Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich


Media publiczne, nie państwowe. Jaki przyjąć model prawny?
Kultura organizacyjna w mediach publicznych i ich radach nadzorczych





Media publiczne, czyli czyje?

Zapis debaty z  22 lutego 2006 r.

 

/siedzą od lewej: Jarosław Sellin. Jan Stefanowicz, Paweł Kowal, Elżbieta Kruk, Michał Bogusławski, Piotr Gaweł, Krystyna Mokrosińska, Miłosz Marczuk/                                     fot. Marek Babirecki

 

Miłosz Marczuk: /dyrektor CMWP/ Dzień dobry. Witamy serdecznie w Domu Dziennikarza, zapraszamy do debaty na temat „Media publiczne, czyli czyje?”. Gościmy autorów ostatnich zmian, dotyczących nowelizacji ustaw medialnych. Temat jest bardzo aktualny, wkrótce będą wybory rad nadzorczych mediów publicznych. Dziękuję państwu za tak liczne przybycie. Naszymi gośćmi są: pan Jarosław Sellin - sekretarz stanu, wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pan mecenas Jan Stefanowicz – przewodniczący Rady Konsultacyjnej Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP, pan Paweł Kowal - przewodniczący Sejmowej Komisji Kultury, pani Elżbieta Kruk - przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, pan Michał Bogusławski z Rady Etyki Mediów,  pan Piotr Gaweł - wiceprezes Zarządu Telewizji Polskiej oraz pani Krystyna Mokrosińska - prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Nazywam się Miłosz Marczuk i kieruję Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. Poprosimy o rozpoczęcie pierwszego bloku debaty na temat modelu prawnego, jaki należy przyjąć w mediach publicznych, pana ministra Jarosława Sellina.

 

Jarosław Sellin: /wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego/ Konstatuję na początku, że na tego typu konferencjach spotykamy się prawie zawsze w tym samym gronie, bo mniej więcej 3/4 osób, które widzę, uczestniczyły w konferencji sprzed paru miesięcy, która w tym miejscu się odbyła. Dobrze, że troska o media publiczne nas łączy, chcemy o tym rozmawiać i prowadzimy od lat debatę publiczną na ten temat. Mówię o tym, ponieważ wydaje mi się, że po wielu latach debat publicznych na ten temat, dochodzimy do pewnych wniosków, które wydają się dosyć oczywiste. I sądzę, że możemy mówić o pewnych naszych marzeniach w tej sprawie. Skonkretyzowanych być może w przyszłości w jakimś projekcie prawnym. Chciałbym zacząć od refleksji na temat głównego pytania dzisiejszej konferencji, wydawałoby się retorycznego: „Media publiczne, czyli czyje?” Powiem pewne oczywistości, zwłaszcza w tym gronie. Warto je sobie przypomnieć. Jeśli mówimy o mediach publicznych, to przestańmy mówić tylko o telewizji publicznej, mówmy o 19 firmach. Czyli - o telewizji publicznej, radiu publicznym i 17 rozgłośniach regionalnych radia publicznego. Do kogo te 19 firm należy? Oczywiście, należą do narodu, do społeczeństwa. Są własnością Skarbu Państwa, czyli nas wszystkich. Ale wiadomo, że w demokracji, w skomplikowanych strukturach, jakie demokracja tworzy, państwo jest zarządzane na zasadzie reprezentatywności. Naród co jakiś czas wybiera swoich przedstawicieli, a ci decydują, kto w jego imieniu zarządza wspólnym majątkiem. Formalnie wygląda to tak, według dzisiejszych regulacji ustrojowych, że majątkiem mediów publicznych zarządza Minister Skarbu Państwa. Od wyboru, jakiego naród dokona, kogo wybierze do Parlamentu, kto stworzy rząd i kto w tym rządzie zostanie ministrem, zależy wpływ na rzeczywisty, wewnętrzny porządek w mediach. Mamy też, powoływaną przez 3 organa przedstawicielstwa narodowego, wyłonionego w powszechnych wyborach czyli Sejm, Senat i Prezydenta, Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, która jest regulatorem mediów elektronicznych w Polsce. Będąc członkiem KRRiTV, prowokacyjnie mówiłem i jeszcze raz powtórzę: wpływ na rzeczywisty porządek wewnętrzny w mediach publicznych ma realnie przez jeden dzień raz na 3 lata. Czyli w tym dniu, kiedy wybiera rady nadzorcze do mediów publicznych. Potem można powiedzieć, że władza w mediach publicznych w pewien sposób się autonomizuje. I w stosunku do KRRiTV i w stosunku do ministra Skarbu Państwa. Bo nawet, jeśli minister Skarbu Państwa nie udzieli absolutorium władzom mediów publicznych, to nic z tego nie wynika. Mieliśmy takie przypadki i władze trwały dalej. Rada Nadzorcza wybierana na 3 lata, wybiera zarządy na 4 lata. I ta autonomizacja struktur władzy w mediach publicznych postępuje w dół. Od rad nadzorczych, przez zarządy, do szefów anten, dyrekcji wszystkich komórek wewnętrznych. Warto może zwrócić uwagę na to, bo to jest pierwszy postulat legislacyjny na przyszłość, ile osób musimy utrzymywać my – naród, będący formalnym właścicielem 19 spółek mediów publicznych, w strukturach zarządczych mediów publicznych. Jeszcze raz to dzisiaj policzyłem. To jest 689 osób. Szokująca liczba, ale prawdziwa. 61 osób w zarządach 19 spółek, 103 osoby w radach nadzorczych 19 spółek i 525 osób w radach programowych 19 spółek. Plus rady programowe wszystkich oddziałów terenowych telewizji publicznej plus odrębna rada programowa dla Telewizji Polonia. Więc 689 osób w strukturach zarządczych. Oczywiście wiemy, że rady programowe w tej strukturze władzy mają niezbyt wiele do powiedzenia i ciągle słyszymy postulaty, żeby to zmienić. Nie są też zbyt drogie w utrzymaniu, niemniej kosztują. Jeśli wyłączymy rady programowe, to i tak mamy 164 osoby. Mówię o zarządach i radach nadzorczych. Problemem ostatnich wielu lat, z którym próbujemy się zmierzyć, jest to, że zgodnie z przepisami zawartymi w ustawie o radiofonii i telewizji z 1992 roku media publiczne należą do bardzo określonej części reprezentacji narodu, szczególnie w ostatnich latach, na skutek werdyktów wyborczych. Trzeba sobie też otwarcie powiedzieć - to była dominacja. I nadal w dużej mierze trwa dominacja lewej części strony politycznej nad mediami publicznymi. Z wyjątkiem telewizji publicznej, w której coś na korzyść pewnej równowagi w ostatnich dwóch, trzech latach się zmieniło. Ta dominacja trwa i w radiu publicznym dużym, i 17 spółkach regionalnych. I jest bardzo wyraźna w ciągu ostatnich 8 lat.

Co w związku z tym należałoby zmienić czy naprawić? To, co teraz powiem, proszę traktować jako moje pomysły. Nie ministerstwa kultury, rządu czy PiS-u, bo często są nieporozumienia z tym związane. Na ten temat ani w rządzie, ani w PiS-ie nie było dyskusji, która spowodowałaby pojawienie się projektu ustawy, czy nawet zarysu projektu ustawy, która by tę sytuację zmieniała. Mówię o pomysłach swoich. Otóż mnie się marzy i wielokrotnie już o tym mówiłem, nowy status prawny dla mediów publicznych. Prawdopodobnie możliwy do wprowadzenia poprzez uchwalenie odrębnej ustawy o mediach publicznych. Dlatego, na tego typu spotkaniach wielokrotnie mówiliśmy, że ustrój mediów publicznych opisany jako spółki prawa handlowego, powoduje duże ryzyko. I w dziedzinie ubezwłasnowolnienia politycznego i opanowania wręcz partyjnego tych mediów publicznych. Również w dziedzinie komercjalizacji programu.

Wydaje mi się, że lepiej byłoby pójść w kierunku instytucji wyższej użyteczności publicznej albo instytucji kultury narodowej. A można by to opisać poprzez odrębną ustawę. Dlatego że takich kategorii prawnych w polskim prawie nie mamy. Sam fakt ustalenia odrębnej ustawy o mediach publicznych powoduje, że siłą rzeczy taka instytucja powstaje. Mamy takie przypadki, jak ustawa o Poczcie Polskiej, która tworzy z Poczty Polskiej instytucję nie mieszczącą się w żadnej kategorii prawnej, z instytucją wyższej użyteczności publicznej. Czy na przykład ustawie o Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich, która też funkcjonuje na zasadzie odrębnej ustawy. Gdybyśmy w takim kierunku poszli, to moim zdaniem, skoro nie byłaby to spółka prawa handlowego, nie byłyby potrzebne rady nadzorcze. Regulator, który w przyszłości być musi. To niekoniecznie musi być Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji w obecnym systemie ustrojowym. Ale na przykład to, o czym też była mowa w czasie ostatniej debaty nad nowelizacją ustawy o regulatorach - to nie była bowiem nowelizacja ustawy o mediach, tylko o regulatorach mediów. I można by pomyśleć o jakimś modelu polskiego offcome`u, czyli połączeniu dzisiejszych realnie istniejących bytów Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji i urzędów komunikacji elektronicznej. I wydaje mi się, że powinna być jedna rada programowa oceniająca program wszystkich mediów publicznych, działająca przy tym regulatorze. Złożona najlepiej z osób rekomendowanych przez reprezentatywne stowarzyszenia dziennikarskie, twórcze, biznesowe, naukowe i konsumentów mediów. Stowarzyszeń konsumentów mediów niestety w Polsce wciąż reprezentatywnych, silnych, nie ma. A szkoda.

Wydaje mi się, że wówczas można by było pokusić się również o jednoosobowe kierownictwa mediów publicznych. Czyli realnie - prezes medium publicznego podpisywałby z regulatorem też zreformowanym, jedynym funkcjonującym w Polsce, wieloletnią kartę zobowiązań publicznych. Na realizację której otrzymywałby publiczne pieniądze. A jeśli po rocznym czy wieloletnim rozliczeniu okazałoby się, że te zobowiązania nie są dotrzymywane (bo to można by było bardzo precyzyjnie sformułować), to nowy regulator miałby prawo do skrócenia kadencji prezesa. Najlepiej byłoby, żeby prezes był powoływany na pewną, stabilną kadencję. I tylko w sytuacji wyjątkowej, która w ustawie musiałaby być bardzo precyzyjnie opisana, można by było tę kadencję skrócić. Na przykład takim wyjątkiem mogłoby być łamanie zobowiązań publicznych, które sam podpisał, jeśli chodzi o wypełnianie programów medium o charakterze misyjnym, na które są przeznaczone publiczne pieniądze.

Jeśli chodzi o finansowanie - to temat, na który możemy się mocno pospierać. Czy tak, jak dziś? Czy media publiczne powinny być finansowane ze środków publicznych? Ja uważam, że w większej mierze powinny być finansowane właśnie ze środków publicznych, bo to zmniejsza pokusę komercjalizacji programu. Czyli proporcje, zwłaszcza dla telewizji publicznej - bo w radiu jest inaczej - powinny być inne. Jednak 80% ze środków publicznych i 20% z reklam. I powinniśmy w związku z tym myśleć o nowym, lepszym systemie poboru środków publicznych na utrzymywanie mediów publicznych.

Teraz odniosę się do perspektywy przyszłości, związanej z cyfryzacją. Dla mnie jest oczywista, już nie wchodząc w dyskusję o charakterze technicznym. Myślę, że bardziej interesująca jest refleksja na temat przyszłości mediów w sensie programowym. Cyfryzacja wiąże się z kanałami tematycznymi. Będzie tych mediów tak dużo w przestrzeni ogólnodostępnej, że będą musiały skonkretyzować swoją ofertę programową, żeby się różnić od innych. Prawdopodobnie, nie jestem pewien czy na 100%, będą zanikać kanały uniwersalne. Takie, które są mieszanką różnych ofert programowych – rano coś dla dzieci, po południu coś dla młodzieży, wieczorem dla gospodyń domowych, późnym wieczorem dla mężczyzn. Czyli kanały tematyczne, które już przecież w Polsce powstają,  jest ich nawet więcej w sensie liczbowym niż kanałów uniwersalnych. Gdybyśmy wszystkie kanały programowe, tworzone dzisiaj w Polsce, policzyli - i w radiu i w telewizji, to by się okazało, że są wyraźnie sformatowane programowo. Myślę, że to jest przyszłość, którą będzie wymuszała cyfryzacja. W przestrzeni ogólnodostępnej, tak jak w strategii rządowej,  jest to przyjęte; docelowo będzie 6 multipleksów.

Zakładając teoretycznie, że wszystko byłoby wypełnione programami telewizyjnymi, będą nie 3 ogólnodostępne dzisiaj ze zwykłej anteny naziemnej, ale nawet 30. I to jest przyszłość dosyć bliska. W strategii rządowej czas końcowy przechodzenia z analogu na cyfrę określono na rok 2014. Moim zdaniem, to będzie skrócone do roku 2012, ponieważ prawdopodobnie Unia Europejska, jako całość, zdecyduje się właśnie na taką datę końcową. I pewnie będziemy się musieli do tej daty dopasować. Jaka będzie przyszłość mediów publicznych w tej przestrzeni? Moim zdaniem, należy odejść od pomysłu zmniejszania ilości, tylko myśleć o tworzeniu większej oferty kanałów tematycznych, które już mamy w mediach publicznych. I myślę, że dobrze by było pod każdym względem – i obecności polskiego kapitału, polskiej własności, i obecności polskiej kultury, solidnej debaty publicznej, edukacji, w ogóle ambitnej problematyki programowej w przestrzeni mediów audiowizualnych. Dobrze by było, żeby przynajmniej 1/3 tej przestrzeni w przyszłych multipleksach była zajęta przez ofertę mediów publicznych.

I wreszcie spróbuję bardzo krótko odpowiedzieć na dwa pierwsze pytania, które nam zadano. Jak sprawić, żeby media stały się miejscem rzetelnego przekazu informacji? Jak zapewnić niezależność redakcjom i dziennikarzom? Moim zdaniem, nie ma innej możliwości zapewnienia rzetelności i niezależności, jak poprzez zatrudnianie właściwych ludzi. Wydaje mi się, że media publiczne powinny być miejscem pracy elity dziennikarskiej. Najlepiej zweryfikowanej, ludzi z największym autorytetem w polskim dziennikarstwie. Ja się nie chcę odnosić do jakichś konkretnych wydarzeń, ale powiem o jednym. Wczoraj byłem w rozgłośni radiowej, nieważne - jakiej. Byłem pytany o obecne awantury odnośnie Wiadomości TVP. Pytanie było z tezą – czy to już jest ingerencja PiS-u w wewnętrzne sprawy telewizji publicznej? Odpowiedziałem następująco i trzymam się tej odpowiedzi, bo myślę, że ona jest uczciwa: konflikt rozgrywa się między dziennikarzem Wiadomości, wydawcą Wiadomości i szefem Wiadomości, szefem anteny i prezesem Telewizji. I proszę mi powiedzieć, który z nich jest funkcjonariuszem PiS-u? Pojawiły się poważne błędy w najważniejszym programie informacyjnym telewizji publicznej. Spowodowało to awanturę pomiędzy tymi pięcioma osobami. To są konkretne nazwiska. Spór rozstrzyga się między nimi. Mamy relacje prasowe na ten temat. Wiadomo, że jakieś decyzje są podejmowane, więc odrzucam tego typu insynuacje pod adresem środowiska politycznego, z którym się związałem. Naprawdę nic mi nie wiadomo na ten temat. I proszę zapytać tych 5 osób, czy ktokolwiek z tej partii dzwonił do nich w tej sprawie. Ja wiem, że nie. Więc jeżeli takie rzeczy się dzieją, to tak powinny się właśnie rozgrywać. Jeśli jest jakaś wpadka programowa, jeśli jest jakiś problem, to proszę bardzo – Kunica, Paczuska, Kozak, Grzywaczewski, Dworak. To się rozgrywa w tym gronie i tak powinno być. To jest właściwy standard.

