kolegę Jacka Sobalę, ale wszystkie pozostałe rozgłośnie słucham. Zarówno Dwójki jak i Trójki, Jedynki. I widzę, że naprawdę jest dobrze w tej chwili.
Miłosz Marczuk: Dziękuję, proszę bardzo.
Barbara Miczko-Malcher Radio Merkury, Poznań: Ostatnio na linii frontu. Jestem z tych, którzy się podpisali na liście. Właściwie wszyscy się podpisali. I list był słuszny, jakkolwiek było parę przekłamań. "Gazeta Wyborcza" podała, że to jest pan od cukierków, a to jest pewne uproszczenie. Bo ten pan od cukierków to jest jednak historyk, który pisze doktorat. Więc ja bym też oczekiwała od kolegów z "Gazety Wyborczej", by pisali prawdę do końca. To wcale nie ułatwia walki z tym panem, który został jednym z członków naszego Zarządu, bo takie uproszczenie ociera się o kłamstwo. Jako stara dziennikarka, dokumentalistka, autorka wielu reportaży, mam prawo odnieść się do tego, o czym państwo tutaj mówiliście. O polityce i naciskach polityków na media. Oczywiście w regionie jest to może w mniejszym wydaniu, ale jest to bardzo widoczne. Przyniosłam kawałeczek wczorajszej anteny, może zostawię panu z Krajowej Rady. Dzwoni szef Unii Pracy, podparty Markiem Siwcem i zgłaszają protest, że nasze radio nie obsłużyło ich konferencji. Odnotowaliśmy, ale nie była aż tak ważna, żeby jej poświęcać więcej czasu na antenie. Wnoszą protest i powołują się na to, że w naszym zarządzie jest człowiek, którego LPR wprowadziła do naszego Zarządu, więc on wpłynął na decyzję nie obsługiwania tej konferencji. Co jest wierutną bzdurą, bo ten człowiek, któremu szczerze współczuję, rozmawiałam z nim, nie jest to żadne monstrum, to przyzwoity człowiek tyle, że rzeczywiście nie ma przygotowania. Ma teraz nie komfortową sytuację, siedzi w swoim pokoiku, spotyka się z pozostałymi członkami Zarządu, z załogą nie miał najmniejszego kontaktu, ma zero wpływu na program. Te oskarżenia budowane są na zupełnie fałszywych przesłankach, na wyobrażeniach polityków, że tak być może się dzieje. Tak się nie dzieje. Mieszkam nie w Poznaniu, a pod Poznaniem, i chciałabym państwu powiedzieć, że tak jak Stachura pisał w "Siekierezadzie" - lud roboczy wytrzeszcza oczy. Ludzie są już zdezorientowani. Już właściwie nie wiedzą, gdzie lokować swoje sympatie, za kim się opowiadać Myślę, że. tak chaotycznie mówię, bo mogłabym podawać wiele przykładów grzechów dziennikarzy. Wygrywa PiS. Radia chętnie słuchamy w Wielkopolsce. Nasze Radio Merkury, i następny dzień w samo południe audycja publicystyczna. Przychodzi jakiś socjolog. Zaczepiam go przed wejściem na antenę i pytam - pan z Pis-u? A on - niech mnie pani nie obraża. Ten człowiek w pojedynkę wchodzi na antenę i komentuje wyniki wyborów. Oczywiście jego stosunek do Pis-u jest wiadomy, bo nie umie go ukryć. Wszystko by było w porządku, gdyby był drugi. Ale był ten jeden. Takie grzechy się zdarzają. Myślę, że jeżeli my mówimy o wpływie polityków, tym bardziej właśnie musimy na siebie patrzeć krytycznie, musimy głęboko skrywać emocje i przekonania, szczególnie w takich programach, które mają być w miarę obiektywne. To tyle.
Miłosz Marczuk: Dziękuję bardzo. Państwo widzicie, coś jest jednak nie tak z tymi prezesami. Pierwszy raz jestem na panelu, w którym został pusty stół. Nie wiem, co to ma oznaczać. Co prawda każdy przepraszał, mówił, że leci do pracy, ale jednak chyba tak się nie robi. Przepraszam w ich imieniu, ponieważ jestem organizatorem. Dziękuję państwu bardzo. Tutaj obok jest jakaś kawa, coś do picia. Dziękuję.
|