Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich











9 lutego 2006 r. w Radio Cafe na Nowogrodzkiej 56, odbyło się spotkanie klubowe, poświęcone sytuacji na Białorusi w przededniu zapowiadanych tam wyborów. Gośćmi byli: Paweł Mażejka, opozycyjny dziennikarz, przewodniczący sekcji grodzieńskiej Białoruskiego Związku Dziennikarzy, rzecznik sztabu Aleksandra Milinkiewicza, kandydata w wyborach prezydenckich na Białorusi, Aleś Bialacki, działacz Centrum Obrony Praw Człowieka "Wiasna", Ilona Karpiuk, przewodnicząca Białoruskiego Zrzeszenia Studentów (organizacji mniejszości białoruskiej w Polsce), a także red. Agnieszka Romaszewska, dziennikarka TVP, usunięta niedawno z Białorusi przez władze tego państwa. Spotkanie prowadziła Alina Perth – Grabowska, sekretarz wykonanwczy Stowarzyszenia Pracowników RWE i MIłosz Marczuk, dyrektor CMWP SDP.

ZAPIS ZE SPOTKANIA:


Klub Radia Wolna Europa
Sytuacja na Białorusi w przededniu zapowiadanych tam wyborów. 09 lutego 2006 r.


Przedstawiamy zapis spotkania, zorganizowanego wspólnie przez Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP i warszawski Klub Radia Wolna Europa z przedstawicielami białoruskiej opozycji. Najpierw jednak fragmenty ostatniego, nagranego dla Polskiego Radia, felietonu Jana Nowaka Jeziorańskiego, z cyklu "Polska z bliska". Nagranie pochodzi z sierpnia 2004 roku, tematem felietonu jest sytuacja Polaków na Białorusi. Oto historyczne już dziś nagranie.
Jan Nowak Jeziorański: "Zwycięstwa i porażki" Tadeusza Gawina zaliczam do najważniejszych lektur w ostatnim czasie. Podtytuł określa jej treść. Odrodzenie polskości na Białorusi w latach 1987 - 2000. Autor jest niezaprzeczalnie jednym z pionierów powrotu, nie tylko Polaków na Białoruś, ale także Białorusinów, do poczucia własnej, narodowej tożsamości i odrębności. Odbudowa państwowości ukraińskiej i białoruskiej, odrodzenie mowy ojczystej i tożsamości narodowej, było szansą olbrzymiego znaczenia. Konsolidacja obu tych państw jest z punktu widzenia bezpieczeństwa naszej wschodniej granicy, sprawą natury strategicznej. Ten dzień, gdy Rosja.. nie teraz, nie od razu, pogodzi się ostatecznie z istnieniem wolnej Ukrainy i Białorusi w ich obecnych granicach, będzie ostatecznym triumfem trwałej stabilizacji i pokoju w naszym rejonie Europy i świata. Poza bezpieczeństwem, drugim źródłem naszych zainteresowań jest fakt istnienia licznej mniejszości polskiej, zamieszkałej tu od wieków. Nie są to ani emigranci, ani Polonia, lecz ludzie, którzy od niepamiętnych czasów tkwili korzeniami w ziemi za Bugiem i Sanem. Nigdy Polski nie opuścili. To okoliczności historyczne zmieniły kształt jej granic, pozostawiając poza kordonem miejscową, polską ludność. Ocenia się, że w ten sposób przeszło pół miliona Polaków i autochtonów znalazło się w po-jałtańskich granicach Białorusi. Jest to najliczniejsza wspólnota polska, żyjąca poza granicami Rzeczpospolitej. Książka Tadeusza Gawina, dramatyczny opis walki o zachowanie mowy ojczystej, a więc w pierwszym rzędzie polskiej szkoły i nauczania języka polskiego w szkołach białoruskich. Odległe wydają się dziś czasy, gdy do połowy lat 30. na terenie Białorusi Sowieckiej działało 260 szkół polskich, ukazywała się polska prasa, radio miejskie nadawało audycje w języku polskim. Gdy zapanował ostatecznie stalinowski porządek, zamknięte zostały wszystkie polskie szkoły, a język polski został wyeliminowany na rzecz rosyjskiego. Pozostał tylko język ojczysty w domu i w kościele. W tych latach znaczna część Polaków