 

 

Jan Stefanowicz: /przewodniczący Rady Konsultacyjnej CMWP/

Była mowa o technologii, narzędziach. Ja wrócę do wartości, do aksjologii pewnych wyborów. Otóż, mówiąc o mediach publicznych, tak jak w tej chwili określamy i tak jak są desygnaty tego pojęcia urządzone, musimy postawić pytanie o cel,  wartości podstawowe. Zidentyfikować, co chcemy przez media osiągnąć? Z punktu widzenia treści, adresatów, tych, którzy dokonują określonego przekazu. A więc mamy problemy podmiotowe w rozumieniu właściciela, w rozumieniu nadawcy. Tych rzemieślników, którzy produkt wprowadzają na rynek,  czyli - dziennikarzy i odbiorcę. Media publiczne, jakbyśmy ich nie nazywali w rozumieniu infrastruktury, są własnością państwa. Reprezentowanego przez ministra skarbu czy w inny sposób - nie zmieni to zasady. Infrastruktura należy do państwa. Ale czy mówiąc o mediach publicznych mamy w rzeczywistości na myśli to, kto zarządza infrastrukturą? Kto jest właścicielem? Może myślimy o nadawcy czy wydawcy, czy może wprost o tytule, redakcji? A więc, kto ma wpływ na warsztat, na treść, kto przygotowuje? I wreszcie kwestia przedmiotowa – treści, a więc materiału prasowego. Z punktu widzenia mediów publicznych i prywatnych możemy mówić o pewnej linii programowej, o polityce wydawcy czy nadawcy. Czy rzeczywiście w mediach publicznych tej polityki ma nie być? Czy jest dopuszczalna? Jeżeli tak, to jak? Chciałem od razu powiedzieć, że do tej pory w naszych standardach posługujemy się przyzwyczajeniami z przeszłości. Co prawda zmieniliśmy słownictwo. Zamiast „propaganda” mówimy PR, propagowanie. Nie bójmy się powiedzieć, że propaganda jest i będzie niezależnie od tego, jak ją opakujemy. Czy władze publiczne mogą uprawiać propagandę? Uprawiały i będą. I nie ma w tym nic złego. Tylko trzeba odróżnić z punktu widzenia treści, przekazu informacji tę informację, która jest informacją publiczną, rzetelną, od tej, w której organ władzy publicznej chce się pokazać, pochwalić i przedstawić w jak najlepszym świetle. Też nie ma w tym nic złego. I teraz z punktu widzenia treści przekazu: Jeżeli spojrzymy na tego niezależnego teoretycznie nadawcę, to na ile on ma służyć przekazowi informacji publicznej, a na ile być medium do celów propagandy? Tu leży odpowiedź, na ile rzeczywiście media są władzy, na ile społeczne. Treść, linia programowa jest istotna, a nie właściciel infrastruktury. A więc - w imieniu kogo i czego? Zwróćmy uwagę na to, że jeżeli dyskutuje się o mediach publicznych, to tak naprawdę dyskutuje się o propagandzie. O tym, która partia, który klub, jaka  władza przekazuje (i na ile), jakie treści? A gdzie przekaz w imieniu społeczeństwa? Nie pojawiło się sformułowanie: „społeczeństwo obywatelskie”. Cała infrastruktura społeczeństwa obywatelskiego, cała różnorodność organizacji społeczeństwa obywatelskiego. Gdzie miejsce na przekaz? Na dziś to nadal są media rządowe, tuba propagandowa władzy. I to nie jest kwestia tej, czy poprzedniej. To jest ciągle obowiązujący standard w mediach publicznych. Musimy od tego odejść. Musimy stworzyć model, w którym rzeczywiście społeczeństwo, a nie klasa polityczna, partie polityczne czy władze, będzie mogło się wypowiedzieć. Zwróćmy uwagę, że dyskusja odbywa się na temat, kto z tej klasy politycznej będzie miał media. Na ile jedne bloki polityczne czy partie mają więcej wpływu, a inne mniej ? Czyli – czyja jest ta tuba propagandowa? A gdzie organizacje społeczeństwa obywatelskiego? Poczynając od kół gospodyń wiejskich czy ochotniczych straży pożarnych, a kończąc na szeregu fundacji w obszarze oświaty, zdrowia. Mizerne mamy to społeczeństwo obywatelskie. Media publiczne powinny je wspierać, być tubą dla jego organizacji, głosem od dołu do władzy, do klasy politycznej. Nie powinny być narzędziami dla celów - jak to dziś mówimy - PR, przejmowanymi przez klasę polityczną do promowania własnych osiągnięć, sukcesów, tuszowania porażek. Zwróćmy uwagę na treść, przedmiot. Potem będziemy mówić, jak zmienić infrastrukturę, stosunki właścicielskie. A więc, aksjologia, pewne wartości, które musimy zidentyfikować i zastosować. Wtedy powiemy, czy media są publiczne, komu służą? Poprzez identyfikację treści, komu swoich łam, głosu, anten udzielają. To tak z punktu widzenia sporu – publiczne, rządowe czy czyje? Chciałbym również zwrócić uwagę na pewną sprawę związaną z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji, problemem mediów publicznych. Regulacja Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji umieszczona jest w Konstytucji w rozdziale: organy kontroli i nadzoru. Tam jest tylko rzecznik praw obywatelskich, Najwyższa Izba Kontroli. Brałem udział w pracach komisji konstytucyjnej przy dyskusjach. Jedna opcja naginała do już powstałego modelu, czyli rzeczywiście regulatora. Druga - do organu kontroli i nadzoru. I władzy administracji, i władzy wykonawczej trzeba patrzeć na ręce, jak przydziela koncesje. Jak steruje infrastrukturą, daje przywileje, ogranicza, jak dba o konkurencję. Ale organ kontroli i nadzoru to rzeczywiście jest organ kontroli i nadzoru. Nie władza wykonawcza. Nie administracja rządowa. Poprzez pokazywanie roli Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji jako regulatora, de facto akcent został przełożony na władzę wykonawczą. Regulator to jest w rzeczywistości administracja, władza wykonawcza, a nie organ kontroli i nadzoru. Jest oczywistym, że nie może organ kontroli i nadzoru sam siebie kontrolować,  to nieporozumienie. Jestem  orędownikiem utrzymania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji jako organu kontroli i nadzoru, który zgodnie z Konstytucją ma dbać o wolność prasy, swobodę przepływu informacji i mieć narzędzia do tego. Natomiast regulator powinien być umiejscowiony w obszarze administracji rządowej i podlegać kontroli tejże rady. A więc - nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Rada, jeśli będzie niezależna, będzie tę rolę właśnie w imieniu społeczeństwa obywatelskiego spełniała. Aby regulator, administracja, której rolą jest rządzić i odpowiadać za to, być rozliczaną, prawidłowo wywiązywała się ze swoich obowiązków.

 

Paweł Kowal: /przewodniczący Sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu/ W kilku punktach spróbuję się odnieść do tego, co jest tematem naszego dzisiejszego spotkania. „Czyje media?” – wiadomo, to reguluje ustawa. Jaka jest sytuacja, jeśli chodzi o media publiczne? Myślę, że kluczową kwestią są nożyce, w których media publiczne się znalazły. Z jednej strony - Krajowa Rada, która pilnuje misji. Z drugiej strony - minister skarbu, który rozlicza z zysków. Nigdy nie byłem w środku mediów i nie wiem, jak jest naprawdę. Natomiast zauważyłem, zajmując się tą problematyką, że na pewno jest to wygodny wytrych, aby opisywać niepowodzenia mediów publicznych. Być może tak nie jest, ale za każdym razem zwracam na to uwagę i uważam, że należałoby to jakoś zmodyfikować. Jestem przekonany, że stała konkurencja z mediami komercyjnymi doprowadziła do pewnego paradoksu. Otóż niektóre funkcje informacyjne (przyjąłem zasadę, że nie wymieniam nazw mediów ani nazwisk dziennikarzy, chyba że w bardzo pozytywnych kontekstach, ale tutaj też nie wymienię) najlepiej dzisiaj wypełniają media komercyjne i media społeczne. Zwróćcie państwo na to uwagę. Gdybyście mieli wymienić (abstrahując od waszych poglądów, od moich poglądów) media, które najlepiej informują, najszerzej dają możliwość zapoznania się z poglądami, dają dostęp do źródła, a nie raczą nas tylko komentarzem (ci, którzy są historykami, wiedzą, o czym mówię), to wymienicie media niektóre komercyjne i niektóre społeczne. Doszliśmy do pewnego paradoksu. Ja w tym upatruję nawet czegoś więcej. Powiedziałbym o kompleksie mediów komercyjnych wobec mediów publicznych. To polega mniej więcej na tym, na czym polegał do pewnego czasu nasz kompleks, jeśli chodzi o historię. Otóż media publiczne mają jakby zakodowane w sobie przekonanie, że ich właściwa misja jest mało atrakcyjna i muszą ją uatrakcyjnić. Ale kiedy pytamy, dlaczego tak jest, to słyszymy odpowiedź, że muszą mieć reklamę, bo minister skarbu pyta, ile zarobili pieniędzy. Wracamy do punktu wyjścia, czyli do tego złego, o czym mówił pan minister Sellin. Usytuowania organizacyjnego czy ustrojowego mediów publicznych. Myślę zatem, że jeśli chodzi o próbę wyjścia z tej sytuacji, z tego impasu, który trwa już wiele lat, to jest przecięcie, czy rozbrojenie tej rzeczywistości. Rozdarcia pomiędzy tym, czego oczekuje Krajowa Rada a tym, o co pyta minister skarbu. I wówczas, jeśli jest to tylko pretekst do pokrywania kompleksu niższości wobec mediów komercyjnych i wówczas, jeśli jest to faktyczny problem. W każdym przypadku sytuacja, z której media publiczne powinny w moim przekonaniu jak najszybciej, przy okazji nowych zmian ustawodawczych, wyjść. Jeśli chodzi o to, jaki jest cel, Panie mecenasie, to celem kluczowym jest misja dla mediów publicznych. Ona określa ich sens. Misja dotyczy i treści, i odbiorców. I media publiczne powinny o tym pamiętać. Takie podstawowe, proste rozliczenie. Pytanie o obecność kultury narodowej szeroko rozumianej i pytanie o obecność informacji. Takiej informacji, która ma też znaczenie edukacyjne. I tu przechodzimy, myślę, do najbardziej zapomnianego aspektu edukacyjnego mediów publicznych. Jestem przekonany, że to zadanie jest możliwe do wykonania tylko wówczas, jeśli media publiczne pozbędą się kompleksu mediów komercyjnych, które na oczach mediów publicznych nieźle się rozwijają i mają duże perspektywy. Gdyby tak diagnozować, to sprawą, na którą trzeba koniecznie zwrócić uwagę, jest – postawię taką tezę przewrotną – duża niezależność mediów publicznych. Skomplikowanie struktury, którą przedstawił minister Sellin powoduje, że właściwie nie można zidentyfikować odpowiedzialności za ich stan. Przywołajmy choćby ostatnie spory w mediach publicznych, co weszło na antenę, co nie weszło, które są być może łatwe do rozsądzenia dla państwa na tej sali. Ale jak zapytacie kogoś, kto po prostu płaci podatki i abonament - nie będzie wiedział, co się dzieje i o co chodzi. I byłoby bardzo trudno wytłumaczyć, kto i w którym miejscu ponosi odpowiedzialność. Mamy raczej oczywisty postulat uproszczenia, odejścia od takiej bizantyjskiej struktury zarządzania mediami. Ale przede wszystkim mamy postulat określenia odpowiedzialności za stan mediów. I mówię o odpowiedzialności, posługując się przykładem szczegółowym,  być może nieistotnym, co poszło w Wiadomościach, co nie poszło. Na tym przykładzie możemy jak na dłoni zobaczyć, że istnieje poważny problem odpowiedzialności za media. Odpowiedzialności, która na pewnym etapie, jeśli chodzi o działania Rady Radiofonii i Rady Nadzorczej już po wyborze władz spółki, de facto zaciera się. Gdzieś ginie. Kiedy diagnozujemy stan mediów publicznych, warto pamiętać, że raczej jest to sprawa odpowiedzialności. Gdyby formułować postulaty dotyczące zmian w mediach publicznych pamiętamy, że chodzi o postulaty dotyczące wypełnienia misji i przybliżenia się do oczekiwań odbiorców. To jest podstawowe zadanie zapisane w Konstytucji dla Rady Radiofonii i Telewizji, ale też oczywiste, podstawowe zadanie mediów publicznych. To jest poszukiwanie prawdy i warto tak to formułować. Bo jak to sformułujemy aksjologicznie, to jest łatwiej dyskutować. To też jest argument za tym, żeby media publiczne były utrzymywane za publiczne pieniądze. I są to konkretne powody, dla których jest już czas zmiany ustroju tych mediów. Właśnie w obszarze instytucji kultury istnieje już taki precedens – stworzenia specjalnej instytucji, Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. Istnieje też drugi precedens. Jest to Rada Powiernicza, stosowana w niektórych z instytucji. Jest to instrument prawny, który bardzo dobrze się sprawdza. A więc pierwszy postulat,

jeśli chodzi o zmiany w mediach publicznych, to na pewno zmiany organizacyjne na poziomie tworzenia instytucji. Jej oprzyrządowania prawnego. Z racji funkcji, jakie wypełniam, przychodzi mi obserwować media publiczne i nasuwa się od razu postulat drugi. Radykalna, idąca najdalej, jak się da (ja nie siedzę wewnątrz telewizji czy radia i nie wiem, jak daleko się da. Może pan prezes Gaweł potrafi cos o tym powiedzieć), zmiana wewnątrz struktury organizacyjnej. Istnieje taka pokusa, by wszystko działo się, jeśli chodzi o media publiczne, w pewnym konkretnym spektrum ludzi, żeby zmian dokonywać tylko przez wymianę władz. Zauważam tę pokusę niemalże przy każdej rozmowie na temat mediów publicznych, że jest to istota działania systemu. Jak już nie będę przewodniczącym komisji i nie będę posłem, to może coś o tym napiszę. A zatem te zmiany, o których mówiłem w pierwszym punkcie, czyli ustawowe, ustrojowe, mogłyby się okazać niewystarczające. Ponieważ bardzo często w te zmiany możnaby bezpośrednio przenieść całą istniejącą strukturę. A zatem drugi warunek formułuję w ten sposób, że potrzebna jest głęboka reforma strukturalna. Nawet  nie w sensie prawnym, ale menedżerskim. Mam na myśli przegląd kadr, audyty, analizę racjonalności wydawania środków publicznych i tak dalej. Po trzecie, poprzez odpowiednie regulacje w zakresie abonamentu i emitowania reklam. Należy zmusić nowe media publiczne do realizacji misji. Formułować te misje prostymi słowami w zapisach ustawowych czy w innych zapisach regulaminowych, zmuszać telewizję, radio publiczne do jej realizacji i z tego przede wszystkim rozliczać. Nie bojąc się i osłaniając media publiczne przed kompleksem, że będą mniej atrakcyjne. Jest szereg przykładów i o tym pewnie w drugiej części dyskusji należałoby mówić. Tematy, które są zadane jako misja, tak naprawdę przy dzisiejszym poziomie myśli humanistycznej mogą być niesłychanie atrakcyjne. Historia narodowa, teatr, reportaż – to mogą być bardzo ciekawe tematy. Trzeba tylko poświęcić im trochę uwagi i nie konkurować (tak publicystycznie powiem) w każdym programie z dowolnym talk show`em w innej stacji. Czyli jako trzeci punkt sformułowałbym nacisk na misję. Wtedy, kiedy już ustaną przyczyny bądź preteksty do tłumaczenia się, że misja nie jest realizowana. Czwarty punkt, którego nie będę rozwijał, bo to jest sprawa na odrębną dyskusję, to jest zapewnienie równowagi politycznej, czyli pewna osłona instytucji mediów publicznych. Poprzez odpowiednie rozwiązania instytucjonalne, które powinny być zastosowanie w punkcie pierwszym o zmianach ustrojowych. Odnośnie piątego punktu, uważam za konieczną całkowitą reorganizację zadań Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Myślę, że powinna się odbyć w dwóch etapach. Pierwszy etap to – i do tego też zachęcam obecną Radę Radiofonii i Telewizji publicznie i prywatnie – wydaje mi się, że największą słabością Rady, którą mieliśmy i tych wcześniejszych, było całkowite niewykorzystanie wszystkich uprawnień pozatechnicznych. Myślę, że dzisiaj dyskusja o mediach publicznych byłaby dużo łatwiejsza, gdyby Rada Radiofonii i Telewizji budowała swój autorytet instytucjonalny i osobisty członków, na większym wykorzystywaniu tych wszystkich zapisów z ustawy i z Konstytucji, które nie dotyczą ściśle technicznego aspektu funkcjonowania mediów. Jak państwo na chwilę zapomną o różnych politycznych sporach, które wokół tego się toczyły i przypomną sobie jak było, to myślę, że pierwsza rzecz jaka się rysuję, to fakt, że Rada w tej dziedzinie właściwie nie występowała, albo występowała rzadko i nieśmiało. I też z pewną obawą, że nie może o tym mówić. Znajdowałem ślady tego kompleksu w dyskusji o słynnej poprawce do ustawy o radiofonii i telewizji. Ja wiem, że sama poprawka wywołuje emocje i nie po to ją przywołuję. Ale jak państwo ją literalnie przeczytają... (wszyscy na tej sali znamy ją na tyle, że wiemy, co tam jest w środku) Ta poprawka nie szła ani o pół kroku dalej niż to, co można przeczytać na każdej stronie, mówiąc w cudzysłowie, ustawy. Nie szła ani o ćwierć kroku dalej, niż to, co zapisano jako podstawowe zadania Rady Radiofonii i Telewizji w Konstytucji. Ale przyzwyczailiśmy się do pewnego technicznego stosunku do Rady Radiofonii i Telewizji i jest w nas opór, żeby Rada innymi aspektami życia medialnego nie interesowała się. Moja propozycja brzmi – by już w tej kadencji Rady pierwszym krokiem do jej prawdziwej reformy był powrót do tych istotnych spraw, związanych z inicjowaniem działań w zakresie wolności słowa, monitorowania i tak dalej.

Poprzez pełne wykorzystanie  możliwości działania, opisanych w ustawie i w Konstytucji. Na końcu powinno dojść do sprzężenia, być może takiego, jak mówił pan mecenas Stefanowicz,  z tym nowym, pełnym regulatorem. Być może Krajowa Rada powinna go nadzorować. Tu jest kwestia właśnie tych rozwiązań instytucjonalnych, o których mówiłem w pierwszym punkcie.

I punkt szósty. Moim zdaniem absolutnie konieczny do dyskusji o mediach publicznych. Poprzez stowarzyszenia, instytucje dziennikarskie, prasę, w naszym wspólnym interesie należy otworzyć w Polsce dyskusję na temat zawodu dziennikarza. Moja teza brzmi tak, że nie ma w pełni wolnych mediów. Nie ma w pełni demokratycznie, mądrze funkcjonującego systemu obiegu informacji publicznej. W sytuacji, kiedy zawód dziennikarza (co prawda nie jest korporacją jak w przypadku prawników) jest otoczony taką fałszywą poprawnością, że nie można mówić o pracy dziennikarzy. Wczoraj jadłem kolację z profesorem z Ameryki. Cały wieczór poświęciliśmy omawianiu różnych śmiesznych przykładów z polskich mediów. Zachęcam państwa – stańcie z boku albo zapytajcie kogoś z zagranicy. Pokażcie mu kilka najważniejszych polskich programów publicystycznych z telewizji publicznej albo jakieś przykłady z własnego doświadczenia. Powszechnie dziennikarze mówią na przykład do marszałka Sejmu, premiera czy prezydenta: „jak ja bym był na pana miejscu”. Jest to niesłychanie zabawne dla kogoś, kto patrzy z boku. Natomiast moja wypowiedź, nawet tak delikatna i spokojna jak teraz, jest uważana za jakąś ingerencję w zawód dziennikarza. Wytwarza się taka oto sytuacja, że dziennikarze mogą tak daleko posuwać się w krytyce funkcjonariuszy publicznych, że wolno im mówić „jak ja bym był na pana miejscu, to bym lepiej coś tam zrobił”, a  funkcjonariusz publiczny nie może nawet w lekki sposób formułować swoich uwag na temat jednego z zawodów ostatecznie. Myślę, że bardzo łatwo byłoby mi wykazać, gdyby państwo pytali, ale bez publicznego przywoływania konkretnych dziennikarzy czy redakcji. Na przykład takie zjawiska... Panie mecenasie, bo Pan właśnie o tym mówił, jak stałe sugerowanie w  programach publicystycznych przez dziennikarzy odbiorcom, którzy chcą się czegoś dowiedzieć, że politycy są niespełna rozumu. Ja znam konkretny program, w którym to jest absolutną metodą. Kończy się w ten sposób, że dziennikarz który, prowadzi, mówi: „Dzisiaj prowadził Wacek, a resztę to widzieliście”. Tego nie uda się zmienić drogą jakiegokolwiek nacisku,  do tego musi być atmosfera. I być może to miejsce, w którym dzisiaj jesteśmy jest odpowiednie, żeby apelować o atmosferę do takiej otwartej dyskusji. Popatrzcie państwo w ten sposób na media i zobaczycie, że problemy odnośnie do realizowania misji, jeśli chodzi o informację o życiu publicznym czy politycznym, są naprawdę w różnych miejscach. Nie tylko po stronie polityków, którzy zmieniają ustawy. Wskazałbym jeszcze na jeden element. Ostatnio pojawił się podczas wizyty Lecha Kaczyńskiego w Stanach Zjednoczonych, kiedy było jasno ustalone, jaka jest formuła spotkania dziennikarzy z prezydentami i było zaakceptowane przez dziennikarstwo amerykańskie. Myślę, że nikt tutaj nie ma wątpliwości, że demokratyczne i wolne. To była protokólarna zasada, że dziennikarze nie zadają pytań i są tylko oświadczenia. No i prezydenci odwrócili się, podziękowali i wyszli. Dziennikarze amerykańscy zaczęli pakować kamery, a dziennikarze polscy krzyczeli do obu prezydentów – „skandal, co wy sobie wyobrażacie”.

Takie sytuacje dotyczące kultury osobistej, takiej korporacyjnej, zdarzały się niesłychanie często również w Sejmie. A zatem ostatni punkt, nie będę już ich podsumowywał, to jest otwarcie w Polsce w dyskusji o zawodzie dziennikarza na takich samych zasadach jak dyskusja o każdym innym zawodzie.

 

Piotr Gaweł: /wiceprezes Zarządu TVP S.A/

Moi przedmówcy będą decydować w przyszłości o tym, jaki będzie ład, porządek medialny w Polsce, jaka będzie organizacja mediów publicznych. Ja swoją rolę widzę dużo skromniej. Z perspektywy zarządczej, profesjonalnej, chciałbym powiedzieć, co rzeczywiście możnaby zrobić, zarządzając Telewizją Polską, żeby to była lepsza telewizja publiczna. Jak również odnieść się do kilku wątków, które były tutaj podjęte. Przy dyskusjach makro, dotyczących organizacji mediów, porządku prawnego oraz tego, jaką formę spółki czy przedsiębiorstwa użyteczności publicznej, czy instytucji użyteczności publicznej, powinna mieć Telewizja Polska. Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że moim zdaniem, patrząc nie tylko na rynek polski, ale również na rynek europejski, patrząc na rozwój telewizji publicznych, uważam, że dobra telewizja to jest telewizja dla widza, a nie dla kogoś innego. Również nie dla siebie. I z perspektywy takiej zarządczej można powiedzieć, to, co powinno być celem telewizji publicznej i osób zarządzających telewizją publiczną, to tworzenie najwyższej wartości jakości programowej za powierzony telewizji publicznej budżet. Chciałbym się skoncentrować na kilku takich elementach, które z perspektywy rozwoju firmy decydują o tym, czy lepiej czy gorzej radzi sobie z tym właśnie celem. Nie ma co ukrywać, że sposobem do realizacji celu nie jest nic innego, tylko po prostu profesjonalizm zarządczy. Jeśli telewizja publiczna, w takiej czy innej organizacji, będzie profesjonalnie i dobrze zarządzana, to ma szansę osiągnąć sukces. I dzisiaj na zmieniającym się bardzo rynku, zmieniającym się bardzo otoczeniu i zmieniającym się bardzo widzu, podstawowym warunkiem, moim zdaniem, jest dobrze poznać widza, jego potrzeby i jego aspiracje. Żebyśmy nie tylko mówili, ale również umieli słuchać. I to jest wyzwanie, przed którym stoi nie tylko polska telewizja publiczna, również - telewizje publiczne Europy Zachodniej. Bardzo znacząco zwiększa się rola analiz i badań. Bardzo duże projekty realizuje telewizja BBC,  w wielu aspektach pionierskie. Bo warto jest zadawać sobie pytanie, nie tylko - co widzowie oglądają, ale też - dlaczego oglądają, jak oceniają program, jak oceniają jego treść, formę, sposób przekazu? Chciałbym państwu powiedzieć, że to nie jest do końca tak, że widzowie są mało racjonalni, czy bardzo powierzchowni. Otóż mam tutaj przed sobą wyniki analiz i badań, na przykład dotyczących programów informacyjnych. I pośród atrybutów, które widzowie uważają za najbardziej istotne, jest na pierwszym miejscu wiarygodność podawanych informacji. Po drugie – zrozumiały, jasny przekaz. Po trzecie – aktualność informacji i szybkość reagowania. I poparcie przekazu obrazem. A co dla widzów nie jest tak bardzo ważne? Nie jest ważny sensacyjny sposób prezentowania informacji. Nie jest tak ważne poczucie humoru, czy własny komentarz prowadzącego. Jestem głęboko przekonany, że wejście w obszar analiz i badań pozwoli również zobiektywizować, zracjonalizować ocenę programową. I oderwać ją od subiektywizmu menadżera programowego. Popatrzmy na programy dokumentalne, reportażowe. Co jest dla widza ważne? Po pierwsze, jest bardzo ważne pokazywanie, jak zakończyła się dana sprawa. Po drugie, dokładne prezentowanie problemu. Po trzecie, pokazywanie prawdziwych, nie wyreżyserowanych zachowań. Aktualność tematów i ukazywanie różnych punktów widzenia z wielu stron. I znowu – co dla widza nie jest tak bardzo istotne? Może to państwa zaskoczy, ale taka jest prawda. Szokujący temat, szokujące wydarzenie, sensacja. Sensacyjny sposób pokazywania tematów i agresywny sposób prowadzenia programu. To pokazują bardzo duże badania. Badania zrealizowane na grupie ponad 2000 osób. Wskazują na to, co widz tak naprawdę myśli, czego tak naprawdę oczekuje od każdego, różnego gatunku programowego. Ale warto też zobaczyć, jak bardzo zmienia się ten widz. Żeby być dobrą telewizją publiczna, musimy przynajmniej starać się nadążać za tym, jak widz się zmienia. Do niedawna mówiono o tym, że widza dzieliliśmy według wieku i tego, gdzie mieszkał. Dzisiaj widz jest bardzo zróżnicowany ze względu na swoje style życia. I znów z analiz bardzo ciekawych badań, które zostały zrobione kilka miesięcy temu wynika, jak nasi widzowie, czyli właściciele telewizji publicznej, wyglądają. Mamy widzów, których można nazwać widzami uzależnionymi. Jest ich około 17% naszego społeczeństwa. To są widzowie, którym telewizor jest niezbędny do życia,  jest włączony cały czas. Oglądanie telewizji to ich ulubiony sposób spędzania czasu. 20% naszych widzów to  widzowie zaangażowani. Zupełnie inny typ. To są widzowie, dla których telewizja stanowi przewodnik życia, jest przyjacielem. Traktują postaci z serialu jak znajomych i przyjaciół. Około 15% to są widzowie tak zwani odreagowujący. Włączają telewizor, aby zapomnieć o swoich codziennych troskach. I oni oglądają taką telewizję, jak na przykład MTV. 15% to widzowie, których nazywamy pożeraczami informacji. Telewizja jest dla nich źródłem informacji o wiedzy, świecie, ludziach, wydarzeniach. Ale aż 33% to są widzowie obojętni i krytyczni. To znaczy tacy, którzy prawie w ogóle nie oglądają telewizji, albo oglądają tylko wybrane programy. Teraz, kiedy mówimy, że chcemy realizować dobrą telewizję publiczną, to z pewnością musi być telewizja publiczna, która dociera nie tylko do tych, którzy są uzależnieni i zaangażowani, ale również do innych widzów. Podstawowym elementem z punktu widzenia zarządczego, jak taką dobrą telewizję publiczną stworzyć, jest budowanie zespołu. I tutaj było kilka wątków istotnych w tej dyskusji. Bo telewizja publiczna nie będzie dobrą telewizją, jeżeli nie będzie skupiała najlepszych. I to i najlepszych dziennikarzy, i ludzi zajmujących się realizacją, techniką i najlepszych menadżerów. I podstawowy element, którego brakuje w telewizji cały czas, to jest praca zespołowa. Praca zespołowa, która jest podstawą procesu twórczego i rozwoju. My cały czas musimy się tego uczyć. I myślę, że to dotyczy nie tylko telewizji publicznej, ale wielu mediów. I do tego jest potrzebne wprowadzenie nowej generacji dziennikarskiej. I nie tylko dziennikarskiej. Generacji zarządczej, w obszarze techniki, w obszarze realizacji. Jest potrzeba wprowadzenia ludzi, którzy mają nową energię, mają nowy sposób widzenia świata i inaczej funkcjonują, inaczej myślą. Optymalnym by było, z punktu widzenia celu tworzenia najlepszych programów, tworzenia najlepszych jakości, budowanie tego nowego zespołu w oparciu o relacje uczeń – mistrz. Tego w telewizji nie ma. Pytanie jest również takie – czy mamy mistrzów o takim autorytecie w telewizji? To jest bardzo fundamentalne pytanie. Dlatego, że dzisiejszy młody dziennikarz... ja chciałbym troszeczkę sprowokować, dlatego że nie będzie dobrej telewizji publicznej, jeżeli nie będzie ciągłego napływu młodych, najbardziej utalentowanych sił. Taka jest prawda. Taka jest nieuchronna sytuacja. Telewizja publiczna musi być telewizją, która nie jest zamknięta do określonej grupki ludzi, którzy podejmują decyzje i tworzą określone programy. To musi być telewizja o silnej energii twórczej. I jeżeli mówimy o tym, że chcielibyśmy, żeby to była dobra telewizja publiczna, to na pewno pomocne jest, ale nie załatwia wszystkich spraw, wprowadzenie profesjonalnych standardów, czy prace nad tymi profesjonalnymi standardami. Takimi jak rzetelność, nowoczesność, otwartość, transparentność. Same standardy... jestem bardzo za tym. Postulowałem wprowadzenie zasady etyki dziennikarskiej, również elementów lustracyjnych. Uważam, że to trzeba zrobić. Trzeba się oczyścić. Ale z drugiej strony same zasady nie zrobią programów. Badania też nie zrobią programów. Do tego jest potrzebny bardzo dobry zespół i klimat twórczej pracy. I jeszcze jeden element jest potrzebny - pewna filozofia, że my musimy ciągle dążyć do doskonalenia jakości. I na tym tle, element o którym tutaj mówiono w związku z cyfryzacją. Chciałbym się do tego odnieść w związku z realiami organizacyjnymi przyszłej telewizji. Następne 5 lat, które stoi przed telewizją publiczną, to jest taki dylemat – rozwijaj się albo zgiń. I musimy sobie to powiedzieć, że albo telewizja publiczna będzie się rozwijała, albo zginie. Potrzeba jej bytu. I tu należy zwrócić uwagę na niezwykle dynamiczny rozwój kanałów tematycznych w Europie i w Polsce. Wolny wybór staje się dzisiaj nie tylko potencjalnie dostępnym dla widza, ale staje się jego stylem życia. To jest fundamentalna zmiana, z którą mamy do czynienia w ostatnich latach. Ja po prostu wybieram. Mamy młodszą generację, ta młodzież nam dorośleje, dojrzewa, starzeje się i dla nich jest to rzecz absolutnie naturalna, że mają nieograniczoną możliwość wyboru. W roku 2004 w Europie Zachodniej o 68% wzrosła liczba kanałów tematycznych. A na rynku angielskim, który jest przecież rynkiem bardzo dojrzałym, udział kanałów tematycznych wzrósł w latach 2000 -2004 z 15% na rynku do 24% udziałów. Mówimy o oglądalności. Co się dzieje w Polsce? Patrząc się na rok 2005 – jeżeli patrzymy na grupę osób powyżej 4 roku życia, to ten udział kanałów tematycznych był w zależności od sezonu między 12 a 15%. Ale jak patrzymy na grupę w wieku16 – 49  w dużych miastach, czyli tych, którzy mieli rzeczywiście dostęp do znacznie szerszej palety kanałów tematycznych, to udział kanałów tematycznych wynosił 21 – 30%. To jest niebywała zmiana, która dokonuje się na naszym rynku. TVN mówi o tym, że planuje w najbliższych latach przeznaczyć kilkaset milionów złotych na kanały tematyczne, na inwestycje w infrastrukturę. Polsat ma platformę cyfrową i mówi o tym, że będzie się również rozwijał w tym zakresie. Gdzie jest na tym tle Telewizja Polska? Mamy do czynienia z roku na rok z realnym i nominalnym spadkiem wpływów z abonamentu. Takie są fakty. I bez względu na to, kto będzie zarządzał telewizją, będzie miał te same pieniądze do podziału. I te około 500 milionów złotych, które dostajemy z abonamentów, na co one są dedykowane? 260 milionów złotych na oddziały regionalne. 160 milionów złotych kosztuje usługa emisji, którą płacimy Emitelowi. I tu jest praktycznie monopol na rynku. 70 milionów złotych Telewizja Polska płaci na ZAiKS. Jest największym płatnikiem ZAiKS-u i jest jak gdyby największym donatorem polskich twórców. 40 milionów złotych Telewizja Polska przeznacza na Telewizję Polonia. Powinny płynąć z budżetu państwa, bo tak to jest ustalone ustawowo. I całość kwot abonamentowych to są te wydatki. Chciałbym, żebyście sobie państwo uświadomili, że całość działalności programowej  Jedynki i Dwójki jest możliwa tylko i wyłącznie dlatego, że Telewizja Polska ma istotny udział na rynku reklamy. Może się nam to nie podobać, możecie państwo krytykować. Jestem osobą odpowiedzialną za zbieranie tych pieniędzy i cieszę się, że udało nam się zahamować spadek wpływów reklamowych i znacząco je podnieść. Ale powiedzmy sobie szczerze, że bez przychodów reklamowych w telewizji publicznej nie funkcjonowałaby Jedynka i Dwójka. To wynika z liczb. Mamy również do czynienia z bardzo poważną dekapitalizacją majątku telewizji publicznej. To są zaniedbania około 10 letnie. Majątek telewizji publicznej jest dekapitalizowany w około 80%. To jest wielkie wyzwanie dla telewizji publicznej, wymaga ogromnych inwestycji. W tym roku mamy największy plan inwestycyjny w historii telewizji. Również dzięki wzrostowi przychodów z reklamy Telewizja Polska będzie miała w tym roku największy budżet na programy w swojej historii. Przykro mi to powiedzieć, ale są to również pieniądze zarobione tymi rękami. Właśnie pieniądze z rynku reklamy. I jeśli mówicie państwo o tym ( ja  prowadzę spory od dłuższego czasu z panem ministrem Sellinem na temat rynku reklamy)... można zrezygnować z tego ponad miliarda złotych z rynku reklamy. Tylko kto da te pieniądze? Czy dadzą biedne polskie rodziny? Gospodarstwa domowe? Jest również pytanie, czy warto z tego miliarda złotych, który idzie na największą w tej części Europy instytucję kultury, zrezygnować? Bo te pieniądze wcale nie pójdą na media komercyjne elektroniczne. Nie pójdą na telewizję Polsat i TVN. Wyliczyliśmy, że około 75% z tej kwoty przeszłoby głównie na outdoor czy na prasę. Ale mniej więcej 1/3 tej kwoty, która by odeszła z rynku reklamy telewizyjnej, w ogóle nie zostałaby wydana na reklamę. Czy nas stać na to jako kraj, żebyśmy zrezygnowali z miliarda złotych, który idzie na produkcję głównie polskiego tworzywa programowego? Wydaje mi się, że nas na to nie stać. To, co jest również istotne, to pytanie, czy jako telewizja publiczna będziemy w stanie zbudować takie podstawy ekonomiczne i takie podstawy organizacyjne, aby tym wyzwaniom móc sprostać? Z pewnością wyzwanie cyfryzacji jest w tym zakresie największe. I chciałbym zakończyć jednym tylko sformułowaniem. Dzisiaj, w świecie prawie nieograniczonego wyboru, zdolność do kreowania oryginalnego i atrakcyjnego programu może zapewnić Telewizji Polskiej sukces i uzasadnić jej trwanie. Na tym powinniśmy się skoncentrować. Żeby Telewizja Polska była w stanie tworzyć oryginalny, atrakcyjny i ciekawy program dla widzów, bo widzowie na końcu nas ocenią.