utraciła swój język i uległa wynarodowieniu. Dopiero w połowie lat osiemdziesiątych doszło do odrodzenia narodowego. Główną siłą na tej drodze stał się Związek Polaków na Białorusi. Dziadkowie Gawina od strony ojca przybyli na Białoruś spod Częstochowy na początku ubiegłego wieku, więc 100 lat temu. Natomiast dziadkowie od strony matki pochodzili z polskiej wioski Łosośno pod Grodnem. Z prawosławnej, białoruskiej rodziny. Jak pisze Gawin, cała rodzina słuchała regularnie Radia Wolna Europa. Z tego źródła czerpała nadzieje, często niestety wyolbrzymione przez słuchaczy. Gawin zabrał ze sobą z domu na życiową wędrówkę 3 książki. "Pana Tadeusza" i wiersze Mickiewicza, oraz "Krzyżaków" Sienkiewicza. Wędrowały z nim przez następne kilkanaście lat. Debiut działalności Gawina przypada na rok 1987. Jest nim list do redakcji "Prawdy grodzieńskiej", poświęcony sytuacji Polaków na Grodzieńszczyźnie. Ukazał się pod tytułem "Czy język polski będzie językiem ojczystym mego syna?" Wytknął w nim autor, że w rejonie Grodna nie ma ani jednej polskiej szkoły. Mimo, że Polacy w tym rejonie stanowią 85% mieszkańców. Redakcja list odesłała. Aby walczyć skutecznie, Gawin postarał się o służbowe przeniesienie na zachodnią granicę ZSRR z Polską. Niezmordowane zabiegi Gawina i innych zaczęły wkrótce przynosić owoce. W szkole wprowadzono nauczanie języka polskiego. Gawin zostaje wybrany na przewodniczącego Polskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego im. Adama Mickiewicza. Oto przykłady niektórych zapisów, które dobrze ilustrują jego zabiegi. 2 lipca 1989. Braliśmy udział w uroczystości odsłonięcia pomnika Adama Mickiewicza w Lidzie. Po raz pierwszy od 1939 roku w uroczystościach mógł wziąć udział ksiądz. Nie udzielono nam na to oficjalnej zgody. Ryzyko podjął ksiądz Lech (?) z Polski. 5 lipca 1989. Wyłonił się problem wysyłania młodzieży na studia do polskich uczelni. Dziś rozmawiałem z kierownikiem oświaty, Aleksiejem Sawczykiem. Rozmowa nie udała się. Uważa, że nie są nam potrzebne kadry szkolone w Polsce. I tak dzień za dniem, tydzień za tygodniem upływa w nękającej walce. Dlatego właśnie tak jest ważne, by książka Gawina spotkała się w Polsce z jak największym zainteresowaniem. I aby budziła troskę o losy naszych rodaków za Bugiem i Sanem. Przychodzą mi na myśl słowa poety, - jeśli bym o nich zapomniał, ty Boże na niebie zapomnij o mnie.

Spotkanie w Klubie RWE. Prowadzi Alina Grabowska

A.Grabowska: współorganizatorem naszego, dzisiejszego spotkania jest Centrum Monitoringu Wolności Prasy. A oto dyrektor, pan Miłosz Marczuk. Naszymi gośćmi są dzisiaj koledzy z Białorusi. Zacznijmy od przedstawienia wszystkich po kolei. Pan Paweł Mażejka, Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy. Pan Aleś Bialacki, Centrum Obrony Praw Człowieka. Pani Ilona Karpiuk, Białoruskie Zrzeszenie Studentów, tutaj w Polsce działające. Jest także z nami pani Agnieszka Romaszewska. Wszyscy państwo wiecie, jak znakomite przygotowywała dla TVP korespondencje z Białorusi, dopóki nie zatrzymano jej na lotnisku w Mińsku i nie pozwolono wjechać do kraju. Mimo, że miała ważną wizę i akredytację. A nawet, co było do tej pory rzadkie wśród dziennikarzy pracujących na Białorusi, aktualne zameldowanie w tym kraju. W dokumentach, wyjaśniających przyczynę jej deportacji, napisano po prostu "inne". I koniec, to powinno wystarczyć. Będziemy rozmawiali o sytuacji na Białorusi. Zacznę od kilku pytań do pani Agnieszki Romaszewskiej. Proszę powiedzieć, kiedy pani zaczęła wyjeżdżać na Białoruś?