/od lewej: Piotr Gaweł, wiceprezes TVP, Krystyna Mokrosińska, prezes SDP, Miłosz Marczuk, dyrektor CMWP/                                                                       
fot. Marek Babirecki

 

Miłosz Marczuk: /dyrektor CMWP/ Przechodzimy do drugiego bloku tematycznego, który już się przewijał w dyskusji. Ale porozmawiajmy jeszcze chwilę o kulturze organizacyjnej wewnątrz mediów publicznych, rad nadzorczych i programowych. Jako pierwszą poproszę przewodniczącą Krajowej Rady panią Elżbietę Kruk.

 

Elżbieta Kruk: /przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji/ Witam państwa serdecznie i dziękuję bardzo za zaproszenie do udziału w konferencji. Przyznam od razu, że miałam chwilę wahania - oczywiście, nie czy w niej uczestniczyć, czy nie - ale z takich oczywistych powodów. Po pierwsze krótki czas trwania kadencji nowo powołanej Rady nie daje podstaw do zasadniczych wypowiedzi. Temat, który przypadł mi w udziale, to kultura organizacyjna w mediach publicznych czy radach nadzorczych. Co do tego zakresu, organ regulacyjny w zasadzie nie ma własnych kompetencji i więcej może na ten temat powiedzieć prezes Gaweł. Z drugiej strony tematy poruszane na konferencji i waga problemów będą stały przed nami wszystkimi jeszcze przez wiele najbliższych lat. Ale mam też przekonanie, że nawiązanie współpracy Krajowej Rady ze środowiskami dziennikarskimi powinno nastąpić jak najszybciej i to może być dobry moment. Postanowiłam parę ogólnych uwag na ten temat powiedzieć. Rozpocznę oczywiście od rad nadzorczych. Jak wszyscy wiemy, Krajowa Rada powołuje większość ich składu. I choć one, jak już tu była mowa, potem nie odpowiadają przed Krajową Radą tylko głównie przed społeczeństwem, to przecież my, poprzez ten akt stwórczy ponosimy odpowiedzialność moralną za skutki, za formułę, za ich działania i skutki tych działań. W tytule konferencji pytacie państwo: „media publiczne, czyli czyje?” Odpowiedź jest dla mnie jako osoby i jako przewodniczącej oczywista. Mają być publiczne, czyli należeć mają do wszystkich, czyli do społeczeństwa i przed tym społeczeństwem odpowiadać. Myślę, że to w zupełności wyczerpuje odpowiedź na to pytanie. Ale oczywiście nie wyczerpuje odpowiedzi na to, jak tego dokonać? I ta dyskusja, i wiele poprzednich, i pewnie wiele następnych, tych spraw nie załatwią. Ponieważ to nie ogranicza się tylko do regulacji prawnych. I tu odniosę się do bezpośredniego pytania pana przewodniczącego Kowala do Krajowej Rady. Ja oczywiście się z tym zgadzam. Nie ma co ukrywać, niedawno należałam do tego samego środowiska politycznego, głosiłam te same poglądy. Jednakże w tej chwili taka jest sytuacja Krajowej Rady, że możemy to uznać za okres przejściowy w oczekiwaniu na decyzje podjęte gdzie indziej. Bo oczywiście do tej pory problem z poprzednimi Krajowymi Radami był taki, że właśnie nie realizowały swoich zadań ustawowych w pełni. Te zadania są jasno określone. Wszyscy mamy wyobrażenie, co powinno należeć do zadań i jak powinna wyglądać realizacja. Nie w pełni było to realizowane, a przede wszystkim nierzetelnie. I niestety, jak to również wiemy i co z przykrością należy stwierdzić - nie zawsze zgodnie z prawem. Dziś mamy stan prawny, jaki mamy i to są oczywiście wyzwania dla nas, żeby realizować tak te zadania, aby zmienić wizerunek Krajowej Rady. Jednocześnie pozostaje poczekać nam na decyzje legislacyjne. Zadania bardzo istotne, które Krajowa Rada nie do końca realizowała, o czym była dzisiaj mowa, wynikają pewnie też z niezbyt sprawnego narzędzia ostatecznego, jakim jest Biuro Krajowej Rady. I myślę, że to mogło być inspiracją między innymi do inicjatywy pomysłu stworzenia Instytutu Monitorowania. Ta inicjatywa będzie bardzo istotna, jeśli zdecydujemy się iść w kierunku jednego regulatora, a nie pozostawienia tych dwóch instytucji. Chętnie będę uczestniczyła w tych debatach i dyskusjach w zakresie, na jaki pozwala mi moja funkcja. Przede wszystkim pozostaje mi czekać na decyzję.

Rozpocznę od Rad Nadzorczych. Tu pewne wzorce, ideały, cele, do jakich mamy zmierzać w budowaniu tych ciał, są oczywiste. One są określone w dokumentach europejskich. Niewątpliwie ciała te powinny być powoływane w sposób otwarty, pluralistyczny. A więc - zgodnie z przejrzystymi i ustalonymi procedurami. Powinny reprezentować interesy społeczeństwa jako całości. I nie powinny przyjmować zadań czy instrukcji od nikogo. Realizacja tego ideału wymaga jednakże spełnienia wielu warunków. I również to, co niejednokrotnie tutaj padało, to jest czynnik ludzki w tym zakresie. Po pierwsze - członkowie rad nadzorczych winni wykazywać się osobistą niezależnością. Kierować się jedynie interesem publicznym, interesem spółki jako nadawcy publicznego. Po drugie - winni kierować się wysoką kulturą polityczną, pozwalającą mimo pluralistycznego składu poszukiwać rozwiązań i kompromisów, dla których nadrzędną racją będzie właściwa realizacja zadań spółki jako nadawcy publicznego. Znamy dotychczasową praktykę. Członkowie rad nadzorczych niejednokrotnie kierują się partykularnym interesem politycznym. Ale nie tylko, bo mogą być to interesy inne, o czym się może zbyt rzadko wspomina. I te interesy, które reprezentują, czy też które stawiają na pierwszym miejscu, w efekcie mogą prowadzić do niezdolności podejmowania decyzji. I takie przykłady również znamy. Rada Nadzorcza, która potrafi zawiesić dwóch członków zarządu, ale w efekcie konfliktu wewnętrznego nie potrafi ich ani odwiesić, ani odwołać, w sposób oczywisty nie realizuje swoich podstawowych zadań służących spółce, której działalność ma nadzorować. Taka rada nie spełnia swojej funkcji zupełnie. Nowa Krajowa Rada stanie przed bardzo trudnym zadaniem. Ponieważ będzie się zmagać i z tymi realiami, z jakimi funkcjonuje i z praktykami, które istniały. Dzisiaj trudno mi powiedzieć cokolwiek rozstrzygającego, dlatego że sami stoimy jeszcze przed debatą, w jaki sposób ten proces będzie przez nas przeprowadzony. Niewątpliwie przyświecać nam będą takie zasady, jak przejrzystość procedur, pluralistyczny skład rad nadzorczych, publiczna prezentacja kandydatów. W sposób oczywisty - uczestnictwo w tym przedsięwzięciu strony społecznej. Tu już nawiążę do precedensu pana ministra Sellina, który jako członek Krajowej Rady zwrócił się do stowarzyszeń o przedstawienie swoich kandydatów i uczestniczenia w wyborze rad nadzorczych. Ale teraz możemy mówić o tych kierunkach. Niestety, na tym etapie trudno mi jest powiedzieć o pewnych ostatecznych rozstrzygnięciach w tym zakresie. Wiele mówiono również o tym, w jakim kontekście my funkcjonujemy. I w jakiej części tej machiny byśmy nie funkcjonowali, musimy mieć ten kontekst z tyłu głowy, bo on nam daje jasny, pełny punkt widzenia na to, co mamy do zrobienia. Musimy pamiętać o wielkich wyzwaniach politycznych i ekonomicznych, przed jakimi stoją media publiczne. Oczywiście, wiąże to się przede wszystkim z rozwojem mediów komercyjnych, ale również z czekającą nas cyfryzacją. Trzeba pamiętać o tym, że nadawcy publiczni, posiadając uprzywilejowaną pozycję, korzystają ze środków publicznych, co jest oczywiste, bo wynika z zobowiązań realizacji misji. Ale jednocześnie zmuszone są do konkurowania z nadawcami komercyjnymi o wpływy z reklam, co często niestety prowadzi do upodabniania programu do oferty mediów komercyjnych. I często - do obniżenia standardu nadawania. Można, niestety, zauważyć w związku z tym pojawiające się niedostateczne rozumienie misji publicznej samych mediów. A znajdują się przecież w takiej sytuacji, że zmuszane są do uzasadniania swojego istnienia. Tym bardziej, że spotykamy się dziś z drugiej strony z niedostateczną świadomością społeczną ich szczególnej roli dla jakości życia, tożsamości narodowej, czy też innej wspólnoty. Podważane jest również dziś uzasadnienie tego istnienia. Mamy niejednokrotne próby podważania niezależności mediów publicznych. I poprzez oddziaływanie różnych grup nacisku, podporządkowanie ich określonym interesom, nie tylko politycznym, ale co równie niebezpieczne -  biznesowym. Problemy te nie są specyficznie polskie, choć czasem tak są widziane i tak czasem są prezentowane. Upolitycznienie mediów publicznych jest obserwowane także w innych krajach europejskich, bez względu na to, czy są to starzy, czy nowi członkowie Unii Europejskiej. Przykładem -choćby krytyka uzależnienia politycznego Wysokiej Komisji do Spraw Nadawania we Francji. Mechanizmy wyłaniania ciał nadzorczych i zarządów mediów publicznych w wielu krajach Europy nie eliminują polityki z tego procesu. Prawdopodobnie nie da się i chyba nie ma powodu wyeliminować jej całkowicie. Bo gdy oczywista jest ocena nacisków politycznych, zmierzających do ograniczenia niezależności mediów czy nadawców, to wpływ instytucji przedstawicielskich, a co za tym idzie - przeróżnych ich emanacji na proces nadawania, jest w pewnej mierze uwzględniony. Wszak mamy tu do czynienia z legalnie wybranymi przedstawicielami społeczeństwa. Nie zamierzam w tym momencie zaprzeczać samej sobie. Oczywiście, udział w tym procesie organizacji pozarządowych jest krokiem do zwiększenia niezależności mediów. Ale niestety,  nie jest tego gwarancją. Jako przewodnicząca Rady, dostaje od państwa, od różnych stowarzyszeń pytania, jak będą wyglądały procedury wyłaniania rad nadzorczych. Nie stronię i nie wykręcam się od tego, gdyż zapowiedzieliśmy, że będziemy ze strona społeczną współpracować i to będziemy czynić. Ale jednak myślę, że warto zadać trochę niepopularne pytanie. Przedstawicielstwa tak zwanej strony społecznej mają wypracowaną formalną procedurę wyłaniania kandydatów, której nie będzie można nic zarzucić. I czy rzeczywiście, w jej efekcie zostaną wyłonieni kandydaci, którym też nie będzie można nic zarzucić? Stawiam to tylko jako problem pod rozwagę, bo myślę, że powinien być tu postawiony. Abyśmy sobie uświadomili, że dzisiaj wszystkie zainteresowane strony i wszystkie strony, które wezmą udział w tym procesie, są dopiero w drodze. W drodze do poszukiwania optymalnych rozwiązań w tym zakresie. Z jeszcze większym wahaniem wypowiem się na temat kultury organizacyjnej w samych mediach publicznych. Do tego odnosiło się wcześniej moje odwołanie do pana prezesa Gawła. Bo jakkolwiek Krajowa Rada uczestniczy w kształtowaniu statutów, ich wewnętrzna organizacja i zasady działania są sferą samodzielnej decyzji zarządów. Wydaje się jednak, że rozważania o kulturze organizacyjnej zmierzają przede wszystkim do odpowiedzi na postawione przez państwa pytanie: Jak sprawić, żeby media stały się miejscem rzetelnego przekazu? I jak zapewnić niezależność redakcjom i dziennikarzom? Niezależność dziennikarzy jest wartością wielką i dla nikogo niepodlegającą żadnym kontrowersjom. Podstawowym jej wyznacznikiem jest odwaga osobista dziennikarzy, profesjonalizm, etyczne wymogi, które sami sobie przed sobą powinni stawiać. Trudno mówić o niezależności dziennikarzy i mediów, gdy one na przykład, nawet bez instrukcji z góry, będą odgadywać i uprzedzać pewne zamiary polityczne. A to, jak wiemy, niestety czasami się zdarza. Ale także niezależność ta musi być realizowana przede wszystkim w instytucjonalnych ramach i ściśle wiąże się z niezależnością finansowania i zarządzania. Z punktu widzenia prawa i organu regulacyjnego, odpowiedzialność za wartość programu ponosi nadawca. W przypadku mediów publicznych – zarząd. To on, a nie dziennikarz czy redakcja, jest adresem wszelkich ewentualnych działań Krajowej Rady i jest rozliczany z tego, jak spółka działa. Dla nas problemem jest na przykład  brak jasno określonej i sformalizowanej w postaci dokumentów, polityki programowej zarządów spółek radiofonii i telewizji publicznej. I tak, na przykład Zarząd Telewizji Polskiej S.A. już dawno temu zapowiedział przedstawienie swojej strategii programowej i nie uczynił tego do dnia dzisiejszego. Niezależnie od tego, musimy uznać prawo Zarządu do kierowania się własną polityką programową. Z drugiej strony, musimy też oczekiwać gotowości władz mediów publicznych do ochrony swoich dziennikarzy, gdy ci wykazują się niezależnością, zamiast służyć jako przekaźnik oczekiwań politycznych. Istnieją oczywiście różne poziomy ochrony niezależności mediów publicznych. Są to rozwiązania prawne, gotowość władz mediów publicznych, rad nadzorczych i ich zarządów do realizowania zasady bezstronności i rzetelności w swoim działaniu. I dodawaniu swoim dziennikarzom poczucia bezpieczeństwa. Wreszcie - etos niezależności, odpowiedzialności i bezstronności prymatu interesu publicznego wśród samych dziennikarzy. W Polsce rozwiązania prawne zapewniają niezależność mediom publicznym. Zapewniają ją nawet w zakresie znacznie szerszym niż w wielu krajach europejskich. Co to oznacza? Wskazana jest praca nad wszelkimi rozwiązaniami, doskonalenie rozwiązań prawnych. Ale jak zawsze wiele zależy od ludzi. Radiofonia i telewizja publiczna będą w Polsce niezależne, jeśli będą tego chcieli i będą niezależni ludzie ją tworzący. Jeżeli będą zdeterminowani służyć interesowi publicznemu. I tego na koniec chciałabym państwu,  sobie i nam wszystkim, życzyć.

 

Michał Bogusławski: /Rada Etyki Mediów/ Dziękuję bardzo za zaproszenie. Państwo są oczywiście zmęczeni. Dosyć długo już rozmawiamy. Wszystko, co zostało tu powiedziane, jest również przedmiotem tego, o czym ja chciałem powiedzieć. Jako przedstawiciel Rady Etyki Mediów muszę mówić o całym środowisku. I określić, jakie uprawnienia i jakie zadania ma Rada Etyki Mediów. A przede wszystkim - jaki niepokój budzi wprowadzanie nowych rozwiązań i regulacji dla tych dotychczas realizowanych przez nas zadań. Chciałbym przypomnieć, że Rada Etyki Mediów jest powoływana przez Konferencję Mediów Polskich, czyli przez środowisko dziennikarskie. Jest  całkowicie niezależna i nie zinstytucjonalizowana. Rada Etyki Mediów ma swój kodeks - są to zasady opracowane przez środowisko dziennikarskie. Rada Etyki Mediów ma za zadanie stać na straży przestrzegania tych zasad, zapisanych  w Karcie Etycznej Mediów. Ich interpretację i opiniowanie zachowań dziennikarskich wtedy, kiedy te zachowania wydają się być niezgodnymi z jej zasadami. Większość uczestników naszego dzisiejszego spotkania oczywiście zna te zasady. Karta zasad etycznych mediów jest powszechnie znana, więc nie będę ich oczywiście przypominał. Powiem tylko o jednej, o tej fundamentalnej zasadzie dobra odbiorców. Inne zasady z tej fundamentalnej wynikają , są jej rozszerzeniem. Sygnatariusze karty, czyli właśnie Konferencja Mediów Polskich zobowiązała się do upowszechniania tych zasad, a także ogłaszania naszych oświadczeń i opinii. Niestety, muszę na marginesie powiedzieć, że te zobowiązania nie są przez sygnatariuszy wykonywane. I dlatego to, co jest przedmiotem naszych narad i naszych stanowisk, nie dociera tam, gdzie docierać powinno. A więc można powiedzieć, że Rada Etyki Mediów jest strukturą organizacyjną ustanowioną przez środowisko dziennikarskie i służy mu pomocą w etycznej samokontroli. Jako przedstawiciel Rady Etyki Mediów zostałem na pewno zaproszony dlatego, że oto w nowej regulacji znalazł się zapis, który upoważnia Krajową Radę Radiofonii i Telewizji do inicjowania i zajmowania się sprawami etyki dziennikarskiej w obszarze mediów elektronicznych. Zapis ten wzbudził kontrowersje, dość jednoznacznie negatywną ocenę uzyskał ze strony Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Także negatywnie wypowiadało się o tym zapisie Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. Ale mimo zgłaszanych zastrzeżeń, zapis ten został uchwalony i teraz wymaga jakiegoś wdrożenia. Skoro tak się stało i praktycznie rzecz biorąc, nie ma możliwości zmiany tego stanu rzeczy, trzeba się bardzo poważnie zastanowić, w jaki sposób znaleźć jakieś relacje między realizowaniem tej funkcji, dotychczas - przez Radę Etyki Mediów, a teraz - Radę Etyki Mediów i organ kontrolny, czy zarządzający, mianowicie Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Myślę, że w najbliższym czasie coś takiego się stanie i wtedy będziemy zbliżali się do jakichś rozwiązań, w których działania Rady Etyki Mediów i KRRiTV w tym zakresie będą działaniami wzajemnie się uzupełniającymi. Mówi się, że ma być powołany Instytut... taka struktura organizacyjna. Nie wiem, czy to ma być instytut, czy jakieś inne rozwiązanie, które miałoby się zajmować monitoringiem środków masowego przekazu. Dotychczas zajmowało się monitorowaniem właśnie Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. Instytucja,  czy struktura organizacyjna, żeby nie nazywać tego instytucją, która została powołana przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. A więc znowu nie przez jakąś instytucję, która ma charakter instytucji państwowej, regulatora wynikającego ze związków tej instytucji z państwem. Aktywność Centrum Monitoringu i uzyskiwane rezultaty tej aktywności są nie do podważenia. W Radzie Konsultacyjnej zasiadają najwyższe autorytety. Jeśli mówimy o tym, co powiedział minister Sellin i pani przewodnicząca KRRiTV, że pewną szansą czy gwarancją na to, żeby jakość programu była dobra jest to, jacy ludzie o tym decydują, taką właśnie możliwość stwarza fakt, że w Centrum Monitoringu Wolności Prasy zasiadają tak wspaniali ludzie, takie znakomite autorytety. Centrum współpracowało z Radą Etyki Mediów, cytowało i powoływało się na nasze oświadczenia dotyczące określonych zachowań dziennikarskich i określonych zjawisk dziennikarskich, które oceniane były nie tylko negatywnie, ale również niektórych zjawisk, ocenianych przez Radę Etyki pozytywnie. Bo trzeba powiedzieć, że oprócz działań, które zmierzają do tego, aby zwrócić uwagę na coś, co nie jest akceptowane z punktu widzenia etyki, staraliśmy się również rozmawiać ze środowiskami dziennikarskimi, żeby wypracować określone wzorce zachowań dziennikarskich. Te dwie niezależne struktury organizacyjne środowiska dziennikarskiego pełniły i pełnić będą takie właśnie funkcje dotyczące organizacji i samokontroli mediów. Dziś, po wprowadzeniu uregulowań ustawowych, które zalecają KRRiTV realizację tych funkcji, rodzi się niebezpieczeństwo utraty niezależności mediów, a także pośrednio - struktur samooceny i samokontroli mediów. Warto więc oczywiście przemyśleć i przedyskutować wzajemne relacje między tymi instytucjami powołanymi z racji zarządu państwa i instytucjami powołanymi poprzez inicjatywę oddolną, czy inicjatywę środowiska. Warto określić, jaki ma być udział ludzi mediów w kształtowaniu nie tylko oferty programowej i struktur organizacyjnych. Tak jak tutaj mówiłem – powoływania rad programowych i nadzorczych, zarządów i tak dalej, aby zapewnić dobre wykonanie funkcji właściwych. Ale także pewnej odpowiedzialności moralnej za dokonywane wybory. Wydaje mi się i nie chciałbym, żeby tak się stało, ale to niebezpieczeństwo na pewno istnieje, że współudział organizacji dziennikarskich, dziennikarzy i środowiska dziennikarskiego w kształtowaniu oferty programowej mediów elektronicznych będzie ponownie ograniczone. A część odpowiedzialności spadnie na urzędy i partie. Chodzi jednak o to, o czym mówił zresztą minister Sellin, aby wolne media mogły dobrze wykonywać swoje zadania. A to wymaga aktywnego i wolnego uczestnictwa kompetentnego środowiska dziennikarskiego, a także ograniczenia wpływów zewnętrznych, politycznych, partyjnych, państwowych i biznesowych. Bo te wpływy ograniczają niezależność mediów. Jeśli chodzi o ofertę programową, to myślę, że środowisko dziennikarskie powinno sugerować nasycenie tej oferty programowej wartościami wyższymi, które przeciwstawiałyby się bylejakości i powierzchowności oferty politycznej czy informacyjnej. Po to, żeby tak się stało, trzeba zapewnić udział środowisk naukowych i artystycznych w tworzeniu programu. Jednym z instrumentów takiego zapewnienia jest być może przemodelowanie i zmienienie funkcji odpowiedzialności rad programowych. Jeśli zaś chodzi o to, co jest przedmiotem zadań Rady Etyki Mediów, to znaczy - jeśli chodzi o etyczną odpowiedzialność za to, co się na ekranie ukazuje, to jesteśmy za tym, żeby dokonywać wyborów wartościujących różnych rozwiązań, ale zawsze zgodnych z umową społeczną. Taką umową społeczną, w której aksjomaty wynikające z dekalogu i z tradycją uświęconych etycznych zasad nie są podważane. Chodzi o to, aby dać możliwość różnym rozwiązaniom, przedstawiać i konfrontować różne poglądy, ale przede wszystkim, żeby docierać do prawdy. To jest absolutna oczywistość. Jestem w dyskomforcie, że o tym mówię w tym środowisku. Ale mówię o tym dlatego, że zdarza się i Rada Etyki Mediów ma z tym dość często do czynienia, że środowisko dziennikarskie, powołując się na obronę wolności mediów i wolności słowa, dopuszcza kłamstwo i dopuszcza niegodziwe zachowania dziennikarskie. Niegodziwe zachowania dziennikarskie dotyczące zwyczaju lub obyczaju, które nie podlegają regulacjom prawnym. Ale na przykład publikowanie takiego czy innego zdjęcia w takim kontekście, czy takiej konstrukcji, jest po prostu nieobyczajne. Również dotyczy czegoś takiego, co powinno być regulowane przez samo środowisko dziennikarskie, które powinno się przeciwstawiać takim praktykom i takim zachowaniom dziennikarskim. Trzeba oczywiście odpowiedzieć i tu próby takiej odpowiedzi padały. I na ogół wszystkie te odpowiedzi są zgodne z tym, co Rada Etyki Mediów chciała na ten temat powiedzieć, na ważne pytanie postawione w tytule naszego spotkania: Media publiczne, czyli czyje? Tutaj mówiono o tytule prowokacyjnym. Moim zdaniem, jest to tytuł przewrotny i wynika z ułomności określenia „publiczne”. A może nawet złych skojarzeń, zawartych w tym słowie. Albo z jakiejś nieakceptowanej praktyki. Jeśli publiczne, to należące do ich odbiorców. Ale oczywiście nie o tytuł własności tu chodzi. Tylko o zupełnie coś innego. Należące do odbiorców - mogłoby oznaczać: realizujące jakiś szczególnie ukształtowany program. Mianowicie tak ukształtowany, aby spełniał potrzeby i oczekiwania odbiorców, publiczności. Pewną specyfikację tych potrzeb i tych oczekiwań znajdujemy w określeniu „misja mediów publicznych”. Chociaż ja bym chciał i prosiłbym o używanie określenia skromniejszego, a stawiającego nieco wyższe wymagania dla środowiska dziennikarskiego. A mianowicie – „powinność publicznych mediów”. Ale jak państwo wiedzą i takie niebezpieczeństwo nadal istnieje, media publiczne były zawłaszczane przez podmioty (jak to miało miejsce za czasów Roberta Kwiatkowskiego i wcześniej), które nie realizowały programu tak właśnie ukształtowanego, aby zawierał potrzeby odbiorcy. Realizowały program inny niż wynikający z tego, co zostało zresztą też zbyt może szczegółowo określone w ustawie o radiofonii i telewizji. Chciałem tutaj powiedzieć króciutko, że jeżeli pan minister Sellin mówi o potrzebie powołania takiej struktury, jaką jest instytucja wyższej użyteczności publicznej, to o tym rozmawialiśmy wiele lat wcześniej. Już w 1990 roku ja sam, rozmawiając z minister Cywińską, kiedy mnie proszono o pewne propozycje tego dotyczące i inni również, wnosiliśmy takie właśnie rozwiązanie po to, aby dominacja rynku i zysków nie zakłócała wartości etycznych i jakości programu.

/w debacie licznie uczestniczyli dziennikarze i przedstawiciele świata mediów/ 

 fot. Marek Babirecki

Krystyna Mokrosińska: /prezes SDP/  Chcę  mówić w imieniu osób, które są tutaj na sali. Jesteśmy w gronie dziennikarzy, w środowisku twórców, jako że koledzy z Porozumienia Łazienki Królewskie skupiającego wszystkie organizacje twórcze są również razem z nami... Jestem pracownikiem telewizji od lat, ale również prezesem stowarzyszenia, które zasłużyło sobie na zaufanie tych środowisk. Otrzymuję od kolegów mnóstwo listów i próśb. A ponieważ sytuacja w mediach publicznych jest taka, że wielu dziennikarzy i twórców boi się (szczególnie dotyczy to ośrodków regionalnych radia i telewizji), że każda upubliczniona skarga skończy się tym, że przestaną pracować, więc powołują się na moje prawo do zachowania tajemnicy dziennikarskiej i składają na moje ręce różnego typu oświadczenia. Czy to jest wydumana historia, ten strach, który opanował środowisko dziennikarzy mediów publicznych? Podam jeden przykład, na który nie otrzymałam do tej pory wyjaśnień. W oddziale rzeszowskim prezes oddziału kazał przegrać wszystkie twarde dyski dziennikarzy. Prosiłam o wyjaśnienie - na jakiej zasadzie? Czy nie zostało złamane prawo? Oczywiście, dziennikarze w Rzeszowie czują się zagrożeni. W komputerach była ich dokumentacja programowa, często poufna korespondencja. Dotyczyło to również działalności stowarzyszeń i związków zawodowych, będących w tym oddziale. Znam inne przypadki siania strachu, o których mogłabym długo mówić. Chciałabym jednak rozpocząć dyskusję, w której liczę, że państwo będziecie zadawać naszym gościom pytania. Pan prezes Gaweł podawał informacje, jakie pieniądze zarobiła reklama w telewizji po to, żeby były realizowane programy. Chcę więc zadać pierwsze pytanie i powołać się na przykład sprzed dwóch dni. Odpowiadam za filmy dokumentalne, historyczne i polityczne w 2 programie telewizji. Kiedy poszłam do kierownictwa z jedną z propozycji, usłyszałam – nie ma na to pieniędzy. Dlaczego nie ma pieniędzy? Dlatego, że nie ma takich filmów w ramówce. Pierwsza część naszej dyskusji dotyczyła tego, co nas może czekać w przyszłości. Ja chciałabym, żebyśmy w tej chwili pomówili  również o tym, co nas czeka w tej chwili i co w tej chwili możemy zrobić. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie Krajowej Rady, czy pana ministra Sellina, kto odpowiada za podjęcie decyzji, że nie będzie filmów dokumentalnych, politycznych i historycznych w dwójce. I kto podjął taką decyzję. Jest dyrektor anteny, dwóch zastępców dyrektora do spraw programu, zastępca dyrektora do spraw finansowych i zastępca dyrektora do spraw marketingu. Do tego są kierownicy redakcji. Proszę mi powiedzieć, bo w TVP nie otrzymałam odpowiedzi, kto zrezygnował z realizacji najbardziej misyjnego gatunku w programie telewizyjnym? I drugie pytanie - na co w takim razie są  w TVP pieniądze?

Organizacja pożytku publicznego, czy spółka skarbu państwa, czy jakakolwiek inna formuła... to jest przyszłość. A dzień dzisiejszy jest taki, że  na zbyt wiele pytań nie ma odpowiedzi -wszystko objęte jest tajemnicą handlową. Nominacje dyrektorskie i ich kwalifikacje – tajemnica. Wybory dyrektorów oddziałów – ( chciałam zwrócić uwagę, że kilkunastu członków Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich kandydowało w różnych miastach na te stanowiska) - nikt nie zna regulaminów tych konkursów. Jakie są zarobki osób pracujących w telewizji? Dowiedziałam się, że średnia zarobków dziennikarzy wynosi 5600 zł. Muszę powiedzieć, że jest to tak abstrakcyjna kwota, że chyba do średniej  doliczone zostały etaty gwiazdorskie. Wszystko, co dotyczy finansów, jest objęte tajemnicą handlową. W związku z tym chciałam zwrócić uwagę - wszyscy powołujemy  się na wzorzec  BBC, a tam  istnieje coś takiego, jak coroczne oświadczenia publiczne zarządu BBC. Utrzymujecie nas ze swoich pieniędzy, wobec tego macie prawo wiedzieć, co planujemy i jak wydajemy pieniądze. I taka powinna też być informacja władz TVP i to nie tylko dla Krajowej Rady, ale informacja publiczna. Natomiast Krajowej Radzie chcę zwrócić uwagę, że owszem, misja w telewizji jest. Sama wielokrotnie proszona byłam o wyszczególnienie tytułów, które można ocenić jako misyjne. Oczywiście było tego sporo. Tylko nikt w tym momencie nie napisał, o której godzinie były emitowane. Jeżeli jest emisja, to jest  to emisja nocna, która tak naprawdę nie jest oglądana. Wobec tego, jeżeli Krajowa Rada rozlicza media publiczne z misji, myślę, że ważna jest informacja o porze emisji  programu i widowni, do której dociera. A teraz do pani przewodniczącej Krajowej Rady: powiedziała Pani o formalnych procedurach wyboru członków rad nadzorczych - takie formalne procedury istnieją i są zawarte w naszych (stowarzyszeń twórczych) statutach. Jednocześnie chciałam powiedzieć, że być może  do Krajowej Rady jeszcze nie dotarły, ale do SDP  dotarły już informacje o konkretnych kandydatach, których konkretne oddziały (najszybciej podziałało Radio Łódź) zgłaszają do rad nadzorczych. Właściwie spotkaliśmy się po to, żeby usłyszeć, co nas czeka. Organizatorzy debaty, czyli Centrum Monitoringu i Zarząd Główny SDP, rejestrują celem dokumentacji wszystkie wypowiedzi. Materiały opublikujemy na stronach internetowych i przekażemy do wiadomości uczestnikom tej dyskusji. W związku z tym proponuję, żebyśmy teraz ograniczyli nasze wystąpienia i wykorzystali fakt, że tak zacne grono siedzi przy tym stole i zadawali po prostu pytania. Myślę, że wiedza o tym, co nas czeka, jest w tym wszystkim najważniejsza.

 

Janina Jankowska: /Zarząd Główny SDP/ Pytanie muszę poprzedzić innym pytaniem. To jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, a my głównie rozmawiamy o telewizji. To jest pewne zjawisko, niestety, nagminne. Ja reprezentuję Polskie Radio. I wydaje mi się, że zjawiska, o których tu była mowa, nieco inaczej by wyglądały, gdybyśmy się przyjrzeli radiu. Moje pytanie dotyczy konkretnie rad programowych. Czy państwo nie widzą możliwości, w tej trosce o odbiorcę, w trosce o program, która jest naszą wspólną troską, takiej reorganizacji, współpracy między radami programowymi spółek a Krajową Radą Radiofonii? Nawet w ramach istniejących prawnych ustaleń? Zresztą o tym mówił pan Michał Bogusławski. Która to współpraca nadałaby radom programowym rangę, miała wpływ na zawartość programu, na politykę programową, na inną lepszą współpracę między radami nadzorczymi a radą programową i radą programową a Krajową Radą Radiofonii i Telewizji. Wydaje mi się, że te zapisy, które są w tej chwili, nie są wykorzystywane. Mówię to jako przewodnicząca rady programowej Polskiego Radia przez dwie kadencje. Obecnie wiceprzewodnicząca. Rada programowa nasza kończy już wprawdzie swoje istnienie, niemniej - ta rada programowa miała bardzo dużo inicjatyw ważnych dla dziennikarzy i przy współpracy KRRiTV. Dość powiedzieć, że to właśnie KRRiTV powołała wielką nagrodę Grand Prix dla reporterów radiowych, dla reportażystów i dokumentalistów radiowych. Czyli są sposoby i są formy, tylko nawet w ramach tych istniejących prawnych ustaleń należałoby wykorzystać możliwość kształtowania programu. Właśnie z myślą o tym dobru i o tym, co jest najważniejsze - i dla Krajowej Rady, i dla wszystkich.

 

Maria Lerman: Nie ma prawnych ustaleń. Przepraszam, ale prawo nie pozwala. Byłam członkiem rady programowej „Radia dla Ciebie” i wszystko rozbijało się o to, że nie można było nic wymusić na zarządzie, bo po prostu prawo na to nie pozwala.