Agnieszka Romaszewska: Półtora roku temu mniej więcej. To było dokładnie w przededniu referendum w sprawie nieograniczonej liczby kadencji na prezydenta. I to był mój pierwszy pobyt dziennikarski. Przejeżdżałam wielokrotnie przez Białoruś, ale nigdy wcześniej tam nie wysiadłam. Drugi raz (i to jakby połączyło moje losy z tym krajem), to było 27 lipca zeszłego roku. Poszukiwano w telewizji bardzo dokładnie kogoś, kto ma aktualną akredytację i jest w stanie pojechać natychmiast, następnego dnia, za 2 dni do Grodna, ponieważ coś strasznego dzieje się ze Związkiem Polaków. Rzeczywiście w tym momencie było przejmowane przez łukaszenkowskie kierownictwo. Jeszcze nie cały Związek, ale Dom Polski w Grodnie. I dokładnie w tym dniu, w którym przyjechałam ten Dom został przejęty. Przez następne dni głównie relacjonowałam z Kuźnicy Białostockiej. To znaczy codziennie przekraczałam granicę i w ten sposób mieliśmy łączność. Inaczej nie mogliśmy wysłać materiału. Codziennie z kasetą przekraczałam granicę. To było 12 razy.
A.Grabowska: Teraz może zwrócę się do pana Mażejki. Co pan sądzi o ostatnich atakach władz białoruskich na Polskę? Czy coś takiego przedtem już było?
Paweł Mażejka: Najpierw chciałbym podziękować organizatorom za zaproszenie. Miło, że dziennikarze, politycy i w ogóle obywatele polscy, interesują się sprawami Białorusi. Rozumiem, że w interesie Polski też jest demokratyczna Białoruś, z którą można budować przyjazne stosunki. Jeśli dotyczy pytania, to jest to szukanie kolejnego wroga. To jest w istocie polityki, którą prowadzi dzisiejsza władza Białorusi. Zwykła sprawa, żeby odwrócić ciekawość ludzi od problemów wewnątrz państwa, warto znaleźć jakiegoś wroga. Zawsze jest to Ameryka. Ostatnio to jest Polska. Moim zdaniem Polska dlatego, że władze Białorusi rozumieją rolę, jaką odegrała Polska w procesie demokratyzacji Ukrainy, w wydarzeniach na Ukrainie. Moim zdaniem władza Białorusi rozumie, że głos Polski może być bardzo ważny w sytuacji, gdy będzie potrzebne poparcie Europy dla sił demokratycznych na Białorusi. I dlatego już teraz... nawet nie teraz, bo jak pani Agnieszka powiedziała, 27 lipca, czy jeszcze wcześniej, zaczął się atak. Żeby pokazać po prostu, że polska polityka jest wrogiem dla Białorusi i Białorusinów. To jest przykre. Moim zdaniem taka polityka, aby pokazać Polaków jako wrogów, miała w pewnym sensie skutek... sam pochodzę z Grodna. I zawsze Polacy i Białorusini mieli absolutnie normalne stosunki. Nikt tak naprawdę nie zadawał pytania, kto jest jakiej narodowości. To ostatnio jest tak, że ludzie nawet z Grodna czy z Grodzieńszczyzny z nieufnością patrzą na Polaków.
A.Grabowska: Pan Aleksander Bialacki po studiach został nauczycielem akademickim literatury białoruskiej. Jest członkiem Związku Pisarzy Białoruskich i jednym z założycieli Stowarzyszenia Młodych Pisarzy, którego był przewodniczącym w latach 1986-89. Jest od dawna aktywnym działaczem politycznym. Organizował obchody upamiętniające śmierć ponad 300 tysięcy Białorusinów, zamordowanych przez NKWD w latach 1937-41. Jest współzałożycielem Centrum Obrony Praw Człowieka "Wiasna", któremu obecnie przewodniczy. Może zaczniemy od tego, czym się zajmuje to Centrum? Co robi, jeśli natrafia na przypadki łamania praw człowieka? I jak na to reaguje władza, że wy działacie na Białorusi?
Aleksander Bialacki: Istniejemy nieformalnie, bo juz 2 lata nasze Centrum jest zamknięte przez Sąd Najwyższy. Teraz pracujemy faktycznie nielegalnie, ale dość aktywnie i mamy wiele kierunków działania. Najważniejsze, co robimy, to pomoc ofiarom politycznych represji. To jest naprawdę bardzo ważna i ciężka praca teraz na Białorusi. Bo co rok mamy tysiące przypadków. Próbujemy w miarę możliwości dać jakąś prawną pomoc. Szukamy ludzi, którzy mogliby się wziąć za taka pracę. Organizujemy dożywianie do więzienia dla tych, którzy siedzą. Pomagamy rodzinom. Na co dzień może to nie jest tak widoczne, ale to potrzebna praca. Zajmujemy się też rozpowszechnieniem informacji o sytuacji człowieka w Białorusi jak i za granicą. Rosyjski rząd zakupił jakiś nowy sprzęt, żeby separować nasz "said" i nie wiemy, ile jeszcze będzie pracował. Ale będziemy wtedy coś myśleli. I próbujemy rozpowszechniać informacje w Białorusi. Mamy 17 filii w całym kraju i pracujemy dość aktywnie. Niestety, pracy mamy dużo. Kiedy zakładaliśmy Centrum 10 lat temu, w 96 roku, to nie myśleliśmy, że nasza praca będzie trwała tak długo. Kiedy milicja zatrzymywała mnie, pytali - gdzie pracujesz? W Związku Pisarzy. A kim jesteś? Pisarzem. Milicjant pytał, - co piszesz? A ja odpowiadałem - ulotki, transparenty, plakaty.
A.Grabowska: Teraz pytanie do pani Ilony Karpiuk, która jest tutaj w Polsce szefową Białoruskiego Zrzeszenia Studentów. Ilu jest białoruskich studentów w Polsce?
Ilona Karpiuk: Przede wszystkim witam serdecznie. Liczba ta jest naprawdę trudna do oszacowania. Dlatego, że na pewno istnieje rozbieżność między ilością studentów, którzy studiują, a liczbą studentów, którzy starają się działać aktywnie na polu białoruskiej kultury, działań społecznych. Na pewno, jeśli założymy, że z tych wszystkich miejscowości na wschodzie Polski, które są określane jako tereny białoruskie, młodzież studiuje, (ta, która ma możliwość studiowania) to pewnie możemy liczyć w setkach, jeżeli nie w tysiącach. Chociaż to być może zbyt dużo powiedziane. W samej organizacji, którą reprezentuję, działa kilkudziesięciu studentów. Od 40 do 80 w zależności od intensywności działań i potrzeb, nawet osobistych.
A.Grabowska: W jakim mieście działacie?
Ilona Karpiuk: Jesteśmy jako organizacja zarejestrowani w Białymstoku. W początkach naszej działalności istniało koło białostockie, warszawskie, w Gdańsku, w Lublinie. Na chwilę obecną są dwa koła, w Warszawie i Białymstoku. My mamy troszeczkę inne cele, aniżeli cele polityczne, które są kojarzone z tematem Białorusi. Bo jeżeli się mówi w Polsce o Białorusi, to od razu ma się na myśli państwo Białoruś, prezydenta Łukaszenkę, prawa człowieka i tak dalej. Natomiast mniejszość białoruska ma inne problemy w Polsce. I to są problemy, które nazywamy tak oględnie, problemami określaniem swojej tożsamości narodowej, znalezieniem swojego miejsca tutaj, w Polsce. I zadaniem białoruskiej organizacji młodzieżowej w Polsce, z całą pewnością jest rozbudzanie, podtrzymywanie tej świadomości poprzez różnego typu działania kulturalne, społeczne. Mamy na pewno świadomość tego, że różnimy się kulturowo. Dlatego też działania, na których się skupiamy są nieco inne, niż tylko działania polityczne.