 

Janina Jankowska: /Zarząd Główny SDP/ Bardzo przepraszam, ale rady opiniują każdą ramówkę. Jeśli rady programowe nie zgadzają się z kierunkiem programowym, jeśli mają odwagę, mogą to wnieść do Krajowej Rady. I można o tym dyskutować. Uważam, że jest bardzo dużo pasywności i zaniechania. I niewykorzystania. Ja bym bardzo chciała, by umocowanie rad programowych było lepsze, silniejsze, jeśli jest to możliwe. Ale uważam też, że w ramach tego, co jest, można było zrobić więcej. I niektóre rady programowe wykorzystały to.

 

Elżbieta Kruk: /przewodnicząca KRRiTV/ Trzeba przyznać, że te ramy prawne wiele możliwości w tym zakresie nie dają. Ale to jest pewnie tak i tutaj się zgodzę z panią redaktor, że zbyt mało pewne możliwości, które mamy, są wykorzystane. Ale to jest uzależnione od ludzi w każdym z tych podmiotów, składających się na radiofonię i telewizję. Ale to na pewno mogę zagwarantować i bardzo chętnie, ja osobiście i ta rada, tę bliższą współpracę z radami programowymi podejmie.

 

 

Magdalena Bajer: /przewodnicząca Rady Etyki Mediów/ Chciałam powiedzieć o pewnej sprawie bardziej zasadniczej. Pan minister Sellin powiedział tu na początku, wprawdzie we własnym imieniu, że widziałby zmianę ustawy w takim kierunku (ja upraszczam to, ale wszyscy zrozumieliśmy, o co chodzi), żeby media elektroniczne stały się instytucjami użyteczności publicznej, czy jakkolwiek się to określi. Ale w każdym razie przestały być spółkami handlowymi, które się kierują kodeksem handlowym. I myślę, że bardzo jest ważne, żebyśmy się dowiedzieli, czy to jest wyłącznie Pana marzenie, czy to jest idea, którą Pan się stara zrealizować i jakie ona ma poparcie? Jakie jest poparcie rządu dla takiej idei? A z drugiej strony, powinniśmy my, jako środowisko dziennikarskie, określić nasze stanowisko i naszą opinię w tej sprawie. Bo to jest sprawa zasadnicza. Wtedy zniknęłyby napięcia między misją i komercją, czy między misją a atrakcyjnością. Różne domniemane często wyobrażenia o tym, czego pragnie widz. I co można mu oferować, a czego nie wolno. Co jest powyżej aktualnych potrzeb i tego już nie wolno proponować, bo trzeba tylko zaspakajać bieżące potrzeby, zresztą nie zawsze dobrze rozpoznane. Wydaje mi się, że to jest sprawa zupełnie fundamentalna, bo mogłoby to otworzyć całkiem nową sytuację i całkiem nowe perspektywy, i rzeczywistą możliwość... A druga rzecz - czy rzeczywiście zechcemy pełnić misję. Bo na razie ci,co chcą, to nie bardzo mogą. A inni zasłaniają się tym, że właśnie się nie da.


 Agnieszka Czarkowska: Jestem prezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy  Polskich Oddziału w Białymstoku. Chciałam podziękować przede  wszystkim panu ministrowi Sellinowi za to, że  Pan, jedyny być może (również mówię tu o wypowiedziach publicznych),  mówi w mediach również o rozgłośniach regionalnych. To, co się dzieje i działo w niektórych rozgłośniach regionalnych (ja wiem o kilku rozgłośniach, nie o wszystkich), to jest po prostu czarna noc. Diagnoza teraźniejszości: Rady nadzorcze. Pozwolicie Państwo, że wymienię kilka przykładów - domniemani tajni współpracownicy, skazani wyrokiem sądu kłamcy lustracyjni, funkcjonariusze Komitetu Wojewódzkiego wydziału propagandy, członkowie komisji weryfikacyjnych z roku 1980, którzy wyrzucali dziennikarzy z prac  i tak dalej. Oczywiście , nie odnoszę tego do wszystkich, ale są takie przykłady. Pracuję w radiu od 9 lat; od 8 lat obserwuję, kto rządzi mediami. Nazwijmy to tak ogólnie. I teraz mówimy dużo o tym, co może być w przyszłości. Ale ja bym bardzo prosiła również panią przewodniczącą o takie bliskie sprecyzowanie tego okresu przejściowego. Bo różnie moglibyśmy polemizować z tymi pomysłami pana ministra - osobistymi, jak podkreśla. Czy są one zasadne? Czy to odejście od reklamy jest takie świetne? Czy sięganie do kieszeni podatników... czy nas stać na to w tej chwili? To jest dalsza dyskusja. Ale ja bym bardzo prosiła państwa, również pana przewodniczącego Kowala, o pochylenie się dzisiaj, w tej sytuacji, kiedy czeka nas wybór nowych rad nadzorczych, o zapewnienie jakiejś zmiany, jeżeli chodzi o ten okres przejściowy, ponieważ pracuje się źle.  Takie rady nadzorcze wybierają zarządy, które są jakby przedłużeniem... to są układy polityczne. Ale nie tylko. To są układy lokalne, regionalne. Zupełnie inaczej to wygląda z perspektywy mniejszej miejscowości niż z perspektywy Warszawy, bo tam jest mała polityka. I czasami ludzie pozornie z innych partii politycznych mają wspólny interes - te lokalne układy są dużo, dużo bardziej skomplikowane. I dlatego bardzo proszę państwa o skupienie się nad tym okresem przejściowym. Tu w Warszawie jest inaczej, również inaczej w telewizji. Bardzo liczymy na to, że coś się zmieni. Rozumiem pytanie pani przewodniczącej o to, czy osoby wybierane przez organizacje środowiskowe będą gwarantem etyki, moralności, nie uwikłania. Aa nie tak, jak w tej chwili, że to są interesy... Rozumiem to zaniepokojenie. Chcę też przypomnieć, że jednoosobowa spółka Skarbu Państwa, a takimi są spółki medialne, opiera się na kodeksie handlowym i na ustawie o radiu i telewizji. Natomiast takich spółek, jeśli wejdziemy na stronę Ministerstwa Skarbu, są setki. Z tym, że te niemedialne  - działają na podstawie ustawy o komercjalizacji przedsiębiorstw.  20 artykułów tej ustawy określa sposób
wybierania przedstawicieli załóg do rad nadzorczych - oni mają to zagwarantowane. Mało tego. W firmach, które zatrudniają powyżej 500 osób, czyli to by dotyczyło telewizji, załoga ma zagwarantowane miejsce w zarządzie.  I tam 10 artykułów dokładnie to określa. Nikt nie pyta o gwarancje, jak to będzie, co to będą za osoby? Nasza ustawa medialna o sposobie wybierania rad nadzorczych to jest jedno zdanie. Czy takie rady nadzorcze są w stanie wybrać ludzi, którzy potrafią zarządzać zespołem ludzkim? Bo to nie jest fabryka guzików. To jest zarządzanie zespołem ludzkim. Czy oni są w stanie sprawdzić tę wiedzę, czy oni sami mają tę wiedzę. Ich z resztą nie interesuje wchodzenie w tę wiedzę. Jeszcze raz chciałam prosić o pochylenie się nad tym okresem przejściowym.

 

Miłosz Marczuk: /dyrektor CMWP/ Dziękuję. Trudno tu oczekiwać odpowiedzi, to było nakreślenie sytuacji.

 

Witold Kołodziejski: /członek KRRiTV/ Przysłuchuję się cały czas tej dyskusji. Bardzo ważne pytanie i widzę, że dużo pytań dotyczy rozgłośni regionalnych, zarówno radiowych, jak i ośrodków telewizyjnych. Jestem kandydatem Senatu. Jest tutaj pani Krystyna Bochenek, przewodnicząca senackiej komisji kultury, może zaświadczyć, że zarówno na przesłuchaniu przed komisją senacką, jak i na plenum Senatu 80% pytań dotyczyło spraw regionalnych. To jest jeden z ważniejszych problemów, który dotyczy mediów publicznych. To są właśnie sprawy regionów. Jednym z ważniejszych punktów jest realizacja i budowa demokracji społeczności lokalnych, wspieranie wszystkich inicjatyw. To jest także kierowanie procesem koncesyjnym, tutaj są pracownicy biura Krajowej Rady. Zakres realizacji programów o tematyce lokalnej jest bardzo wysokim priorytetem, również jeśli chodzi o koncesje dla mediów komercyjnych. Dzisiaj następuje proces ujednolicania programów i programy o tematyce lokalnej zostają wypierane. I to dotyczy nie tylko mediów publicznych, ale przede wszystkim mediów komercyjnych. Jeśli chodzi o media publiczne, na przykład telewizyjną Trójkę i ośrodki regionalne, to coraz mniej jest programów o tematyce lokalnej, a coraz więcej pasma wspólnego. Ramówkę wypełniają filmy amerykańskie, które nie mają nic wspólnego z rozwojem demokracji lokalnej. Chciałem tylko zwrócić uwagę i przede wszystkim zadeklarować, że tu jest pełna świadomość wszystkich członków Krajowej Rady co do wagi sytuacji, jeśli chodzi o sprawy lokalne i regionalne. Ja myślę, że przy wyborze rad nadzorczych i przy opracowywaniu procedur będzie to jasno widoczne. Mam nadzieje, że wtedy państwo będziecie również mieli okazję przekonać się o naszych intencjach. Było dużo głosów na temat misji telewizji i radia publicznego. Odniosłem wrażenie, że wszyscy koncentrowaliśmy się na sprawie informacyjnej. Uważam, że kwestia informacji nie jest naczelnym nurtem misyjnym w mediach publicznych. Dobra informacja to jest przede wszystkim dobry produkt medialny. Ja nie mówię, że komercyjny, ale to, co media wszystkie - i komercyjne, i publiczne - oferują i po prostu to sprzedają. Więc informacja po prostu powinna być rzetelna i prawdziwa. Natomiast cała sfera kultury, filmu polskiego i reportażu, i to zarówno reportażu telewizyjnego, jak i radiowego, sprawa edukacyjna, to są rzeczy, nad którymi trzeba się koncentrować, odkreślając misję telewizji publicznej i radia publicznego. Prezes Gaweł mówił tu o bardzo szczegółowym monitoringu, o badaniach, o preferencjach widzów. Ja bym tutaj tylko jedno dopowiedział – to nie jest tak, że media publiczne mają się wyłącznie kierować tylko tymi wskaźnikami. Media publiczne również kreują pewną rzeczywistość, tworzą pewne zapotrzebowania. Nie zawsze do końca można się zgadzać z tym, co widzowie by chcieli. Też jest to pewna misja edukacyjna. Kończąc już ten wątek spraw związanych z regionami, myślę, że przed ośrodkami regionalnymi stoi wielka szansa i wielkie zadanie. Dlatego, że telewizja publiczna, o czym też mówiłem w Senacie, w swoich regionach, w swoich ośrodkach ma wielki potencjał. Patrząc na to również od strony komercyjnej. 16 ośrodków, z których możemy mieć na bieżąco żywą, dobrą informację. A to jest taki potencjał, jakiego nie ma do tej pory żadna telewizja komercyjna. Myślę, że kwestia wykorzystania tego potencjału, zarówno w radiu, jak i w telewizji, da szansę również na tym rynku komercyjnym mediom publicznym.

 

Barbara Bojaryn: Jestem członkiem Zarządu Głównego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Tylko jedna kwestia dotycząca tego, co powiedział Pan z Krajowej Rady: To, o czym mówiła wcześniej moja koleżanka, że takie układy, które spowodowały, że mamy takie, a nie inne władze, takie, a nie inne rządy. Proszę sobie wyobrazić, ilu ludziom trzeba zrobić dobrze, żeby podziękować za to, że oni w tych zarządach są - to jest jedna strona. I teraz misja: jak ta misja wygląda w radiu publicznym w rozgłośniach regionalnych? Misja, która jest rozliczana, czy pan wie, w jaki sposób? Liczy się tak zwane słowo. Jest słowo krajowe i słowo regionalne. Czyli może być "trumf, trumf, misia bela" - to jest słowo krajowe, a "Misia Kasia z Podlasia" - to jest słowo regionalne. I tak się rozlicza misję. Tutaj Pan z telewizji powiedział: "polskie tworzywo programowe". My nie chcemy tworzyć "tworzywa programowego", my chcemy robić naprawdę misję. Chcemy robić audycje dokumentalne, reportaże. I chcemy, żeby to było w jakiś sposób zagwarantowane. Być może jest taka potrzeba, żeby przy przyznawaniu pieniędzy na rozgłośnie regionalne wyznaczyć jakąś określoną część, która powinna być przeznaczona właśnie na program. Żeby ten misyjny program można było realizować.

 

Anna Kałużna: /Polskie Radio Szczecin/ Nie należę do Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Jestem zastępcą redaktora, ale nie jestem w zarządzie. Chciałam się odwołać do słów koleżanki w sprawie misji i rozliczania misji. Otóż to nie jest od tak dawna, kiedy każdy program ma swój kwalifikator i każdy redaktor naczelny, zastępca czy ktoś inny oznacza długą dosyć cyfrą, czy to była publicystyka, czy to był program kulturalny, reportaż czy jakiegoś rodzaju to był dokument. Każda kwota, która jest wydana w programie właśnie na te cele, jest oznaczona - Krajowa Rada otrzymuje takie informacje. To nie jest prawda, że liczy się tylko słowo. Oczywiście, mamy takie wymagania, że ma być odpowiednia  ilość słowa do muzyki, ilość słowa regionalnego do słowa krajowego. Ale od niedawna te przepisy się zmieniły i wszyscy to robimy. Kwalifikujemy wszystkie programy do określonego działu tej publicystyki. Czy na to jest więcej pieniędzy?  Szczecin dokłada do publicystyki i do kultury dochody z reklamy. Na nagranie słuchowisk, co jest bardzo kosztowne, czy nagranie powieści dokładamy to, co zarobimy w reklamie. To na pewno są duże pieniądze, bo to jest najdroższe. Drugim problemem radiofonii regionalnej jest sprawa atrakcyjności. Wiadomo, że my nie jesteśmy podmiotami, które mają ogromne pieniądze. My nie jesteśmy telewizją, która ma też duże pieniądze, między innymi z reklam. I jak tutaj usłyszeliśmy, dokłada do misji również. To są bardzo drogie przedsięwzięcia, a wszyscy w rozgłośniach regionalnych wiemy, ile kosztuje nagranie słuchowiska - trudnej formy radiowej, bardzo kosztownej. Czy powieści. Ale robimy to. I nie jest tak, że rozliczamy się ilością słowa - byle jakiego słowa. Czyli: „która jest godzina?” czy „jaka jest pogoda?” między piosenkami. Tak już nie jest. Krajowa Rada rzadko reaguje. Teraz nie wiemy, jak będzie. Natomiast nie reagowały rady programowe. Ja znam pracę rady programowej w Szczecinie, która ograniczała swoje posiedzenia do tego, że może w programie powinien być jakiś odgłos statku, bo to by atrakcyjnie brzmiało. Albo może jakieś mewy przelatujące. Albo, że którejś partii było w programie za mało, a którejś za dużo - wśród członków rad programowych są nadal przedstawiciele partii politycznych. Co zdaniem wielu innych członków rad programowych jest kompletnie bezcelowe, ponieważ większość czasu tych posiedzeń zajmowały dyskusje tych polityków na temat: kogo było więcej, a kogo mniej. Pisaliśmy sprawozdania z całych miesięcy dla rad programowych, z dokładnym rozliczeniem, ile czasu na antenie która partia wybrała - żeby było po równo. Zwłaszcza biorąc pod uwagę czas wyborów. Oczywiście nie mówię o bezpłatnej kampanii wyborczej, tylko normalnych audycjach publicystycznych z udziałem polityków. W tym miejscu mówię o reakcji KRRiTV i rad programowych dlatego, że w Polskim Radiu Szczecin miniony rok, a właściwie przełom 2004/2005, był najtrudniejszym chyba okresem. Mieliśmy do czynienia z bardzo dziwnym zestawieniem Stowarzyszenia Ordynacka z prawicą, która nie jest obecnie prawicą rządzącą. Na naszym terenie dochodziło do pewnych prowokacji na rzecz innej rozgłośni, komercyjnej. Z wykorzystaniem pewnych osób, które miały jakieś ambicje polityczne w naszej firmie. Mieliśmy do czynienia z całą serią artykułów na temat dziennikarzy, którzy stracili pracę, na przykład z powodów politycznych. Co oczywiście nie było prawdą. Na temat jakości pracy polskich dziennikarzy w Polskim Radiu Szczecin - że to jest praca fatalna, bezwartościowa, żadna misyjna. Nie otrzymaliśmy pomocy od nikogo. Ani od Krajowej Rady, ani od naszej rady programowej, ani tez od rady nadzorczej. Właściwie, dziennikarze pozostali z tym sami. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich też nie zabrało głosu.

/o zamierzeniach Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w nowej kadencji mówi jej przewodnicząca, Elżbieta Kruk/                                                         fot. Marek Babirecki

 

Jarosław Szczepański: /Rzecznik TVP SA/ Chciałem zwrócić uwagę panu Kołodziejskiemu, szczególnie jako byłemu pracownikowi Telewizji Polskiej, że oddziały regionalne mają godzinę więcej programu swojego regionalnego, a nie godzinę mniej. To jest jednak różnica - godzinę więcej. W niedzielę mają po 6 godzin regionalnego programu i w sobotę.

 

Zygmunt Gutowski: Pan Michał Bogusławski wspomniał o tym, jak wiele lat toczy się walka o tę powinność, misję w radiu i telewizji. Poczynając od okresu „Solidarności”, jak również wtedy, wielkich dyskusji z ówczesnym Sejmem. Jesteśmy jak najbardziej za tym, żeby ta wizja ministra Sellina, czyli przywrócenie radiu i telewizji użyteczności publicznej, była możliwa do spełnienia. Warto przypomnieć Towarzystwo Polskie Radio i na tym wzorcu się oprzeć. To jest sprawa jedna. Sprawa druga bardzo istotna, też poruszona - to udział widzów. My zapomnieliśmy, mówimy o mediach, o środkach przekazu, o tym, że to są środki komunikacji społecznej. I coraz bardziej interaktywne. W związku z tym - tworzenie stowarzyszeń poza stowarzyszeniami, właśnie tymi pozarządowymi, które w tej chwili działają, również tworzenie stowarzyszeń obrony, czy reprezentacji radiosłuchaczy i telewidzów. Tu właśnie mówiono o Białymstoku i rzeczywiście chcę potwierdzić, że jest to bardzo aktywny rejon. Uczestniczy również w festiwalu w Niepokalanowie, gdzie zdobywa nagrody. Tam też powstało takie stowarzyszenie, ale niestety obumarło. Czyli z tego wynika, że ta walka nie kończy się sukcesem mimo aktywności tego środowiska. Pytanie też, czy rady programowe powinny być tylko do poradzenia, czy też do akceptacji całej ramówki, całego programu na cały rok, w radiu i telewizji? Czy to można by było zorganizować? W ten sposób wróćmy do spraw komunikacji społecznej i tych trzech podstawowych... rząd, organizacje dziennikarskie, telewidzowie i radiosłuchacze.

 

Witold Kołodziejski: /członek KRRiTV/ Być może, że ośrodki regionalne mają tę godzinę więcej. Ja rzeczywiście pracowałem 13 lat w Polskim Radiu i Telewizji Polskiej. I znam te sprawy od środka. Miałem to szczęście, że wiele materiałów realizowałem również w ośrodkach regionalnych. I tam przez wiele godzin spędzanych w samochodzie rozmawiałem z ekipą, rozmawiałem z operatorem, z dźwiękowcem, z kierowcą. Wiem, co się dzieje na bieżąco i od wewnątrz. I też znam programy, które są ogólnopolskie i są realizowane w ośrodkach regionalnych, gdzie cała ekipa, łącznie z gośćmi, jedzie na przykład do Lublina czy Poznania, żeby tam nakręcić program. I nie jest naprawdę tak różowo, jakby wynikało tylko z tej samej ramówki... no dobrze, ale to też jest ważne - o której godzinie, jak jest realizowane itd. Jest jeszcze jedna rzecz: było pytanie o realizację misji i rozliczanie tej misji. Mogę powiedzieć, że jednak Krajowa Rada ma jakiś wpływ na realizację misji w mediach publicznych. Bo rozlicza tę realizację, dzieli pieniądze z abonamentu. I myślę, że to, co można zrobić, to bardzo dokładnie po prostu monitorować, jak ta misja jest rozliczana. Nie tylko z raportów nadawców, ale także ze szczegółowej analizy, jaki program i o której godzinie był emitowany. Bo sam przecież pamiętam dyrektora Zielińskiego i jego hasło – misja jest od 6.00 do 15.00 i od 22.00 do 1.00 w nocy. Tak też można realizować misję, ale wiadomo, że nie o to chodzi.

 

Jan Rojek: /Telewizja Kraków/ Ja chciałbym nawiązać do tego, co powiedział minister Sellin, że media będą niezależne, kiedy będą odpowiedni ludzie. W związku z tym chciałbym się zapytać w tym szacownym gronie, czy my doczekamy czasów, że taki zawód zaufania społecznego, jakim jest dziennikarstwo, będzie pozbawiony ludzi, którzy kiedyś byli tajnymi współpracownikami Służb Bezpieczeństwa? Coraz więcej tych przypadków wychodzi. I wiem, że Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich zajęło się tym i jakąś notę na ten temat napisało. Ale oczywiście, to jest opiniotwórcze. Mamy tutaj przedstawicieli ludzi, którzy mogą zadecydować o tym, że nie będziemy w przyszłości narażeni na współpracę z tajnymi współpracownikami.

 

Witold Kołodziejski: /członek KRRiTV/  To jest taka sprawa, która, zanim wejdzie w ręce ustawodawcy, powinna być dobrze opracowana przez środowiska dziennikarskie. Na nią kiedyś przyjdzie czas, jeśli chodzi o działania ustawodawcy. Natomiast widzę tu dużą rolę środowisk dziennikarskich - to jest najlepsza droga. Jeśli chodzi o różne sprawy interwencyjne, zostawię swój e-mail - niektóre sprawy, o których państwo mówicie tutaj, powinny więc być załatwiane wszystkimi możliwymi sposobami. Jako poseł i szef komisji obiecuję reagować natychmiast, jeśli ktoś zgrywa bezprawnie pliki itd. Służę swoją legitymacją poselską, żeby w tej sprawie ostro występować - obiecuję to publicznie. Proszę korzystać z mojego e-maila, natychmiast dzwonić, będę zawsze do dyspozycji. To są poważne sprawy. Ale też dziwię się, że dziennikarze, osoby tak operatywne, mówią to dopiero dzisiaj, czekają. Te sprawy są skandaliczne. Od tego są parlamentarzyści między innymi, mają mandat społeczny, żeby w tej sprawie występować bardzo zdecydowanie. Uważam, że to jest jedna z podstawowych misji. Nie zawsze, oczywiście, można, są inne względy, ale pozostaję do dyspozycji. I nie uchylę się ani razu - obiecuję.

 

Iwona Mikrut: /wiceprezes Oddziału Krakowskiego SDP/ Związana jestem z krakowskim oddziałem Telewizji Polskiej. Mam takie pytanie do wszystkich państwa: Czy doczekamy się, czy możemy na to liczyć, że będzie prawdziwa debata o regionalnych ośrodkach Telewizji Polskiej? Bo to jest osobny temat i ja nawet nie chcę go tutaj poruszać, ponieważ zajęłoby to nam parę godzin. Czy można prosić państwa, abyście zgodzili się na to, iż taka debata będzie zorganizowana? Zapraszam do Krakowa.

 

Maria Lerman: Czy ja mogę uzupełnić tylko o radach programowych? Byłam członkiem rady programowej w „Radiu dla Ciebie” w poprzedniej kadencji, z ramienia Solidarności. I rzeczywiście nic nie można było zrobić, niezależnie od tego, co pani Jankowska opowiadała, że niby w Polskim Radiu można było zrobić. Ja z Polskiego Radia wyleciałam w wiadomych okolicznościach, wszyscy to znają. Była petycja kilkudziesięciu osobistości, oświadczenie zjazdu Solidarności, wygrana sprawa sądowa i nic. Do dzisiaj nawet w archiwum nie mogę pracować. A pytanie mam następujące – zwłaszcza do pana posła i do przedstawiciela KRRiTV: Jeżeli będzie rozważana kwestia przepisów ustawy dotyczącej KRRiTV, czy jest możliwe rozważenie takiego usytuowania rad programowych, których na przykład w Polskim Radiu kadencja się skończyła, aby miały faktyczny, prawny wpływ na decyzje zarządu? W prawie tego nie ma – podkreślam. Bardzo proszę o konkretną odpowiedź, jeśli to możliwe.

 

Andrzej Tomczak: /2 Program TVP/ Jestem prezesem oddziału SDP w Bydgoszczy. Mam szeroki kontakt ze środowiskiem dziennikarskim bardzo różnym, bo wędruję pomiędzy Warszawą a Bydgoszczą regularnie co tydzień. Chciałbym wyrazić pewien apel środowiskowy - apelowałbym tutaj do pana wiceministra, do pana przewodniczącego komisji, do pana członka nowej KRRiTV: W naszym środowisku, tak jak pani prezes mówiła, jest pewien lęk, obawa, że za chwilę będziemy mieli powtórkę z historii, że z nowymi radami nadzorczymi stanie się to samo, co stało się kilka lat temu. Po raz kolejny zostaną zawłaszczone przez polityków, a my pozostaniemy bezwolnym narzędziem. To powszechny lęk w naszym środowisku. Dlatego zwracam się do państwa z apelem, aby zaufać nam nieco. Ja wiem, że są nadużycia w naszym środowisku - wszyscy to widzimy, ale znakomita większość z nas to ludzie profesjonalnie wykonujący swój zawód. Przecież zarówno wasze środowisko, jak i nasze środowisko dziennikarskie, mamy zbieżny pewien cel: Wy realizujecie misję społeczną, jesteście w ramach służby publicznej pewnym elementem państwa demokratycznego. Dlatego zaufajcie nam i dajcie nam odrobinę wolności. Dajcie nam tę nadzieję, że nie będzie powtórki z historii.

 

Witold Kołodziejski: /członek KRRiTV/ Ja może krótko odpowiem na tę powtórkę z historii i ten lęk.  Czuję ten lęk w środowisku, bo ja znam to środowisko. Jednocześnie mogę tylko powiedzieć, że skoro mówił Pan o powtórce z historii, to ja myślę, że z historii wszyscy się uczymy. Co do upartyjnienia mediów publicznych pod kątem rządów Leszka Millera... Ja myślę, że wszyscy sobie zdają z tego sprawę, że również z takiej czysto pragmatycznej strony upartyjnienie jakichkolwiek mediów nie ma najmniejszego sensu. Bo nikt na tym nie wygra. Na pewno nie politycy i na pewno nie społeczeństwo. Więc o tym mogę pana zapewnić. Pierwsze próby, jakie robimy, to właśnie kwestia wyboru rad programowych. Chcielibyśmy, żeby ci członkowie, którzy będą zgłaszani przez KRRiTV, byli delegowani właśnie przez same środowiska. Ja doskonale wiem i znam środowisko. Przynajmniej jeśli chodzi o duże radio w Warszawie, ogólnopolskie i telewizję, tę na Woronicza, że pracuje tam mnóstwo fachowców. I jedyny problem z nimi jest taki, że nikt nie chce korzystać z ich pracy. Myślę, że państwo doskonale to znacie. Natomiast co do kwestii prawnej, to znaczy lepszego umocowania i wykorzystywania rad programowych, myślę, że pan minister Sellin jeszcze dwa słowa dorzuci.

 

Elżbieta Kindler-Jaworska: Chciałabym mówić o potrzebie bardzo pilnej pracy nad wprowadzaniem emisji cyfrowej. Jeżeli w telewizji publicznej nie podejmie się tych prac, to w latach przyszłych nasze programy misyjne mogą po prostu nie osiągnąć swojego celu, nie dotrą do widza. A to, co w tej chwili usłyszałam o potrzebie wykorzystania fachowców własnych - pracowników TVP, jest to sprawa niezmiernie ważna. Chcąc się przygotować do dzisiejszego zebrania, słysząc o potrzebie zmian strukturalnych, zmian sposobu zarządzania  w telewizji publicznej, szukałam w Internecie na stronie TVP S.A. wiadomości na ten temat. W marcu 2005 roku opracowana została strategia transformacji telewizji. Powstało Biuro Restrukturyzacji, które miało się zajmować tymi sprawami. Potem trafiłam na inną informację Centrum Prasowego: w sierpniu ubiegłego roku, a więc 5 miesięcy po ogłoszeniu programu transformacji TVP i powołaniu Biura Restrukturyzacji, w Biuletynie Zamówień Publicznych została opublikowana informacja, że telewizja publiczna potrzebuje usług doradczych w zakresie nowego modelu zarządzania telewizją. Porównywałam zakres prac Biura Restrukturyzacji i treść zamówienia. Biuro Restrukturyzacji miało, według mojej oceny, w znacznym stopniu realizować te same zadania, które po 5 miesiącach zlecane były na zewnątrz.  Telewizja publiczna ma znakomitych specjalistów technicznych. Tak jak wielokrotnie tu mówiono, nasi specjaliści nie są dopuszczani do głosu i nie mają wpływu na decyzje podejmowane przez Kierownictwo. W międzyresortowych zespołach, które w tej chwili pracują nad nowymi technologiami, nad strategią wprowadzania cyfrowej telewizji w Polsce, Telewizja Polska reprezentowana jest jedynie przez osoby z najwyższego szczebla kierowniczego. Moim zdaniem, Zarząd TVP powinien jak najszybciej powołać organ doradczy - Radę Techniczną. Nie trzeba szukać doradców na zewnątrz, żeby ocenić, iż nie służy wprowadzaniu nowych technologii podporządkowanie techniki telewizyjnej dwóm Członkom Zarządu. W TVP kto inny zarządza Emisją, a kto inny Techniką Telewizyjną i Inwestycjami.

Przed laty uczestniczyłam w przygotowaniu jednego z programów restrukturyzacji w BBC, Powiedziano mi wówczas, że najważniejsze są opinie pracowników średniego, a nawet niższego szczebla kierowniczego. Któż lepiej od nich zna usterki, problemy codziennej pracy? I zaczynano właśnie od tego. Z początku - fotografia sytuacji obecnej. Potem rozmowy z pracownikami, co im utrudnia pracę, co trzeba poprawić. Czyli identyfikacja problemów. I dopiero wówczas, gdy nie można było własnymi siłami, jeżeli pojawiały się jakieś trudne problemy, wymagające bardzo specjalistycznej wiedzy -  sięgano na zewnątrz po usługi doradcze.

Pan Prezes Gaweł powiedział, że konieczna jest praca zespołowa – ale jej nie ma w telewizji. Są odgórne decyzje. I moi koledzy niewiele mogą powiedzieć, co się dzieje w firmie. Oni w zespołach planujących przyszłość telewizji nie uczestniczą.  Czy może być w telewizji ten idealny układ – mistrz i czeladnik? Nowa krew jest potrzebna, nowi ludzie. Ale trzeba szanować przyzwyczajenia widzów i pamiętać, że telewizja publiczna jest dla każdego. Nowi pracownicy powinni być wprowadzani przez pracowników doświadczonych. Niestety, tak nie jest. W ubiegłym roku wiele osób w wieku emerytalnym otrzymało propozycję odejścia z firmy, z bardzo wysokimi odprawami. Warunek był taki – przez 3 lata zakaz pracy w TVP. Wyszkolić inżyniera, to są lata pracy i doświadczeń. I okazuje się, że szereg bardzo dobrych inżynierów w wieku nawet często przedemerytalnym zostało pozbawionych możliwości współpracy ze swoją firmą. Dawniej się mówiło, że po odejściu z firmy nie można pracować u konkurencji. A tu się okazuje, że nie można pracować we własnej organizacji. Ci ludzie mogliby pełnić funkcje doradcze, prowadzić szkolenia. Niektórzy z nich pracują teraz w telewizjach prywatnych.

Pan Prezes Gaweł powiedział, że najbliższe 5 lat może przesądzić, czy będzie istniała telewizja publiczna, czy też nie. Telewizja publiczna, która bierze pieniądze od widzów i w znacznym stopniu jest utrzymywana z abonamentu, jest zobowiązana dostarczać swoje programy, swoje usługi każdemu obywatelowi. Jedynym systemem, jaki zapewnia dotarcie programów telewizyjnych do każdego domu, jest telewizja naziemna. A jaka jest u nas sytuacja z telewizją naziemną? Z cyfrową telewizją naziemną? To z całą pewnością jest dla telewizji publicznej sprawa priorytetowa. Konieczne jest powołanie zespołu specjalistów do spraw emisji cyfrowej. Prowadzone obecnie prace nad wprowadzaniem usług interaktywnych mają dla przyszłości TVP znaczenie drugorzędne.


Mirosław Bielawski: /Polskie Radio Białystok/ Jest wielkie oczekiwanie co do zmian w mediach publicznych. Dlatego ja - z Białegostoku, ktoś z Krakowa, z innych miast, przyjechaliśmy się dziś z państwem spotkać, żeby wyrazić nasze oczekiwanie co do tych zmian. Jest problemów dużo, ale inne problemy ma telewizja w Warszawie, inne ośrodki telewizyjne regionalne, także spółki radiowe. Myślę, że można mówić o cyfryzacji, o
misji, o wielu różnych sprawach technicznych i merytorycznych
odnośnie programu, które decydują o kondycji mediów publicznych. Ale są oczekiwania na generalne zmiany. Ja reprezentuję pokolenie dziennikarzy, którzy zaczęli pracę na początku lat dziewięćdziesiątych. I po tych kilkunastu latach
pracy mogę powiedzieć a` propos tego, co mówił prezes Gaweł,
odnośnie mistrza, młodego pokolenia i tak dalej. Od kogo my mogliśmy się uczyć dziennikarstwa? Od autorytetów instytucjonalnych, czyli tych, których zastaliśmy, dyrektorów, prezesów, kierowników, wydawców. I autorytetów takich naturalnych. W moim przypadku były to osoby, które wcześniej, na początku lat dziewięćdziesiątych, wróciły do
pracy w radiu po weryfikacjach. Którzy byli odrzuceni przez to, że potrafili powiedzieć: "nie". I te osoby, które wówczas w stanie wojennym miały po trzydzieści kilka lat, dzisiaj są w wieku przedemerytalnym. I obserwując mój okres pracy tych kilkunastu lat, mogę powiedzieć, że zarówno teraz, jak i na początku lat dziewięćdziesiątych, oni ciągle żyją w obawie, że stracą pracę. Oni nie mają nic do powiedzenia. Jak przyszedłem do pracy już w tej nowej Polsce, to nie zastałem ich jako kierowników, wydawców, szefów, prezesów. Wśród prezesów są
do tej pory osoby, które podpisały "lojalkę", którzy mówili: tak,
będziemy pracować zgodnie z wytycznymi PRL i partii naszej ukochanej. I później podobne były kolejne rady nadzorcze. Na przykład szef propagandy był przez dwie kadencje szefem rady nadzorczej. I kiedy szef mówił do dziennikarza: "ja nie mogę cię tutaj zrobić wydawcą, bo ty jesteś w Solidarności. I co na to powie rada nadzorcza?". I osobami, które decydują o programie, o misji, są ludzie, o których czytam, że byli szefami PRONu. Albo okazuje się, że ktoś tam występuje teraz jako tajny współpracownik. Oczekiwanie nasze co do lustracji dziennikarzy, co do zmian generalnych w mediach... I stąd apel do Krajowej Rady, chociażby apel Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, żeby przynajmniej po jednym przedstawicielu załogi rekomendowanych przez stowarzyszenia, środowiska dziennikarskie, żeby przynajmniej po jednej osobie mogło tam wejść. Pan przewodniczący Kowal zdziwił się, dlaczego nie artykułowaliśmy wcześniej tych problemów. Do kogo? Oczywiście, będąc w strukturach Sekcji Krajowej Radia i Telewizji Solidarności, kiedy były różne napięte sytuacje (zwłaszcza w telewizji), kiedy sygnalizowaliśmy
do pana Sellina, czy do Marka Jurka i nawet Lecha Jaworskiego - te osoby przychodziły na spotkania, słuchały, jakie są
problemy w mediach publicznych. I te spotkania kończyły się
stwierdzeniem, że co my możemy? Nas jest dwóch,
nas jest trzech. Będziemy próbować, ale za wiele nie możemy
zrobić. Więc być może teraz jest ten moment na zmiany, których my w mediach bardzo oczekujemy.