Alina Grabowska: Rozumiem. Ale to mnie skłania do zadania pytania pani Agnieszce Romaszewskiej. Pani była wiele razy na Białorusi, zna pani te stosunki. Jak właśnie wygląda pod tym względem sytuacja mniejszości polskiej? Czy też dba o swoją tożsamość? Czy ma szansę, żeby o to dbać? I w jaki sposób? Czy władze tępią tego rodzaju działania?
Agnieszka Romaszewska: To jest bardzo szeroki i bardzo skomplikowany temat. Moim zdaniem ma szanse w tej chwili, ze względu na bardzo specyficzną koniunkturę. Może jest to takie szczęście w nieszczęściu. Mamy szansę zastanowić się nad tym, co dobrego można zaczerpnąć z faktu, że mieszka polska mniejszość na Białorusi i białoruska mniejszość w Polsce. I w gruncie rzeczy obie te mniejszości zamieszkują taki sam obszar kulturowy. To jest wszystko kulturowo połączone. I można z tego bardzo dużo czerpać na przyszłość. Doskonale wiemy, jak to było z problemem mniejszości polskiej zarówno na Ukrainie jak i na Litwie. To były często bardzo ciężkie sytuacje. Poczynając od bardzo ostrych konfliktów. Tak było na Litwie, gdzie do tej pory mniejszość polska nie odzyskała "głasnostii" w żaden sposób. I cały czas istniejący historyczny konflikt na Ukrainie. Moim zdaniem istnieje szansa na zupełnie inne ułożenie tych stosunków. Teraz - czy Związek Polaków dba o polskość? Moim zdaniem tak. Temu chciałam poświęcić mój film. To byłby bardzo patriotyczny film. Bo ja chciałam pokazać, z czego wzięły się motywacje ludzi, którzy tak, a nie inaczej się zachowali. One się wzięły z pewnej tradycji, wychowania w tradycji. Niezwykle silnej jak się okazało, przeżyła 40 lat Związku Radzieckiego i 10 lat Łukaszenki. Przeżyła fakt, że wszyscy dookoła mówią po rosyjsku, i szczerze mówiąc są nieokreślonej narodowości. Uważam, że to jest niesłychanie cenne. Ale jeszcze bardziej cenne tak naprawdę jest dla nas to, że Związek Polaków przetrwał w środku Białorusi... przecież to są wszystko obywatele Białorusi, nasi rodacy, ale obywatele Białorusi. W awangardzie zmian demokratycznych. To znaczy tego, że właśnie oni się odważyli. I że chcą.
Alina Grabowska: Aleksander Bialacki - prosimy.
Aleksander Bialacki: Białoruska opozycja dzisiaj wygląda na bardzo porządną. Bo już od roku pracuje wspólnie. Największa demokratyczna, opozycyjna partia i młodzieżówki. Postać Milinkiewicza to jest wynik Kongresu, który był w październiku ostatniego roku. Był wice merem Grodna przez pewien czas. Ale spoza Grodna mało kto wiedział o tej osobie, że jest taki opozycyjny polityk. I przez te 3 - 4 miesiące udało się wypromować jego osobę i postawić jako realną alternatywę dla Łukaszenki. Mamy teraz wcześniejsze wybory. Chociaż oni nie łamali białoruskiego prawa, bo prezydent ma prawo proponować naszej radzie. Rada ma prawa zarzadzić te wybory. To jest normalne. Ale władze po prostu boją się nowej osoby, nowej figury na białoruskiej, politycznej scenie. Łączenie białoruskiej opozycji wokół jednej osoby, realnej osoby pana Milinkiewicza, może dać dobry plon. Zobaczymy, kiedy. Może podczas wyborów, czy trochę później. Ale to jest dobra droga. I myślę, że białoruska demokratyczna opozycja będzie szła tą drogą.

powrót