Miłosz Marczuk: /dyrektor CMWP/ Dziękujemy bardzo. Teraz już czas na podsumowanie debaty przez naszych gości - zacznijmy od pana ministra.

Jarosław Sellin: /wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego/ Notowałem przede wszystkim to, co słyszałem, bo padały tutaj ważne głosy i postulaty, choć bardzo zróżnicowane. Więc warto było to odnotować - dobrym pomysłem jest zapis tej dyskusji. Co do ostatniego głosu – proszę Pana, w KRRiTV, a cóż dopiero w radach nadzorczych i zarządach mediów publicznych, do niedawna zasiadali weryfikatorzy dziennikarzy ze stanu wojennego. Zarządcy mediów państwowych wówczas, czy funkcjonariusze młodzieżowych organizacji komunistycznych, którzy zorganizowali się świetnie i obsadzali te stanowiska. I to do dzisiaj trwa. Mówmy sobie wyraźnie, że to do dzisiaj trwa w rozgłośniach radiowych. I nie dziwię się tym głosom, zwłaszcza tym, które usłyszeliśmy dzisiaj od dziennikarzy z Białegostoku. To na pewno nie tworzy właściwego komfortu pracy i poczucia pewnej wolności w spełnianiu misji, którą chcieliby dziennikarze wypełniać. Druga sprawa, to środki przeznaczane na misje. Ja przez 6 lat pracy w KRRiTV, często jeżdżąc po kraju i spotykając się nie tylko z władzami mediów publicznych, ale także z władzami mediów prywatnych (przypomnę, że jest 200 rozgłośni lokalnych prywatnych w Polsce), bardzo często słyszałem coś takiego – ile dostaje rozgłośnia regionalna radia publicznego ze środków publicznych, z abonamentu w moim mieście? Odpowiadałem zgodnie z prawdą, że średnio milion złotych miesięcznie i około 10-12 milionów rocznie. Ból głowy i tekst następujący – panie Jarku, gdybym ja miał takie pieniądze, to pan by miał „taką” misję w mojej prywatnej rozgłośni. Gdyby pan mi dał te pieniądze. Więc jest pytanie w związku z tym, czy w sposób właściwy struktura organizacyjna i władze oczywiście, są w tych mediach publicznych, regionalnych wybierane? 10-12 milionów w skali roku, to nie jest mały pieniądz. Na robienie dobrego, misyjnego programu.... o tym już mówiłem, 689 osób w strukturach zarządczych w mediach publicznych. W tym modelu, który proponuje do dyskusji i rozważań, od razu zaznaczając i odpowiadając dosyć jasno na pytanie, które tutaj padło –  to jest tylko w mojej głowie. Nie ma żadnych jeszcze ustaleń czy decyzji na poziomie rządowym, na poziomie politycznym, parlamentarnym. To jest rzecz, do której zachęcam – odpowiadając tutaj na pytanie pani Bajer, zachęcam do debaty publicznej. Żeby również z takich spotkań jak dzisiaj wychodziła presja na tych, którzy mają wpływ na ustawodawstwo. I gdyby ten model, który pobieżnie, ogólnikowo przedstawiłem,  wprowadzić w życie, to z tych 689 osób zostałoby, jak dobrze liczę, 34 osoby. Po jednym prezesie w każdym medium publicznym i 15 osobowa rada programowa przy Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. I umocowana tak – tu odpowiadam na pytanie pani Lerman - że jeśli ta rada programowa stwierdzi, że jakiś prezes medium publicznego nie wypełnia karty zobowiązań publicznych, którą podpisał, czyli po prostu łamie umowę między medium, którym kieruje, a przyszłym regulatorem, z którym tę umowę podpisał, rada programowa, która wydaje wiążącą opinię, że ten pan czy pani umowy nie dotrzymuje - ta osoba jest zwalniana z pracy, skraca się jej kadencję. I jest realna władza w radzie programowej, władza nad realizacją misji w medium publicznym. Jeszcze jedna sprawa, do której chciałem się odnieść, mianowicie przedstawiciele załóg w radach nadzorczych. To jest sprawa, która czasami się pojawiała. Były takie przypadki, ale wyjątkowe. Jednak ustrój mediów publicznych jest kształtowany na podstawie lex specialis. Czyli jednak nie ustawy o komercjalizacji przedsiębiorstw państwowych, bo to nie są instytucje przeznaczone w przyszłości do prywatyzacji. I mam nadzieję, że będziemy zawsze walczyć z tymi pomysłami, które pojawiały się i zmierzały do prywatyzacji mediów publicznych. Tylko lex specialis to jest nasza ustawa o radiofonii i telewizji. Ona rzeczywiście tego warunku nie zawiera, żeby w radach nadzorczych znajdowali się przedstawiciele załóg. Być może jest to też postulat do przyszłego ustawodawcy, żeby to sprecyzować. Nie wiem, czy jeszcze były jakieś oczekiwania ode mnie? Myślę, ze to jest wszystko,  na co chciałem zareagować.

 

Paweł Kowal: /przewodniczący Sejmowej Komisji Kultury/ Ja przekażę głos dalej. Jestem z Państwem na co dzień i problemy mam na biurku. Natomiast ważne jest, żeby ta druga strona mogła się wypowiedzieć. Mogę tylko dedykować więcej takich spotkań i rozmów.

 

Miłosz Marczuk: /dyrektor CMWP/ Dziękuję bardzo. W tych zasadniczych kwestiach odpowiedział już pan minister Sellin.

 

Jarosław Sellin: /wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego/ Zawsze namawiałem przedstawicieli rad programowych, którzy są i którzy będą jeszcze w tym starym ustroju, w obecnym ustroju, do działania takiego, które na przykład ja czy Marek Jurek tutaj wymieniony uprawialiśmy w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Mianowicie, mając poczucie, że niewiele możemy, jesteśmy ciągle przegłosowywani, tworząc jakby taką wewnętrzną opozycję w KRRiTV, nie zgadzając się z generalną polityką w Krajowej Radzie, organizowaliśmy opinię publiczną. I do tego namawiam tych członków rad programowych, którzy uważają, że są bezsilni, a nie mają wpływu na to, co się dzieje w spółce, do której zostali przyklejeni jako opiniodawcy do podobnych działań. Media lokalne zawsze interesują się swoim własnym życiem. Jeśli pani zrobi konferencję prasową, jako członek rady programowej, o tym, jak powinno być, a zarząd tego nie wykonuje, w ogóle lekceważy opinię rady programowej, rada nadzorcza tak samo... Zapewniam panią, że lokalna gazeta albo jakieś konkurencyjne radio się tym zainteresuje. Tylko trzeba odwagi, żeby z własnymi poglądami iść do opinii publicznej. Przedstawicielami opinii publicznej czy pośrednikami w docieraniu do opinii publicznej są media. Więc po prostu trzeba z takiego instrumentu korzystać. Bo dzisiaj rzeczywiście umocowanie prawne jest słabe. To jest organ opiniodawczy. I z tymi opiniami można sobie zrobić, co się chce. Jedyna możliwość to wywoływanie presji poprzez opinię publiczną.

 

Witold Kołodziejski: /członek KRRiTV/ Ja bym też tutaj dodał, że czasami to nie jest kwestia skuteczności takiej od razu, tylko wytrwałości. Z różnych miejsc człowiek w życiu korzysta i myślę, że warto by zbadać te przykłady, które były podawane. Przykład, podawany chyba przez panią prezes Mokrosińską. Co naprawdę różne ciała, które są za to odpowiedzialne, zrobiły? Czasami dla kogoś jest kłopotem napisanie pisma. A czasem, żeby mieć efekt, trzeba 100 napisać. Ale powiem Pani, że rzadko zdarzają się tacy, może akurat Pani się zdarzyli, którzy na tysiąc nie zareagują. Czuję się odpowiedzialny za te różne zmiany w prawie medialnym, które były ostatnio, ale myślę, że skutek mógłby być dobry dla państwa. Naprawdę służę swoją pozycją instytucjonalną do tego, żeby zabiegać o różne sprawy. Również drobne. I włączę się, nie będę szczędził pióra, głosu i tego wszystkiego, co ma poseł, żeby napierać na różnych ludzi, którzy łamią zasady wolności mediów i zasady współżycia w redakcjach.

 

Michał Bogusławski: /Rada Etyki Mediów/ Ja myślę, że jakość działań dziennikarskich, jakość naszego programu zależy od kwalifikacji dziennikarskich. Wielokrotnie było tutaj powtarzane i to trzeba jeszcze raz powtórzyć, że po to, aby powstawały dobre programy, muszą być przygotowywane przez dobrze przygotowanych do zawodu dziennikarzy. Oczywiście istnieją określone struktury organizacyjne, które to umożliwiają. Na przykład - rady programowe. Ale program jednak powstaje w redakcji u dziennikarza. Wobec tego ważniejsze od rad programowych są kolegia konkretne, w których ten program jest weryfikowany i jego jakość tam jest ustanawiana.

 

Witold Kołodziejski: /członek KRRiTV/ Na zakończenie odniosę się do kilku kwestii. Jedna dosyć ważna dotyczyła nowej technologii. Krajowa Rada opracowuje strategię, rząd będzie opracowywał strategię do 2014 roku. Emisja telewizyjna całkowicie ma być w sygnale cyfrowym. Trzeba też sobie uświadomić, że to będzie prawdziwa rewolucja, większa niż ta po 89. roku, jeśli chodzi o media w Polsce. Dlatego większa i trudniejsza, że nieprzewidywalna. Bo jeszcze nikt na świecie tego nie zrobił. Więc dlatego będziemy razem z innymi krajami wchodzili w zupełnie nowy, nieznany obszar. Zdajemy sobie sprawę, że są wielkie zagrożenia. Mieliśmy pierwsze przykłady. Chociażby to, jak wprowadzono kanał Kultura, który z racji tego, że nie był odbierany powszechnie, doprowadził w pewnym momencie do tego, że kultura w ogóle znikła z ramówki Telewizji Polskiej. To są takie zagrożenia, które trzeba w tej chwili przewidzieć. I prace Krajowej Rady nad strategią trwają. Jest opracowywana cały czas, cały czas modernizowana. Druga rzecz: było pytanie dotyczące wieku. Więc ja chciałem panu profesorowi przypomnieć, że ja staż aplikancki w ośrodku szkolenia Telewizji Polskiej między innymi u pana odbywałem. I rzeczywiście jest to model sprawdzony. Nie tylko w mediach, tylko wszędzie. Że jest uczeń i mistrz. Czeladnik i ktoś, kto go uczy. Ale jeśli chodzi o kwestie wiekowe, to jest tu jeszcze inna, zupełnie nie poruszona na tej sali kwestia. Telewizja publiczna, czyli czyja? No, wszystkich tych, którzy, miejmy nadzieję, że wszyscy, będą płacić abonament, wszystkich - niezależnie od wieku. Jest w tej chwili w mediach - nie tylko publicznych, ale niestety w publicznych też, głównie w telewizji - pewna sfera dyskryminacji ludzi starszych. To znaczy, oferta programowa dla ludzi starszych jest bardzo ograniczona. I ta dyskryminacja nie wyraża się tylko w tym czasie emisyjnym, ale też w godzinach emisji itd. Do tego można mówić o dyskryminacji na przykład ludzi inteligentnych - to dotyczy wszystkich mediów. Niestety, telewizja publiczna też się temu poddaje. I myślę, że taki jeden wniosek na przyszłość będzie można postawić. Myślę, że telewizja powinna tę intelektualną poprzeczkę podnosić jak tylko można. Oczywiście, nie może to być telewizja tylko i wyłącznie dla elit. Ale z racji tego, że kreujemy też pewną rzeczywistość, to myślę, że tu jest olbrzymia rola zaniedbana w tej chwili. To również dotyczy wieku dziennikarzy, którzy pracują, albo którzy występują. Dojrzałego, myślącego widza bardziej przekona dojrzały, myślący prezenter, który prowadzi poważną rozmowę na poważne tematy, niż praktykant, który został nagle wrzucony. Za to mówi szybko i prowokacyjnie. Ja myślę, że to też jest zadanie dobrego gospodarza telewizji albo radia, który zda sobie sprawę z tego, że musi szanować widzów, ich upodobania. I po prostu będzie odpowiedzialnie postępował. To, o czym Pan mówił, często wiązało się z tym i nadal niestety wiąże. I podkreślam, że nie dotyczy tylko mediów publicznych - że po prostu młodymi ludźmi łatwiej manipulować. Mnie się wydaje, że to jest ciągle podstawowy problem. Co do fachowości to pamiętam kolejne zawołanie jednego z dyrektorów w Telewizji Polskiej. Jak był w sporze z operatorami, mówił, że wystarczy, że pójdzie za bramę, gwizdnie i ma pięciu takich za mniejsze pieniądze. To nie od razu, ale dopiero z czasem widać - widać na antenie. I to jest ten ból, że nie od razu widać, jak się zwolni iluś tam ludzi. Ten program jakoś idzie, dopiero po 2 czy 3 miesiącach widoczne jest takie tąpnięcie. Mówiliście państwo o wielkich oczekiwaniach w stosunku do Krajowej  Rady. Z jednej strony te oczekiwania są wielkie. Z drugiej strony cały czas pilnuje się tego, żeby Krajowa Rada zbyt głęboko nie ingerowała w media publiczne - tu jest oczywiście pewien problem. Mnie się wydaje, że przede wszystkim jest tak, że nie Krajowa Rada, a nawet nie rada nadzorcza układa ramówkę, tylko zarząd. I kluczowymi osobami są tutaj dyrektorzy, prezesi. Rada nadzorcza ich wybiera, a my wybieramy radę nadzorczą. Trzeba pamiętać o tym łańcuszku. To jest to, co mówił minister Sellin, że to jest jeden dzień raz na 3 lata. Moment rzeczywiście kluczowej decyzji, która potem decyduje o kształcie mediów publicznych. Dodam do tego, że jest jeszcze funkcja kontrolna realizacji misji. Ja myślę, że pomysł karty mediów to jest coś, co właściwie można by próbować już stosować, bez większych rozwiązań ustawowych. Ale to jest kwestia dopracowania tego i dyskusji, jak to wprowadzić. I ostatnia rzecz: Rzeczywiście jest tak i wiem, że jest tak w różnych środowiskach: i na Woronicza, i na Placu Powstańców, i wszędzie, że dziennikarze są grupą zawodową poddawaną chyba największej presji, największemu mobbingowi w pracy. To jest na każdym kroku wielka presja ze strony redakcji, szefostwa czy innych ludzi. I stąd, wiele razy na tej sali padało słowo: strach. Szczególnie dziennikarze boją się, bo wiedzą, jakie były wcześniej konsekwencje takich odważnych wystąpień. Tak jak pan poseł Kowal, ja również udostępniam swój e-mail na stronie internetowej. Pani prezes juz mi dała cały plik najbardziej bieżących spraw, jakie napływają. Ja myślę, że oczywiście Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji też jest tym miejscem, gdzie  takie alarmujący rzeczy trzeba zgłaszać. My zdajemy sobie sprawę z tego, że mamy dużo lepszą orientację, jeśli chodzi o sprawy warszawskie, czy telewizji ogólnej, czy radia. A dużo mniejszą o tym, co się dzieje w regionach - oczekuję również na państwa inicjatywę. Dziękuję bardzo.

 

Krystyna Mokrosińska: /prezes SDP/ Chciałam potwierdzić, że białą księgę wszystkich nieprawidłowości nadal prowadzę. Jeżeli ktoś chce zastrzec swoje nazwisko, to bardzo proszę w liście do mnie to nazwisko ujawnić, bo anonimów nie będę przyjmować. Natomiast tajemnica dziennikarska mnie obowiązuje. I będę przekazywać wszelkie sprawy, bo wydaje mi się, że musimy walcząc o niezależność dziennikarską, pozbyć się strachu. To dotyczy dziennikarzy w całej Polsce.

 

Miłosz Marczuk: /dyrektor CMWP/ Dziękujemy państwu bardzo za udział w tej dyskusji. Tak jak powiedziałem, jej zapis będzie zawieszony na stronach Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP i Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

powrót